Zobacz pięknego gola Roberta Lewandowskiego. Trafił idealnie!
W sobotę fantastyczną okładką zaskoczył „AS”: w rzędzie ustawił wielkich liderów obu drużyn w ostatnich latach. Paulo Futre patrzy w oczy Emilio Burtagueno, Fernando Torres w Raula Gonzaleza, a Antoine Griezmann w Cristiano Ronaldo. I w tej sztafecie pokoleń madrycki dziennik jako nowych liderów wskazuje Joao Felixa i Edena Hazarda. Dwie nowe siódemki, dwóch najdroższych piłkarzy kupionych latem przez oba zespoły, dwie gwiazdy, które wreszcie mają rozbłysnąć. Spotkają się po raz drugi, ale pierwszy raz w stolicy Hiszpanii. 27 lipca zagrali w sparingu w New Jersey. Po ośmiu minutach Felix miał na koncie bramkę i asystę, kolejną dorzucił w 51. minucie, a Hazard po godzinie zszedł z niczym. Real przegrał tamto spotkanie aż 3:7, a gdy Serio Ramos tłumaczył: „oni podeszli do tego meczu, jak do finału. My jak do sparingu”, kibice wieszali na nim psy. Bo derbów nigdy nie można traktować jak sparingu. Teraz ten mecz wraca. Już z właściwą sobie stawką: „Królewscy” są na pierwszym miejscu, Atletico naciska z trzeciego.
Tamten sparing przewija się w mediach, wśród kibiców i na konferencjach obu trenerów. Ale nie w szatni Realu Madryt. – Nie, nic, ani fragmentu – odpowiedział Zinedine Zidane pytany, czy analizował z zawodnikami tamto spotkanie. - Taki typ gracza jest przygotowany na takie mecze, by pokazać się w nich z konkurencyjnej strony. Ja ani przez moment w niego nie zwątpię – mówił z kolei o Edenie Hazardzie zgadzając się, że derby to dobry mecz na obudzenie drzemiącego w nim potencjału. Więcej opowiada o tym Fernando Redondo. - Piłkarze wyjdą na boisko pod ogromną presją, bo w tych derbach zawsze tak jest. Ale to właśnie w tych meczach rodzą się prawdziwi piłkarze. W karierze są pewne nieliczne, bardzo konkretne momenty, w których możesz zrzucić z siebie presję i iść do przodu. To przecież spotkało 17-letniego Raula – wspomina w „Marce”.
Debiut Hazarda odwlekła kontuzja ścięgna podkolanowego złapana tuż przed rozpoczęciem sezonu. Wyłączyła go z gry na 25 dni, więc po raz pierwszy pojawił się na boisku dopiero w połowie września podczas meczu z Levante. Później zagrał jeszcze z PSG i Sevillą, ale w żadnym z tych meczów nie pokazał się z najlepszej strony - wciąż nie zaliczył asysty, nie zdobył bramki, za to dość często zdarzały mu się straty. Nawet po najlepszym występie przeciwko Sevilli bardziej niż za swoją twórczość, chwalony był za zaangażowanie i walkę w defensywie. A nie po to został kupiony. „Marca” przypomina jednak, że Hazard doskonale zna smak derbowej rywalizacji, bo w Londynie do takich meczów dochodzi bardzo często. W tych najgorętszych – przeciwko Arsenalowi potrafił kilka lat temu przedryblować kilku piłkarzy i umieścić piłkę w bramce. Tak, że na myśl komentatorów przychodziła słynna akcja Diego Maradony przeciwko Anglii. Ale nawet w ostatnim meczu z Kanonierami, w finale Ligi Europy, strzelił dwa gole i pożegnał się z Chelsea wręczając jej puchar. Kibice Realu liczą, że derby Madrytu wykorzysta, by wreszcie porządnie się z nimi przywitać.
Felix natomiast, zaczął znakomicie: trafiał już w sparingach, czym dodatkowo podsycał oczekiwania kibiców. Na początku sezonu też radził sobie bardzo dobrze: to wywalczył rzut karny, to asystował, to strzelił gola. I tak aż do zgrupowania reprezentacji Portugalii, na które pojechał w świetnej formie, a wrócił w dość przeciętnej. Atletico przestało wygrywać: przegrało z Realem Sociedad 0:2, a on został zmieniony na początku drugiej połowy, zremisowało z Juventusem w Lidze Mistrzów i Celtą Vigo. Z Felixa nie było większego pożytku. W środku tygodnia przeciwko Mallorce też nie zachwycał, ale wreszcie – w 64. minucie trafił do sitaki i ustalił wynik na 2:0. Kibice oczywiście interpretują to jako powrót do dobrej formy. Mecz z Realem ma to potwierdzić.
