Największa afera dopingowa w polskim futbolu od lat. Pół drużyny brało dożylne wlewy

To największa od lat afera dopingowa w polskim futbolu. Ale nikt nie wziął zakazanej substancji. To metoda podania była nielegalna. Dyskwalifikacja na 4 lata przez witaminę C, magnez i glukozę? Na dożylne wlewy było zapisane pół drużyny Pogoni Siedlce, grającej w drugiej lidze. I nikomu nie zaświtało, że to może być dla sportowców zabronione.

Polska Agencja Antydopingowa prowadzi śledztwo. Policja weszła z nakazem rewizji do pomieszczeń klubu i zabezpieczyła dokumenty oraz telefony. Zwolniono trenera, ucieka sponsor. Siedmiu piłkarzom grożą dyskwalifikacje. Wszystko przez witaminy i magnez, zestaw z domowej apteczki. Wzmocniony ignorancją: połowa drugoligowej drużyny poszła na dożylne infuzje nie sprawdzając, czy przepisy dopingowe na nie pozwalają.

Nie oni to poddanie się infuzjom wymyślili, ale w myśl przepisów to oni mogą za nie odpowiedzieć. Bo sportowiec zawsze odpowiada za to, co i jak dostaje się do jego ciała. W ich przypadku do ciała nie dostało się nic zabronionego. Ale nielegalna jest sama metoda: nie wolno zdrowemu sportowcowi podać dożylnie więcej niż 100 ml na 12 godzin. Jakiejkolwiek substancji.

Doping istnieje także w esporcie. Jak on wygląda? Wideo można zobaczyć poniżej

Zobacz wideo

Gdyby piłkarzom Pogoni Siedlce zrobiono antydopingowe testy, niczego by nie wykryły. Ale akurat takiego złamania przepisów dopingowych nie wykrywa się testami. Tylko dzięki informatorom. Czasem sportowcy składają donosy na samego siebie, z głupoty. Multimedalista w pływaniu Ryan Lochte wrzucił na Instagram zdjęcie jak bierze kroplówkę. Dostał 14 miesięcy dyskwalifikacji. Samir Nasri, piłkarz Manchesteru City (wypożyczony wówczas do Sevilli) pochwalił się zdjęciem u Drip Doctors, w kalifornijskiej klinice robiącej dożylne wlewy. Dostał półtora roku dyskwalifikacji. Afera w Pogoni Siedlce zaczęła się bardziej swojsko. Nie od Instagrama, tylko – jak wynika z naszych informacji - od zgłoszenia do działu śledczego Polskiej Agencji Antydopingowej.

Z komunikatu POLADA z 29 października 2019:

Polska Agencja Antydopingowa informuje, iż wszczęła postępowanie w zakresie podejrzenia stosowania metody zabronionej w postaci infuzji dożylnych przez 7 zawodników piłki nożnej należących do Miejskiego Klubu Sportowego Pogoń Siedlce. Zawodnikom grozi kara 4 lat dyskwalifikacji. Sprawa jest rozwojowa. Ze względu na możliwość popełnienia przestępstwa POLADA udostępniła akta sprawy Prokuraturze Krajowej oraz Prokuraturze Okręgowej w Lublinie.

Z komunikatu Prokuratury Okręgowej w Lublinie:

„(…) wszczęte zostało śledztwo w sprawie zaistniałego w dniu 16 października 2019 r. w Siedlcach, woj. Mazowieckie, narażenia ustalonych piłkarzy Miejskiego Klubu Sportowego Pogoń Siedlce na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez nieprzestrzeganie procedur medycznych to jest czynu z art. 160 § 1 kk w zbiegu z art. 48 ust. 2 Ustawy z dnia 21 kwietnia 2017 r. o zwalczaniu dopingu w sporcie w zw. z art. 11 § 2 kk. Czyn ten zagrożony jest karą pozbawienia wolności do lat 3.

W sprawę zamieszanych było łącznie kilkanaście osób, nie tylko piłkarze. Teraz POLADA i prokuratura sprawdzają czy lekarze, działacze, sztab szkoleniowy i zawodnicy wykazali się tylko ignorancją i niekompetencją, czy też wiedzieli, że mogą robić coś zabronionego, a mimo to się na to zdecydowali. Przerzucanie się odpowiedzialnością już trwa.

