FIFA zmieniła przepisy i wprowadziła limity. "Będzie smutno i niedobrze"

Wrócić mają menadżerskie egzaminy. O transferowe opłaty będzie dbało biuro rachunkowe FIFA. To przez nie mają wędrować pieniądze od klubów do menadżerów. Agenci nie będą zarabiali jednak, tyle ile chcą. Dostaną procentowe limity. - To trochę tak jakby teraz ktoś wyznaczył ludziom z FIFA ile oni mogą zarabiać - dziwi się jeden z nich.

4 lata temu zniesiono egzaminy i uwolniono rynek. Agentem mogła zostać nawet ciocia piłkarza. Wystarczyło, że zarejestrowała się w systemie i wykupiła ubezpieczenie. Menedżerom nikt nie narzucał ile mogą sobie liczyć za współpracę z klubami i graczami. Teraz życie pośredników piłkarskich się zmieni. - Będzie smutno i niedobrze - tłumaczy jeden z nich.

"Czy ktoś wyznacza ludziom z FIFA ile mogą zarabiać?”

FIFA nad zmianą przepisów dotyczących transferów pracowała już od pewnego czasu. Tłumaczyła ją chęcią ograniczenia nadużyć, uszczelnieniem i usprawnieniem systemu. Obradująca w czwartek w Szanghaju Rada Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej przyjęła projekt zmian. Przewodniczący FIFA Gianni Infantino na godzinnej konferencji prasowej poświęcił temu wydarzeniu 5 sekund. O przyjęciu projektu po prostu poinformował. Nie wdawał się w szczegóły, a zmian jest kilka.

Przede wszystkim w przepisach mają być wyznaczone maksymalne prowizje od transferów. Mają wynosić 10 proc. transferowej kwoty dla agenta ze strony klubu sprzedającego, 3 proc. z wynagrodzenia piłkarza dla jego agenta i 3 proc dla menadżera, który obsługuje transfer ze strony klubu kupującego. Konfiguracji jest kilka, bo przy transferach często udział bierze większa grupa osób. Menadżer Mariusz Piekarski pytany o tę sprawę w ostatnim odcinku Sekcji Piłkarskiej takie uregulowania określił dwoma słowami. Wideo poniżej.

Zobacz wideo

W podobnym tonie wypowiadają się inni polscy agenci.

- To niekorzystne przepisy również patrząc ze strony klubów. Jeśli byłbym właścicielem drużyny, miał pieniądze i marzenie by sprowadzić jakiegoś piłkarza, to zrobiłbym wszystko by przekonać gracza i jego agenta do transferu. W nowych realiach takie wydawanie pieniędzy, z którymi ich właściciel może robić co chce, zostanie ograniczone. To trochę tak jakby teraz ktoś wyznaczył ludziom z FIFA ile oni mogą zarabiać - tłumaczy Marcin Kubacki, menedżer m.in. Dawida Kownackiego, Mariusza Stępińskiego, czy Arkadiusza Recy.

- W dzisiejszych czasach honorowani przy transakcjach są nie tylko menadżerowie, ale też np. rodzice piłkarzy, czy inne osoby. Myślę, że klub który będzie chciał lub musiał przekonać większe grono ludzi do danego transferu jakąś drogę ku temu znajdzie – dodaje.

Według nowych zapisów może być to utrudnione. Kolejny punkt regulacji (choć na razie nie jest sprecyzowany) mówi o tym, że liczba osób pośrednicząca w jednym transferze będzie ograniczona. To zapewne reakcja FIFA na sygnały, że przy dużych transferach prowizje wędrowały do wielu osób. No i były bardzo duże. Według informacji Football Leaks Mino Raiola po przenosinach Paula Pogby do Manchesteru United (za 105 mln euro) był bogatszy o 40 mln euro, które dostał z trzech stron biorących udział w transakcji. FIFA wyliczyła, że w latach 2014-2018 agenci podnieśli z rynku 2 miliardy dolarów.

- Niech pan zadzwoni do Raioli i zapyta co on na to, że teraz od transferów dostanie 10 proc. - uśmiecha się Kubacki.

- Poczekajmy aż wyjdzie komplet nowych, dokładnych zapisów. Diabeł tkwi w szczegółach. Transfer to nie tylko prowizja. Jeśli zapisy będą nieżyciowe, to nie będą dobrze działały - dodaje Jarosław Kołakowski, agent m.in. Kamila Glika, czy Szymona Żurkowskiego.