Latem żaden zespół na świecie nie wydał na letnie wzmocnienia więcej pieniędzy od hiszpańskich gigantów: Real - 303 miliony euro, z czego jedną trzecią właśnie na Hazarda, Barcelona 221 milionów - z czego 120 milionów euro na Griezmanna, a Atletico 206 milionów euro – z czego aż 126 milionów euro na Felixa. Za nikogo nie zapłacono tego lata więcej. W całej historii droższych było tylko trzech. Portugalczyka, Francuza i Belga łączy jedno: na razie nie spełniają oczekiwań. Wielkich. Bo wszyscy mieli z marszu stać się liderami swoich nowych zespołów. Od początku najbardziej było to widoczne w Madrycie, bo Real wciąż szukał przywódcy po nieodżałowanej stracie Cristiano Ronaldo, a w Atletico po odejściu Griezmanna. Barcelona potrzebuje nowego lidera tymczasowo – tylko dopóki Leo Messi nie wyleczy kontuzji. Ale na razie Griezmann jest daleki od wskoczenia w jego buty. W poprzednich meczach zdecydowanie lepiej radził sobie Ansu Fati, nastolatek, którego jeszcze miesiąc temu niemal nikt nie znał. Problem w tym, że w najbliższym spotkaniu z Getafe nie zagra ani on, ani Messi. Griezmann natomiast wciąż pozostaje bez celnego strzału w meczu wyjazdowym. Nie trafiał w bramkę na San Mames w Bilbao, El Sadar w Osasunie, Signal Iduna Park w Dortmundzie i Los Camenes w Granadzie. Katalońska prasa ostrzega, że z Getafe łatwiej nie będzie, bo Jose Bordalas to znakomity taktyk, a jego drużyna walczy jak żadna inna w La Liga, co potwierdzają statystyki fauli.
Real i Atletico też miały w tym czasie mniej oczekiwanych liderów. W Atletico najwięcej bramek zdobył Vitolo i dopiero w środku tygodnia zrównał się z nim Felix. Hiszpan zazwyczaj wchodził na boisko z ławki rezerwowych i rozstrzygał spotkania: dał zwycięstwo nad Leganes i zaczął odrabiać straty z Eibarem. Trudno jednak nazwać go liderem. W zespole Simeone w ogóle brakuje oczywistego kandydata do tego tytułu. W tym sezonie tylko pięciu piłkarzy trafiło do siatki. Felix i Vitolo mają po dwa gole, po jednym strzelili Diego Costa, Alvaro Morata (z Realem nie zagra przez kontuzję) i Thomas. W Realu jest inaczej: gole strzelało już siedmiu zawodników: Vinicius, Bale, Rodrygo, Kroos, Lucas, Casemiro i Benzema. To Francuz jest prawdziwym liderem „Królewskich”. Nie tylko przez te pięć goli, które strzelił. Chodzi o samą grę: jest zawsze tam, gdzie powinien być, bierze na siebie ciężar gry, podobnie jak w poprzednich latach uczestniczy w rozegraniu akcji. Tak często i chętnie, że coraz trudniej nazywać go „dziewiątką”. Już Carlo Ancelotti bawił się przy nim numeracją i wymyślił, że Karim gra na pozycji „dziewięć i pół”, gdzie momentami bliżej mu nawet do pozycji rozgrywającego, niż napastnika. W poprzednich latach zarzutem była nieskuteczność i zbyt mała liczba goli, jak na napastnika Realu. Ale już w poprzednim sezonie Benzema zaczął łączyć swoją pożyteczność z zimną krwią pod bramką rywala, a teraz doprowadził to niemal do perfekcji. Świetnie gra głową (9 goli w tym roku) i z głową (bierze udział w większości ofensywnych akcji Realu). To po jego współpracy z Hazardem kibice obiecują sobie najwięcej. Hazard musi tylko do niego dołączyć. Najlepiej w derbach. Początek meczu w sobotę o godz. 21.