Żaden rodzic nie może przyprowadzić dziecka do Ajaksu Amsterdam. Do szkółki Ajaksu przychodzi się na zaproszenie

- My na Zachodzie jesteśmy szczęściarzami. Być może Europa Wschodnia już nigdy nie nadrobi w futbolu tego wszystkiego, co straciła z powodu różnych wstrząsów politycznych. Ale musicie odbudować system szkolenia. Dziś już nikomu Maradona sam nie wyrośnie - mówią Corne Groenendijk i Bart Logchies z akademii trenerskiej Ajaksu Amsterdam.

Paweł Wilkowicz: Rozmawiamy na stadionie Legii, właśnie się skończył hit kolejki: Legia – Lechia. Jak wrażenia?

Corne Groenendijk: - Bardzo ładny stadion, głośni kibice. Ciekawe doświadczenie.

Bez uników, proszę. Jak wrażenia z gry?

Corne Groenendijk: Rozmawialiśmy sobie podczas meczu, że taki futbol oglądamy dziś w wielu miejscach na świecie: piłkarze mocni fizycznie, przygotowani do walki, podporządkowani drużynie. Ale trochę brakowało tu piłkarzy wyjątkowych.

Piotr Parzyszek, mistrz Polski z Piastem i piłkarz wychowany w Holandii, mówi, że w Eredivisie poza meczami drużyn z czołówki często też tak właśnie jest. Ma rację?

Corne Groenendijk: Zgodziłbym się z nim.

To jak to robicie, że z tego przeciętnego poziomu całości wyrosły superkluby takie jak Ajax, PSV, Feyenoord, które robią reklamę holenderskiej piłce? Jak nawet przy ograniczonych zasobach być w piłce eksporterem myśli, projektów, a nie tylko podwykonawców?

Corne Groenendijk: Niestety, nie sądzę że jest jakiś niezawodny przepis, który zadziała szybko. Możesz wziąć od kogoś pomysł i najlepsze składniki, ale jest jeszcze tyle niepowtarzalnych elementów tego wszystkiego. Jeśli urodziłeś się w zachodniej Europie i chciałeś grać w piłkę, to w ostatnich dziesięcioleciach twoja droga wyglądała najprawdopodobniej tak: poszedłeś do klubu, byli tam mili ludzie, dobre zaplecze, byłeś pod świetną opieką, w klubie był zawsze ktoś kto pomagał społecznie, a nie dla zarobku. To jest zresztą coś typowo holenderskiego, co bardzo trudno przenieść w dowolne miejsce na świecie w takiej skali: tradycja sportowego wolontariatu, chęć oddania społeczeństwu czegoś, co się wcześniej dostało. W najmniejszej holenderskiej mieścinie były zawsze trzy rzeczy: kościół, bar i klub piłkarski. A w tym klubie świetnie utrzymane boisko, skromna ale czysta przebieralnia, działające prysznice. I bardzo wielu wolontariuszy, którzy byli tam, by ci pomóc stać się lepszym sportowcem. Każde holenderskie dziecko miało taki klubik w zasięgu spaceru.

Tak powstała piłkarska kultura kraju, w którym na kilkanaście milionów mieszkańców jest milion zarejestrowanych piłkarzy. I teraz wyobraźmy sobie, że ja, przyzwyczajony do holenderskich warunków, spisuję moje rady o szkoleniu dzieci i przekazuję je krajom z byłego bloku wschodniego. Te rady zadziałają tam szybko i bez zmiany otoczenia? Nie sądzę. Czy zadziałają w Afryce, gdzie w ogóle nie ma tradycji robienia czegoś społecznie?

To pan będzie to wiedział, bo pracował pan w Kapsztadzie, w klubie satelickim Ajaksu.

Corne Groenendijk: Przyjechałem do Ajaksu Kapsztad i myślałem, że poukładam tam sobie wszystko tak jak w Holandii. Że na pewno jest tam tak, jak w okolicach Amsterdamu: wielu skautów, którzy społecznie, na ochotnika wyszukują talenty. No nie, nie ma. „Jak to na ochotnika? A kiedy dostaniemy pieniądze?”.