Bo wyniki były złe

Pomysł medycznego “wsparcia” zawodników Pogoni pojawił się ponad miesiąc temu. Pogoń przegrywała mecze, wyjazdowa porażka 3:7 w Widzewem była trzecią z rzędu. Jeszcze przed wyprawą do Łodzi doszło do zwolnienia trenera Kamila Sochy, który w 12 ligowych spotkaniach zdobył 15 punktów. Ale bezpośrednim powodem zwolnienia był sprzeciw trenera wobec pomysłu zrobienia piłkarzom badań kondycyjnych trzy dni po meczu z Olimpią Elbląg (dla niektórych było to ledwie dwa dni po meczu drugiej drużyny). Badania kondycyjne były poleceniem służbowym, trener nie chciał go wypełnić. Jedna z osób, która odpowiadała za badania, relacjonuje je tak:

- Testy motoryczne wypadły słabo. Najszybsi piłkarze nie biegali szybciej niż 28 km/h. Zaleciliśmy trening wzmacniający, a potem testy na poziomie komórkowym, by zobaczyć czego brakuje w organizmach - usłyszeliśmy.

Inaczej tę operację opisywał Socha, który odniósł się do niej w komentarzu na jednym z portali. - Człowiek przeprowadzający testy tłumaczył po nich w obecności świadków, że nie miały one na celu sprawdzenia przygotowania fizycznego zawodników. Mało tego: sam dodał, że specjalnie zależało mu na tym, by zawodnicy byli przed nimi zmęczeni. Skoro byli zmęczeni, jak mogli osiągnąć dobre wyniki? - pytał retorycznie.

Czy test miały rzeczywiście pomóc w ocenie formy piłkarzy? Czy może miały być pretekstem do suplementacji zawodników? Albo argumentem w sprawie rozstania z trenerem? Ile stron, tyle zdań. Ostatecznie na podstawie wyników tych badań zapadła decyzja o konieczności wzmocnienia piłkarzy. Decyzję w sprawie suplementacji miał podjąć zarząd (5 osób) wraz z Danielem Purzyckim. Purzycki był od lipca 2019 roku dyrektorem wykonawczym Pogoni. Od 10 października także jej trenerem, zastąpił Sochę. Purzycki w rozmowie z nami przyznaje, że zgadzał się z potrzebą suplementacji graczy i wykonywał rozporządzenia zarządu.

- Moim zadaniem było skierować do lekarza słabo wyglądających graczy. Graczy wolniejszych od rywali, apatycznych, z podkrążonymi oczami, przemęczonych. Zarząd przedstawił mi umowę z placówką medyczną, z którą od kilku lat współpracujemy. Pracuje tam znany i ceniony lekarz, z którym konsultujemy się przy chorobach zawodników, wynikach badań krwi. O substancjach, które mieli przyjąć gracze, rozmawialiśmy i z zarządem i samym lekarzem. To były rozmowy prowadzone już kilka tygodni wcześniej. Odżywki miały wspomóc zawodników - argumentuje. Rozmowy trwały długo, ale jak słyszymy, nie padła w nich istotna kwestia. - Jak suplementacja miała być podana? - Tego nie wiedziałem. To nie było w moich kompetencjach – broni się Purzycki.

Pechowa siódemka na wlewach z witaminy C

15 października w klubie wywieszono listę zawodników, którzy zostali skierowani na konsultację medyczną. Czas pokazał, że była to lista pechowców. To ich wytypowano do suplementacji. Jak ustaliliśmy, zaaplikowano im m.in: witaminę C, witaminę B12, glukozę, elektrolity, magnez, żelazo. - To wszystko są preparaty dozwolone, ale zabroniona jest metoda podawania ich dożylnie. Dawki powyżej 100 ml w okresie 12 godzin mogą wpływać na wydolność sportową, przyspieszać regenerację zawodnika, wpływać na jego profil hematologiczny, jeśli mowa o sportach wytrzymałościowych - tłumaczy nam Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej. Upraszczając – takie podanie substancji jest tożsame z dopingiem.

Gdy siedmiu piłkarzom podpięto kroplówki, sytuacja zaczęła robić się nerwowa. Czy to sami gracze zaczęli dopytywać o legalność infuzji, czy na ewentualne problemy zwrócił im uwagę personel? To zapewne będzie badać POLADA. W każdym razie na miejscu około półtorej godziny po zawodnikach pojawił się też Purzycki. Doszło do kłótni.

“Jak mają jakiś problem, to niech porozmawiają z szefem”

- Wy chyba nawet nie macie świadomości, co im dokładnie podajecie – tak, zdaniem rozmówcy portalu Weszło, miała zareagować jedna z pielęgniarek. Portal sugeruje, że Purzycki groził personelowi utratą pracy. Sam Purzycki w rozmowie ze Sport.pl stwierdził tylko, że panie zamiast pracować, piły kawę.