Biuro rachunkowe FIFA

To, ile agenci będą teraz dostawać, będzie monitorowane. Prowizje będą przechodzić przez specjalną jednostkę FIFA, swoiste biuro rachunkowe obsługujące wszystkie wpłaty i wypłaty. Takie biuro ma też pomagać, wyjaśniać i regulować spory między klubami i agentami. Powinno też czuwać by wszystkie pieniądze przechodziły przez centralę. Ci, którzy zostaną złapani na rozliczeniach pod stołem mogą liczyć się z czasową utratą licencji, czyli zakończeniu oficjalnej działalności.

- To ciekawy zapis jeżeli takie biuro rzeczywiście będzie kontrolować i pomagać wszystkim stronom w procesie przepływu pieniędzy, lub zablokuje czy ostrzeże przed transakcją gdy okaże się, że np. dany klub ostatnio jakiejś prowizji nie zapłacił - mówi nam Kołakowski. Zaznacza, że agentów często spotykają spore problemy, by należne im za pracę wynagrodzenie wpłynęło na ich konto. Z dochodzeniem wypłaty muszą sobie radzić sami. Z drugiej strony Kołakowski zastanawia się czy wszyscy taki sposób transakcji od razu zaakceptują.

- Jakoś trudno mi uwierzyć, że klub z Gabonu będzie chciał rozliczać się za transfer piłkarza przez FIFĘ - dodaje.

Licencja na transferowanie

Po zmianie przepisów na pewno dojdzie do przerzedzenie rynku agentów. Powróci bowiem system licencjonowania menedżerów, którzy będą mieli też obowiązek dalszego kształcenia zawodowego (prawdopodobnie poprzez konkretne kursy). Od 2015 roku pośredniczyć w transakcji mógł każdy kto zarejestrował się na stornie krajowej federacji i zapłacił za ubezpieczenie. Liczba agentów w Polsce momentalnie wzrosła o połowę. Teraz by być menadżerem konieczny będzie zdany egzamin.

- FIFA po rezygnacji z menadżerskich legitymacji zafundowała mniejszą jakość zawodu i zwiększyła chaos. Kiedyś człowiek musiał być do tej pracy przygotowany, zdawało się bardzo trudny egzamin z otwartymi pytaniami. 15 dotyczyło zagadnień związanych z regulacjami FIFA, 5 z krajowymi. Ja zdałem za drugim razem. Jacek Bednarz, czyli prawnik, chyba też. Na trzydziestu chętnych udawało się pięciu - opisuje Piekarski. Z powrotu do egzaminów cieszą się ci, co w branży działali od wielu lat i już kiedyś egzaminy zdali. (Nie jest na razie jasne czy dawne legitymacje będą dalej honorowane). Zadowoleni będą na pewno prezesi klubów, którzy często ze zdziwieniem patrzyli na nowych pośredników, nie mających pojęcia o podstawowych przepisach.

- W skrajnym przypadku trafiła się umowa, na którą "menadżer" naniósł 9 poprawek. Żadna nie była zgodna z przepisami ogólnymi - mówił nam niedawno Wojciech Perkiewicz, ówczesny prezes Arki.

Opłata za wyszkolenie i problem wypożyczeń

Zmienią się też regulaminy dotyczące wypożyczania graczy. Klub nie będzie mógł mieć już 50 zawodników rozsianych po Europie i świecie. Od sezonu 2020/21 limit dla międzynarodowych wypożyczeń będzie wynosił osiem. Chodzi o łączną liczbę zawodników w wieku 22 lat i starszych, których klub ściągnął do siebie lub umieścił na jakiś czas za granicą. Od sezonu 2022/23 to liczba zostanie ograniczona do sześciu.

Nowa biuro rachunkowe FIFA przez, które przechodzić będą pieniądze za transfery, ma też zajmować się rozliczeniami mechanizmu solidarnościowego między klubami. Ten też się zmieni.

Od 1 lipca 2020 roku solidarity payment będzie obowiązywał przy transferach krajowych, ale z czynnikiem międzynarodowym. To znaczy, że jeśli za rok Milan sprzeda Krzysztofa Piątka np. do Juventusu, to pieniądze za wyszkolenie gracza podzielą między siebie kluby, w których grał on do 23 roku życia - Lechia Dzierżoniów, Zagłębie Lubin i Cracovia. Do tej pory mechanizm solidarnościowy uaktywniał się tylko między transferami przy klubach należących do różnych federacji. Polskie zespoły przy przejściu Piątka z Genoi do Milanu z solidarity payment nie miały nic.

Więcej o:
Copyright © Agora SA