To dlatego projekt „Ajax Kapsztad” okazał się, mimo wszystko, rozczarowaniem?

Corne Groenendijk: Dlaczego rozczarowaniem?

Chyba oczekiwania były takie, że piłkarzy klasy Stevena Pienaara będzie trochę więcej.

Corne Groenendijk: Był Benni McCarthy. Był Pienaar. Był Thulani Serero, który zagrał z Ajaksem w Lidze Mistrzów i strzelił gola Barcelonie. Chyba nie jest tak źle. To pewnie zależy od oczekiwań. Ja uważam, że jeśli – powiedzmy - co trzy lata jakiś piłkarz z Kapsztadu trafia do Ajaksu w Amsterdamie, to pomysł bardzo się sprawdza. Ale tu nie chodzi o Afrykę, idźmy dalej. Czy mój holenderski przepis na sukces zadziała od razu w USA, w cieniu lig zawodowych, tam gdzie rodzice są przyzwyczajeni do zawożenia dzieci na zajęcia sportowe i płacenia komuś, kto się w tym czasie nimi zajmie? Nie sądzę. Czy moje rady zadziałają od razu tam, gdzie do najbliższego klubu szkolącego dzieci jest 20 km, gdzie boisko jest takie sobie i jest w tym klubie za mało rąk do opieki nad dziećmi?

Bart Logchies: Albo: czy zadziałają tam, gdzie sport jest bardzo mocno osadzony w systemie edukacji, w szkołach? Bo w Holandii nie jest, u nas jest osadzony w klubach. To klub, a nie szkoła, organizuje życie usportowionego dziecka. A są kraje, w którym robi to drużyna szkolna. To szkoła decyduje: teraz gramy w rugby, teraz w piłkę, teraz w krykieta. W Holandii wszystko dzieje się w klubach: piłka, tenis, siatkówka. Wśród tych trenerów i wolontariuszy. To ma swoje dobre i złe strony. Dobra jest np. taka, że każde zdolne dziecko prędzej czy później trafi do klubu, a w klubie będą ludzie znający się na piłce. O rozwoju dziecka nie będzie decydował np. wuefista gimnastyk, tylko ktoś z doświadczeniem w piłce.

Corne Groenendijk: Mało tego, prawdopodobnie ojciec tego dziecka też grał kiedyś w piłkę w tym klubie, ponieważ w weekendy Holandia zamienia się w kraj ludzi grających amatorsko w piłkę. I teraz dziecko tego byłego amatorskiego piłkarza ma pięć, sześć lat, on je zawozi do klubu. I słyszy: przecież ty u nas kiedyś grałeś, może chciałbyś przyjść czasem i potrenować dzieci? I ci ojcowie bardzo często się zgadzają, przychodzą po trzy razy w tygodniu, a niektórzy wciągają się na tyle, że sami idą potem na kurs trenerski. Tak jak na poziomie zawodowym do Ajaksu wracają i zostają trenerami dzieci świetni piłkarze, jak Frank de Boer niedawno, czy John Heitinga teraz, tak na poziomie amatorskich klubów wracają ojcowie, byli amatorscy piłkarze.

Tomasz Zahorski w "Wilkowicz Sam na Sam": kopiowanie szkoły holenderskiej czy każdej innej to nie jest recepta na szkolenie. Lepiej tworzyć własną szkołę [WIDEO]

Zobacz wideo

Idą do klubu pomagać, a nie recenzować trenera? I jeszcze idą na kurs do federacji i płacą za to z własnej kieszeni?

Corne Groenendijk: Płacą. Ale robią ten kurs w klubie, klub zawsze może poprosić federację o przysłanie nauczyciela na miejsce. Tylko na te najbardziej zaawansowane kursy trzeba jeździć do Zeist, do centrum szkoleniowego federacji. Ale też jak najrzadziej. Siedzący tu z nami Bart od 25 lat jest instruktorem na takich kursach. Jeśli ma 20 uczestników z kilku klubów, to robi zajęcia na zmianę w tych klubach, i od czasu do czasu w federacji.