- Pielęgniarki nie były miłe, jakby złe, że przeszkodziłem im w piciu kawy, krzyczały. Zadzwoniłem do ich przełożonego i powiedziałem, że jak mają jakiś problem, to niech porozmawiają z szefem. Na tym moja wizyta tam się skończyła. Potem dostałem informacje od zawodników, że pielęgniarki zakończyły podawanie suplementów, że jest jakiś problem - opowiada dość enigmatycznie. Na czym ten problem polegał? Purzycki tłumaczy, że tego nie wyjaśniał. Nie jego obszar działalności.

- W mojej ocenie w klubie nikt przed podaniem kroplówek nie był zorientowany, że to co chcą zrobić, jest niedozwolone. Dlaczego jednak nie zareagowali lekarze? - zastanawia się jeden z naszych rozmówców, będących blisko drużyny. Dalszy rozwój wypadków też jest zastanawiający. Mało brakowało, by następnego dnia nielegalnym wspomaganiem znów została “poratowana” kolejna grupa piłkarzy. To znaczy, że teraz zawieszenie groziłoby nie siedmiu, ale nawet kilkunastu zawodnikom Pogoni!

- Ta grupa, która pojechała na konsultację następnego dnia, nie wyraziła już jednak zgody na kroplówkę. Skontaktowałem się z głównym lekarzem. Powiedział, że rzeczywiście jest problem. Nie wnikałem. Potem dowiedziałem się, że tej pierwszej grupie podano dożylnie za dużą dawkę suplementów. Nie wiem, o jaką ilość chodziło - opisuje Purzycki.

Według naszych informacji zamiast dozwolonych 100 mln, w niektórych przypadkach było to nawet pół litra. Jeśli czerwona lampka wcześniej się nikomu nie paliła, lub została wyłączona, to teraz mrugała już mocno. Zawodnicy wiedzieli, że mogą mieć problemy. Informację o tym, że każdy wlew dożylny (z wyłączeniem tych przyjętych w uzasadnionych przypadkach w trakcie hospitalizacji, zabiegów chirurgicznych lub badań klinicznych) jest zabroniony, można znaleźć na portalu POLADA w około pół minuty. Na stronie głównej wystarczy kliknąć w szybko rzucający się w oczy link “lista substancji zabronionych” i po otwarciu nowego okna otworzyć dokument “Lista Substancji i Metod Zabronionych 2019". Dodajmy, że wszelkie wlewy dożylne powyżej 100 mln figurują na tej liście jako zabronione już od 14 lat.

Donos na piłkarzy

Sygnał o tym, co się działo w siedleckiej klinice, POLADA dostała przez Antydopingowe Pogotowie Informacyjne. Ta infolinia ma nie tylko pomagać i udzielać porad zawodnikom w kwestii dozwolonych i zakazanych środków, ale też przyjmować donosy. Kto i dlaczego z tej drogi skorzystał? Można się tylko domyślać. Podczas kłótni w siedleckiej klinice Daniel Purzycki miał grozić personelowi zwolnieniem. Jednak ostatecznie to on stracił pracę, choć nie stało się to od razu.

POLADA natomiast zadziałała szybko. 20 października po meczu Pogoni z Górnikiem Łęczna na stadionie przy Jana Pawła II pojawili się kontrolerzy. Testy antydopingowe na tym szczeblu rozgrywkowym nie zdarzają się często. Gracze z Łęcznej byli nimi nieco zaskoczeni, miejscowi niekoniecznie. Napięcie w klubie rosło. W czwartek 24 października osiągnęło punkt kulminacyjny. Zawodnicy odmówili Purzyckiemu wyjścia na trening.

- Nie bardzo rozumiałem decyzję i takie postępowanie. Dla dobra klubu, by nie zaogniać sytuacji, postanowiłem, że nie będę prowadził tych zajęć. Trening zrobił mój asystent. Normalnie bym sobie na taki szantaż nie pozwolił i sytuację chciał wyjaśnić od razu - opisuje pytany o sprawę Purzycki. Nie pojechał z drużyną na następny mecz, do Katowic. Zresztą i tak nie mógłby usiąść tam na ławce. W poprzedniej kolejce dostał czerwoną kartkę za scysję z trenerem bramkarzy łęcznian Sergiuszem Prusakiem.

Komunikat o rozstaniu z trenerem i dyrektorem Purzyckim zarząd Pogoni wydał 29 października. Szkoleniowiec przytakuje, że było to pokłosie sprawy z suplementacją.

Żaden z zawodników pytany przez nas o wydarzenia z ostatnich tygodni nie chciał oficjalnie zabierać głosu. Gracze będą jednak musieli ustosunkować się do zarzutów agencji antydopingowej. Z tego co ustaliliśmy, dowody na to co działo się siedleckiej klinice są i niebawem zapewne się powiększą.