U nas to nie dzieje się w klubach, tylko jest rozdzielone między okręgowe związki piłkarskie.

Bart Logchies: My też mieliśmy kiedyś szkolenie podzielone na prowincje. I nadal jest podział terytorialny, ale trochę inny. Są lokalni instruktorzy i do nich kieruje się kursantów. Te kursy najniższego szczebla są w klubach całej Holandii, kursy UEFA B w wybranych miejscach, bo tu chętnych jest mniej. A od UEFA A jeździ się do federacji.

Corne Groenendijk: Zmieniła się jeszcze jedna rzecz: 25 lat temu Bart jako instruktor był nauczycielem. Stawał przed pełną salą i mówił: żeby być dobrym trenerem, musisz robić tak i tak. Dziś Bart jedzie do swoich studentów, podzielonych na małe grupki i mówi: dzień dobry, jak mogę ci pomóc, żebyś został najlepszym trenerem? A tobie? Bart nadal przychodzi do nich jako ktoś kto ma do zaoferowania wiedzę i doświadczenie, ale zmienił się sposób dzielenia się nią. Jeżdżę po całym świecie, do różnych kultur piłkarskich i widzę, że to jest coś co nasz system szkolenia wyróżnia.

Partnerstwo?

Corne Groenendijk: To już nawet nie jest partnerstwo. Partnerstwo między wykładowcą a kandydatem na trenera było gdzieś na etapie pośrednim. Teraz, wydaje mi się, to kandydata na trenera można już nazwać szefem własnego procesu edukacji. On decyduje, co chce dostać, jaką ma wizję siebie, bierze odpowiedzialność za tę drogę. Logiczne: kształci się na szefa, a nie podwładnego.

Bart Logchies: Poza tym, musimy to indywidualizować, bo po co kształcić trenerów według szablonu, narzucać im kanony? Jeśli produkujesz takich samych trenerów, takich samych piłkarzy, to jak potem masz oczekiwać, że mecze będą interesujące?

To my rzeczywiście jesteśmy z innego świata. Mamy raczej relację mistrz – uczeń podczas edukacji. Mamy kanony do ścisłego przestrzegania. A jeśli chodzi o sport dzieci, to się – według pańskich kategorii - amerykanizujemy: rodzic płaci za to, że ktoś się jego dzieckiem zajmuje. Nie mówiąc już o tym, że dziś ludzie po trzydziestce często uprawiają więcej sportu niż ich dzieci.

Corne Groenendijk: A to akurat jest globalne zjawisko. Holenderskie dzieci też się zasiedziały. Jednostek wybitnych jest nadal mniej więcej tyle ile wcześniej, ale tych poniżej – dużo mniej. Tak nam raportują nasi wyszukiwacze talentów: podstawa piramidy holenderskiej piłki zaczyna się zwężać. Tu nie chodzi o to, że mniej dzieci gra w tych amatorskich klubach. Tylko że te dzieci trafiają do klubów zapuszczone ruchowo. Kiedyś w takiej grupie z naboru było zwykle ze dwóch kandydatów na świetnych piłkarzy i z ośmiu na niezłych. Dziś tych niezłych jest dużo mniej.

Bart Logchies: Nikt już nie gra na ulicy, a wuef w szkole jest słaby.

W waszej też jest słaby?

Bart Logchies: On właściwie zanika. Nie ma w systemie edukacji pieniędzy na wuefy, nie ma modelu kariery zawodowej, który zatrzymałby zdolnych wuefistów w szkole.

Corne Groenendijk: Nie tylko wuefistów. W tym miesiącu cała szkoła w Amsterdamie została zamknięta, bo nie było chętnych nauczycieli. Robi się z tego wielki problem i rząd musi coś zrobić. Naszą ostoją są kluby.

To teraz wyobraźcie sobie panowie kraj, który po upadku komunizmu rozmontował swój system klubów i klubików, bo brakowało pieniędzy na takie rzeczy, i osłabił system sportu w szkołach, z tego samego powodu. Oraz dlatego, że z definicji wszystko co było częścią starego systemu musiało być złe.

Corne Groenendijk: Byłem tydzień temu w Gruzji i usłyszałem dokładnie to samo. Stary system był zły, dobrze że odszedł w niepamięć, ale o wychowanie sportowe dbał lepiej i trudno wymyślić coś nowego, równie skutecznego. Dlatego ja już wiem, że nie ma mowy o łatwym przeniesieniu modelu holenderskiego czy modelu Ajaksu do innych krajów. Czasami mówimy tak naprawdę o zupełnie innym sporcie.

Polska właściwie wygasiła swoje fabryki piłkarzy tuż po upadku komunizmu. I dopiero po jakimś czasie próbowała je odbudowywać. Nie wszędzie w bloku wschodnim tak było, ale u nas tak. W Gruzji, w Bułgarii też.

Corne Groenendijk: Sam się bardzo często zastanawiam: czy Ajax Amsterdam miał szczęście, bo to w tym klubie pojawił się Johan Cruyff, a jego geniusz jako piłkarza i trenera ukształtował ten klub? Czy może Ajax zaczął w pewnym momencie tak działać, że dał sobie szansę dochowania się takiego Cruyffa? A kultura wolontariatu i społecznej współpracy sprawiła, że to co nam dało pokolenie Cruyffa nie zostało zmarnowane?

I do jakich pan dochodzi wniosków?

Że bardzo trudno będzie komukolwiek i kiedykolwiek powtórzyć to, co się stało przez ostatnie dekady w futbolu Europy Zachodniej. W latach 60. i 70. w całej Europie warunki wyjściowe były równe. Futbol wszędzie wyglądał tak samo: dzieci grały, rozwijały się, jako nastolatki wybierały zawodowy sport, kluby się rozwijały, trenerzy wymyślali coś nowego w taktyce i było rzeczą drugorzędną, czy to się działo na Wschodzie czy Zachodzie Europy. A potem zaczął się proces profesjonalizacji piłki, kumulowania wiedzy, rozwijania jej. I gdy ten proces przyspieszył, to akurat w Europie Wschodniej był kryzys za kryzysem. A my mogliśmy się spokojnie rozwijać. I Ajax bardzo pomagał szczęściu, budując swój system kumulowania wiedzy. Był Cruyff, jest jego spuścizna. Ale był przecież również Louis van Gaal, który nie był piłkarzem wybitnym, jak Cruyff. Ale był bardzo dobrym. A jako trener był geniuszem.

Bart Logchies: Do tego był nauczycielem. Takim zwyczajnym, w szkole. Rinus Michels też był nauczycielem. Uczył gimnastyki. Guus Hiddink był nauczycielem. Wszyscy mieli doświadczenie w zarządzaniu wiedzą, przekazywaniu jej. Oczywiście dziś to już nie do powtórzenia. Ten etap pracy w szkole wypadł z cyklu szkolenia. Teraz mamy raczej model: absolwent szkółki Ajaksu robi karierę, a po jej zakończeniu wraca uczyć się nauczania w szkółce Ajaksu.

W szkółce Ajaksu, Feyenoordu, PSV.

Corne Groenendijk: Czyli to nie może być tylko szczęście do Cruyffów i van Gaalów, prawda? Stoi za tym ciężka praca, powtarzalność, trzymanie się pewnego typowo holenderskiego wzoru.

I kilka lat temu założyliście Ajax Coaching Academy, żeby ten wzór utrwalać?

Z dwóch powodów: żeby nasza wiedza się nie gubiła, i żeby ją globalizować. Jesteśmy największym klubem Holandii, z największym obrotem, musimy zdobywać nowe terytoria, nowe sposoby zarabiania. Zarabianie na wiedzy jest jedną z dróg. Na wiedzę Ajaksu jest popyt. Tutaj nie ma szklanego sufitu, od którego się odbijamy w innych sprawach. Ajax dostaje tylko ok.. 10 mln euro za prawa telewizyjne do ligi. Taki Everton dostaje ponad 100 mln. Ajax reklamuje na koszulkach Ziggo, potężną lokalną markę. Ale lokalną. A nie Qatar Airways czy Emirates. Nie dostajemy takich kontraktów. Inni są przed nami w kolejce. Ale jeśli chodzi o wiedzę – nie. Dlatego gromadzimy wiedzę, analizujemy, rozwijamy. Ale oprócz wiedzy i dbania o nią zawsze potrzebne jest szczęście. W sporcie zawsze jest jakiś element szczęścia. Przecież Ajax dziś jest chwalony za to co zrobił w Lidze Mistrzów, ale zdarzało nam się nie kwalifikować w ogóle do rundy grupowej, bo młody chłopak zrobił jakiś błąd. I to się czasem będzie po prostu zdarzać. Dlatego musimy zabezpieczać budżet w inny sposób.