- Chcemy teraz przesłuchać zawodników. Czekamy na decyzję, czy zdecydują się złożyć zeznania na piśmie, czy osobiście. W sprawach infuzji dożylnej suplementów trzeba mieć dowody w postaci zeznań świadków czy dokumentacji medycznej - tłumaczy nam Rynkowski.

To zawodnik odpowiada za to, co przyjmuje

Sprawa złamania przepisów antydopingowych w Pogoni zrobiła się głośna po tym, jak do klubu na kilkadziesiąt godzin przed wyjazdowym meczem z GKS Katowice wkroczyły służby mundurowe. Dokonano przeszukań budynków klubowych, zabezpieczono dokumenty oraz zabrano telefony kliku osób z zarządu i prawdopodobnie trenera. To standardowa procedura, bo w przypadku infuzji dożylnej można liczyć się z paragrafem o narażaniu kogoś na “bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez nieprzestrzeganie procedur medycznych”. W tym elemencie śledztwa chodzi o ewentualne błędy w samej procedurze iniekcji - np. robienie wlewów w złych warunkach higienicznych. Sport zna śmiertelne przypadki po takich wlewach. W sprawie siedleckiej, biorąc pod uwagę, że iniekcje przeprowadzał wykwalifikowany personel w warunkach klinicznych, ten wątek zapewne nie będzie najważniejszy.

Ważne będzie ukaranie winnych. Tłumaczenia “nie wiedziałem”, “nie znam prawa” niczego nie załatwią. Szczególnie jeśli chodzi o piłkarzy. Ci mogą znaleźć się w trudnej sytuacji, nawet jeśli zeznają, że na suplementację zostali wysłani przymusowo.

- To nie zwalnia z odpowiedzialności samych zawodników. To oni odpowiadają za to, co znajduje się w ich organizmie i co zastosowali. Oczywiście jeśli np. trener, fizjoterapeuta, lekarz ich do czegoś namawia czy zmusza, to sam też może takiej odpowiedzialności podlegać. POLADA może nałożyć kary za nakłanianie, współdziałanie, ale też tuszowanie przyjmowania zabronionych substancji lub za podawanie substancji legalnych, ale w sposób łamiący przepisy - tłumaczy nam Rynkowski.

- Na razie nie prowadzimy postępowania w sprawie udziału innych osób niż zawodników (np. trenera czy klubowych fizjoterapeutów), ale zobaczymy jak ta sprawa będzie wyglądać po zeznaniach świadków - dodaje szef POLADA. Przedstawiciele Pogoni, gdy tylko zorientowali się, że przez suplementację 7 piłkarzy problemy może mieć cały klub, sami szybko skontaktowali się z wydziałem gier PZPN. Pytali, czy mogą korzystać z 7 odżywionych witaminami zawodników. Usłyszeli, że dopóki piłkarze nie są zawieszeni, to mogą uczestniczyć w rywalizacji.

- Złożyliśmy wyjaśnienia w PZPN, rozmawialiśmy z prezesem. Udaliśmy się do POLADY. Mam nadzieję, że sprawa zostanie wyjaśniona do końca i wszyscy niebawem odetchną, że to się skończyło. Dużo nas to nauczy. Trudno mówić, że była to czyjaś wina. Natomiast problem już jest nas wszystkich - mówi były już trener Pogoni.

Pogoń w październiku nie wygrała żadnego z 5 meczów. Piłkarze są przybici. Mogą spodziewać się przymusowego odpoczynku od piłki. Klub może nagle stracić siedmiu zawodników. Mógł nawet kilkunastu, gdyby suplementacji poddała się kolejna grupa. Pod koniec października odbyło się posiedzenie Komisji Sportu Rady Miasta w Siedlcach. Informacje, które się tam pojawiły, też nie były dobre. Jeden z radnych przekazał, że o usunięcie logo z klubowych koszulek poprosił jeden ze sponsorów klubu. Dodał, że do czasu wyjaśnienia sprawy wspomagania biznesmen nie będzie finansował Pogoni.

Konsekwencje niewiedzy mogą być w dopingu porównywalne z konsekwencjami świadomego oszustwa.- Z pracy w klubach w Anglii pamiętam, że zawodnicy i osoby funkcyjne dostawali ulotki i chodzili na szkolenia dotyczące zabronionych metod wspomagania. Informacje o tym były ogólnodostępne - przypomina sobie Purzycki.

-I nie pamięta pan na tych ulotkach przekreślonej na czerwono igły? - dopytujemy. W odpowiedzi słyszymy, że na suplementacji i dawkowaniu powinni znać się inni.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.