Każdy holenderski rodzic może skorzystać z tego szczęśliwego wzoru i przyprowadzić swoje dziecko do Ajaksu?

Corne Groenendijk: Nie, żaden rodzic nie może przyprowadzić dziecka do Ajaksu. Do szkółki Ajaksu przychodzi się na zaproszenie. Trzeba zostać wyszukanym przez Ajaks w którymś z lokalnych klubów. My pięćdziesiąt takich klubów partnerskich. Amatorskich, bo mamy też dwa zawodowe partnerskie: Spartę Rotterdam i Almere. Ale te amatorskie są również bardzo ważne dla nas. Są podzielone na trzy grupy: 10 klubów w grupie Top i dalej dwie grupy po 20 klubów. Kluby z grupy Top dostarczają połowę piłkarzy do naszej szkółki.

A co dostają od was w zamian?

Corne Groenendijk: Wiedzę. Jako Ajax Coaching Academy oferujemy im kursy trenerskie, szkolenia z zarządzania klubem.

Nie chcą pieniędzy?

Dostają też pieniądze. Ale nie robią tego, co robią, dla pieniędzy.

Ale chyba trzeba być najpierw przez stulecia krajem religijnych radykałów, jak Holandia, żeby mieć dziś taki model współpracy. W Holandii zarabianie na sporcie było potępiane w kościołach jako grzech, a królowa Wilhelmina ponoć w ogóle nie chciała igrzysk w Amsterdamie 1928, bo uważała to za szerzenie pogaństwa.

Corne Groenendijk: Zarabianie na sporcie było grzechem, zarabiający byli wykluczani z drużyn narodowych. Johan Cruyff był jednym z tych, którzy zrobili najwięcej, by to zwalczyć. Jego pokolenie wyważało te drzwi. Zawodowy sport wprowadził w Ajaksie dopiero Rinus Michels, właśnie w czasach Cruyffa. Takie religijne rozumienie zasady amatorstwa kiedyś mocno ograniczało rozwój holenderskiego sportu, ale potem okazało się błogosławieństwem. Bo jednak wnieśliśmy w zawodowy sport silne przekonanie, że kultura fizyczna to jest sfera ducha, że pewne rzeczy robisz nie oczekując zapłaty, tylko dla dobra ogólnego. Że koszulka Ajaksu jest święta i każdy kto ją zakłada, czuje to. Że Johan Cruyff jest kimś więcej niż piłkarzem i trenerem.

Ale dziś świat się zmienił i jednak każdy oczekuje jakichś pieniędzy, choćby zwrotu poniesionych nakładów. W Holandii te małe klubiki są dość zasobne, infrastruktura jest dobra. U nas te potrzeby są pilniejsze.

Corne Groenendijk: No to może pora odwrócić myślenie? Skoro wielkie kluby działają od lat tak, jak działają, a dostawa talentu się nie poprawia, to dlaczego wielkie kluby się nie zastanowią, czy nie płacą tym na dole za mało? I nie mówię, że to trzeba narzucić przepisami. Cenniejsze jest, gdy to się dzieje z własnej woli. Przygotowujcie dla nas dobrych piłkarzy, a my wam to dobrze wynagrodzimy. Jeśli nic nie zmienisz w działaniu, nie oczekuj zmiany efektów. Naprawdę, to nie są jakieś cuda, tu wystarczy trochę logicznego myślenia. Wiele dostałem lekcji różnorodności w pracy za granicą. Ale wiem też, że model Ajaksu, jeśli się go stosuje cierpliwie, w końcu podniesie poziom grania w piłkę. Tylko tu trzeba wytrwałości. Takiej w horyzoncie dziesięcioletnim, przynajmniej. Trzeba dać czasowi czas.

Nawet Ajaksowi zdarzyło się odejść od swojej filozofii. Zachwycił się bardziej kupowaniem piłkarzy niż wychowywaniem. Dlatego Johan Cruyff zaczął tę swoją ostatnią rewolucję. Napisał: to już nie jest w ogóle Ajax.

Corne Groenendijk: Nazywają to rewolucją. Ale czy tak było? Przecież to był po prostu powrót do wartości Ajaksu. Samo to, że ten tekst powstał i że zyskał taki rozgłos jest dowodem na to, że pewnych wartości Ajaksu nie da się zmienić. Bo będzie bunt. I to jest właśnie tożsamość Ajaksu. Ani ja ani nikt inny nie zmienimy Ajaksu. Ajax nas przeżyje. Co nie oznacza, że Ajax się nie dostosowuje. Zawsze jest miejsce na innowację, ale nie na zmianę charakteru.

Bart Logchies: Kto tego spróbuje, tego wywiozą z klubu.

Corne Groenendijk: I my wiemy, że to jest nasza przewaga np. nad klubami z Europy Wschodniej, które przeszły różne burze i tę tożsamość muszą budować od nowa. Że pod tym względem jesteśmy na Zachodzie szczęściarzami. Jesteśmy lepiej przygotowani do dostosowywania się do potrzeb futbolu. Mamy czas do namysłu i mamy środki, żeby ten namysł był jak najlepszy. Stać nas na próby i błędy. Przecież teraz też Ajax kupuje piłkarzy za duże pieniądze. Tylko lepiej ich dobiera niż w tamtym okresie, gdy Cruyff się wzburzył. Doświadczeni piłkarze z zewnątrz są potrzebni, oni pomagają Mathijsom de Ligtom i Frenkiem de Jongom w wejściu w wielki futbol.

Bart Logchies: Futbol się cały czas zmienia. Mówimy ciągle o ustawieniach taktycznych, ale futbol idzie raczej w kierunku ról odgrywanych w różnych fazach meczu, a nie ustawień. Zniknęli typowi skrzydłowi, kiedyś jedna z podstawowych cech futbolu Ajaksu. Dziś już nie ma takich piłkarzy jak John van’t Schip. Ajax musiał się tutaj wymyślić na nowo. Ale pozostać sobą. Punkt wyjścia się nie zmienia: nadal szukamy piłkarzy z inicjatywą, osobowością, techniką. Ale już nieco inaczej z nimi pracujemy.

Corne Groenendijk: Legendarny trener młodzieży Ajaksu, Dirk de Groot, przez ćwierć wieku pracował z grupą do lat 18. Wyprowadzał na stadion 30 chłopaków i sam prowadził trening, robił wszystko. A dziś mamy 20 piłkarzy, a zajmuje się nimi 10 trenerów. Wszystko się zmieniło. Futbol się zmienił.

Piłkarze się zmienili. Ci młodzi mają dziś inne problemy i potrzeby niż poprzednie pokolenia. Przyjechaliście do Polski na zaproszenie Ekstraklasy SA, żeby opowiedzieć pracownikom klubowych akademii i dyrektorom sportowym, jak najlepiej wprowadzać młodych do gry. I co im powiecie?

Piłkarze się zmienili, ale jedno się nie zmieniło: największym zagrożeniem dla piłkarza jest wpływanie na niego z zewnątrz. Przez rodziców, przez menedżerów, przez bogatsze kluby.

Jak na to reagujecie w Ajaksie?

Nie walczymy na zera w kontrakcie. Mówimy piłkarzowi, co możemy zrobić, by był jeszcze lepszy. Jeśli chce się jeszcze u nas rozwinąć, zostanie. Jeśli woli już większe pieniądze gdzie indziej – tak bywa. Musimy się z tym pogodzić. Mówimy wtedy: smutno nam, że musimy się rozstać, mamy nadzieję, że wrócisz do nas w przyszłości. Bardzo ważne jest dla nas kwalifikowanie się do Ligi Mistrzów. Gdybyśmy do niej nie awansowali w poprzednim sezonie, myślę że Mathijs de Ligt odszedłby już wtedy.

On czy Frenkie de Jong potrzebowali w ogóle jakiegoś wprowadzenia do dorosłej gry? Czy wprowadzili się sami?

Corne Groenendijk: Każdy kto znał Frenkiego z grup młodzieżowych pytał tylko o jedno: dlaczego trener jeszcze na niego mocno nie stawia. Frenkie potrzebował pomocy tylko w jednym: zaadaptowaniu się po przeprowadzce do Amsterdamu, bo przecież przyszedł do nas z innego klubu. A potem już nasiąkał Ajaksem i jego sposobem prowadzenia młodych: jeśli jesteś dobry, to będziesz grał. Nieważne ile masz lat. On był zawsze gotowy do gry.

A jeśli ktoś nie jest gotowy, to jak mu pomagacie?

Ale co to znaczy, że nie jest gotowy? W Ajaksie musisz być gotowy. Przecież każdy, kto tu wchodzi musi być świadomy, po co wchodzi. Nawet gdy jesteś w drużynie ośmiolatków i wracasz z turnieju jako przegrany, to my ci powiemy: głowa do góry, przecież tu nie tylko o wygrywanie chodzi. Ale ty i tak będziesz czuł, że coś poszło nie tak. A my też będziemy czuli, że akurat w tej sprawie może co innego mówimy, a co innego myślimy.

Bart Logchies: Jeśli wkładasz tę koszulkę, to wiesz, że to oznacza koniec godzenia się na bylejakość. Możesz mieć takie pomysły w głowie, ale inni ci je z głowy wybiją.

Corne Gronendijk: Założenie jest takie: jeśli jesteś już w drużynie do lat 17, to musisz być gotowy do gry w pierwszej drużynie. Jeśli trener cię tam wezwie, masz nie odstawać na treningach, nie odstawać w meczu. Wiedzieć co zrobić na boisku, ale i poza nim. Szczerze, to ja u tych chłopaków raczej mentalnej blokady nie widzę. Oni codziennie czekają na ten telefon od trenera pierwszej drużyny. To są młodzi ludzie, chcą podbijać świat.

Bart Logchies: Duża jest tu rola trenera. On musi znać tych piłkarzy z młodszych kategorii, musi im jasno komunikować, jakie są potrzeby pierwszej drużyny, jaka jest wizja, jakie wymagania. I tak to się toczy. Nasza drużyna do lat 19 jest przecież do lat 19 tylko z nazwy. Mamy tam szesnastolatków, siedemnastolatków. Gdy Ajax potrzebuje piłkarza, bo ma lukę, to nie zagląda najpierw na rynek, tylko na boisko obok.

Czyli wyjdziecie na ten panel ekstraklasy i na pytanie jak wprowadzać młodych, odpowiecie: stwórzcie Ajax? No brawo.

Corne Groenendijk: Nie, powiemy im zapewne, w największym skrócie: jeśli już wybraliście przepis na szkolenie i dowiedzieliście się, jakie są najlepsze składniki, to bądźcie wytrwali. Jeśli już coś wymyślicie, i wierzycie w to, nie dajcie się zawrócić z tej drogi. Spójrzcie na Vitorul Constanca w Rumunii. Gheorghe Hagi zainwestował tam swoje miliony, ale zainwestował też swoją cierpliwość. Wiele lat czekania na efekty. Dziś to się kręci: są wychowankowie na sprzedaż, są pieniądze na transfery, są sukcesy sportowe. Ale trzeba było wytrwać. I wierzyć w systematyczną pracę. Hagi dostawał po drodze różne rady, ale mówił: z drogi, będzie tak jak ja chcę. Nie dał rozwodnić swojego pomysłu. Hagi piłkarz grał w takich czasach, w których każdy mógł mieć Maradonę. Był Maradona z Buenos i był Maradona Karpat. Ale dziś nie wychowasz Maradony wszędzie. Nie trafi ci się Maradona. Musisz mu pomoc, musisz mieć system. I my nie jesteśmy nieśmiali: my wiemy, że mamy w Ajaksie dobry system. Ale jeśli go gdzieś wprowadzamy, to zawsze bierzemy pod uwagę miejscowe uwarunkowania.

Bart Logchies: Nawet gdy dam ci dokładny przepis, nigdy nie zrobisz takiego kotleta mielonego, jaki robiła moja babcia. Możesz próbować, nabierać wprawy, a nie zrobisz. Bo ona dokładała tam coś, co potrafiła tylko ona. I ty też w końcu dołożysz coś wyjątkowego. Ale nie skopiujesz jej. Więc w szkoleniu też nie kopiuj nikogo jeden do jednego. Ale słuchaj rad.

Macie wiele zapytań z Polski? Było ponoć takie z Lubina przed 2013, jeszcze zanim klub wybrał Richarda Grootscholtena na koordynację akademii.

Corne Gronendijk: Tego akurat nie chciałbym komentować. Oczywiście, mamy pytania z Polski.

Chcielibyście robić następne Ajaksy na wzór kapsztadzkiego?

Raczej nie. Ale jeśli jest jakiś klub który chciałby z nami rozwijać nasze szkolenie, czekamy na zgłoszenia. Jesteśmy gotowi na partnerstwa. Na układ właścicielski, jak w Kapsztadzie, nie bardzo. A w partnerstwo angażujemy się tylko wówczas, jeśli widzimy że po drugiej jest prawdziwa gotowość do zmian i gotowość do przyjęcia naszych ludzi. Absolwentów szkoły Ajaksu. Na dziś współpracujemy z Sydney FC, z japońskim Sagan Tosu, mamy biuro w USA, ale nie mamy tam klubu partnerskiego, rozmowy trwają, jesteśmy partnerem Guangzhou R&F, gdzie też pracowałem.

Słyszałem że w Chinach robi się futbolowy Dziki Zachód. Każdy chce wycisnąć z Chińczyków co się da, wielkie kluby przysyłają tam trenerskich przebierańców, byle zarobić.

Tak, straszne rzeczy się tam czasem dzieją. I Chińczycy czują się już wykorzystywani. Płacili ogromne pieniądze, a czasami dostawali byle co. Dlatego staramy się działać zupełnie inaczej.

Nie jest to ponoć łatwe miejsce dla trenerów. Dzieci są rozpieszczone, przyzwyczajone do bycia książętami w domu. Szybko się zniechęcają, mają problem np. ze świętowaniem gola kolegi z drużyny.

Cierpliwość nie jest cechą Chińczyków, to fakt. A dzieci są wychowane przez dziadków, bo rodzice byli zajęci pracą. Zawsze były w centrum uwagi i trudno się tym dzieciom przystosować do pracy w grupie. Różnice kulturowe są ogromne. Wrzucamy Chińczyków do jednego worka z Japończykami i Koreańczykami, a to są zupełnie inne społeczeństwa, jeśli chodzi o współpracę w grupie. Ale widzimy tam bardzo dużo talentów. I wiemy, jak im pomóc.

To ile klubów z Polski pytało o waszą pomoc?

Świat jest bardzo mały i w tym świecie wiedzą, że Ajax jest dobry w szkolenie. Resztę zachowamy teraz dla siebie.

***

Corne Groenendijk, dyrektor akademii międzynarodowych Ajaxu Amsterdam, wieloletni pracownik akademii klubowej De Toekomst i holenderskiej federacji piłkarskiej, były szef szkolenia młodzieży w Ajaksie Kapsztad i doradca w Guangzhou R&F, chińskim klubie z którym Ajax współpracuje. Bart Logchies, główny instruktor akademii Ajaksu, trener UEFA Pro i nauczyciel holenderskich trenerów. Do Warszawy przyjechali na szkolenie organizowane przez Ekstraklasę SA dla pracowników klubowych akademii i dyrektorów sportowych. Temat ich wykładu to „Przejście zawodników z akademii klubowej do pierwszego zespołu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.