Kilka ludzkich istnień czy miliardy euro? Trwa walka o sztuczne boiska. "Orliki" przejdą remont

Czy Unia Europejska naprawdę chce pozamykać sztuczne boiska? Wbrew temu, co pisały niemieckie i skandynawskie media, nie. Zagrożenie grą na nich określa jako "marginalne". Ale w skali dekady ta "marginalność" może oznaczać kilkunastu chorych na raka. Dlatego szykuje się zaostrzenie przepisów dotyczących gumowych granulatów. Debata trwa, bo koszty liczone są w miliardach euro.
Zobacz wideo

W Polsce jest ich kilka tysięcy. O tym, że mogą być niebezpieczne dla zdrowia, mówiono już nie raz, nie tylko w Polsce. W Anglii na raka zmarł 20-letni bramkarz Leeds. Jego ojciec jako przyczynę wskazał codzienną grę na sztucznej nawierzchni. W Ameryce jedna z trenerek tworzy listę młodych piłkarzy cierpiących na nowotwór. W Polsce podejrzenia na sztuczne murawy skierował publicysta Zbigniew Masternak. Opisał, jak jego ośmioletni syn trafił do szpitala z gorączką, wysypką i dolegliwościami żołądkowymi. Przyczyną dolegliwości, zdaniem lekarzy zajmujących się piłkarzem, miała być reakcja alergiczna wywołana kadmem. Kadm może występować w boiskowym granulacie.

Toksykolodzy i lekarze twierdzą, że długofalowe skutki grania na murawach zawierających m.in. recyklingowane opony, są trudne do zbadania. Od początku 2016 roku zagrożenie szacują unijni eksperci. Oceniają je jako marginalne, ale przyznają: przy takiej powszechności sztucznych boisk, na przestrzeni dekady zaostrzenie wymogów być może pomogłoby uniknąć kilku lub kilkunastu przypadków nowotworów. Dlatego wiele wskazuje, że UE skoryguje kryteria dotyczące materiałów wykorzystywanych do budowy boisk. Duże znaczenie dla tego rynku może mieć też ustawa o redukcji mikroplastiku. Ale wbrew informacjom pojawiającym się w mediach, Unia Europejska nie będzie od 2022 roku zamykała funkcjonujących obiektów. Alarm był fałszywy. Wspólnota chce jedynie, by słabsze materiały, z których je wykonywano, stopniowo były wycofywane, i wymieniane na składniki bardziej przyjazne dla zdrowia.

Więcej nowotworów czy droższe murawy?

Unia Europejska wzięła się za badania sztucznych boisk już kilka lat temu. Sztuczne nawierzchnie robione są z granulatów pozyskiwanych ze starych opon samochodowych, mogą zawierać m.in ołów, arszenik, kadm. Od dawna budziło to wątpliwości, jednak wiele badań kończyło się konkluzją: sztuczne boiska są bezpieczne. Tyle, że analizowały one wybiórczo obiekty z kilku państw. A duńska telewizja odkryła, że część badań współfinansowały firmy produkujące granulaty. Dlatego Unia postanowiła się przyjrzeć temu bliżej, zbierała dokumentacje od państw, które też robiły pomiary. I Europejska Agencja Chemiczna stwierdziła, że powody do obaw są “w najgorszym przypadku niewielkie”, a zagrożenie szkodliwymi substancjami "marginalne”. Ponieważ jednak marginalne to nie zerowe, wspomniana instytucja dała pod konsultacje różne propozycje. Jedno z rozwiązań zakłada ograniczenie w materiałach ogólnego stężenia ośmiu wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych (WWA) do 17 mg/kg. Obecne stężenie graniczne ustalone jest na poziomie 100 mg/kg w przypadku dwóch WWE (BaP i DBAhA) oraz 1 000 mg/kg w przypadku pozostałych sześciu (BeP, BaA, CHR, BbFA, BjFA, BkFA). Czym to może poskutkować?

Tym, że - po pierwsze - przez 10 lat na takie boiska trzeba będzie wydać kilkadziesiąt milionów euro więcej. Po drugie pozwoli to uniknąć najwyżej dwóch przypadków zachorowań na raka. Obniżenie limitu do 6,5 mg/kg kosztowałoby natomiast powyżej 3 miliardów euro i uchroniłoby maksymalnie przed dwunastoma przypadkami nowotworów. Mówimy o ocenie ryzyka dla całej Europy i to w ciągu dekady. Te bardziej wygórowane wymogi w tym momencie spełnia tylko kilkanaście procent badanych przez Unię muraw.
Wygląda na to, że na przełomie 2019 i 2020 roku, po konsultacjach publicznych, gdy projekt będzie dyskutowany między organami państw członkowskich, zacznie się trudna debata. Na jednej szali trzeba położyć potencjalne zagrożenie dla zdrowia, być może kilka ludzkich istnień, na drugiej miliardy euro.

Fałszywy alarm o zamykaniu sztucznych boisk

W tym roku europejskie media obiegły informacje, że w wyniku planowanej walki Unii Europejskiej z plastikiem oberwie się właśnie sztucznym murawom. To prawdopodobnie instytut badawczy w Oberhausen powiązał mikrogranulaty z boisk z propozycjami ustawy o mikroplastiku, a minister spraw wewnętrznych Niemiec Horst Seehofer w wywiadzie udzielonym wówczas “Welt Am Sonntag” zaapelował o znalezienie balansu między chronieniem środowiska, a działalnością sportową. Seehofer oznajmił, że w przeciwnym razie w 2022 roku zamkniętych może zostać tysiące boisk. Komunikat o widmie końca sztucznych muraw poszedł w świat.

Niemiecka Federacja Piłkarska, na podstawie tych doniesień, zaapelowała o 6-letni okres przejściowy w wymianie nawierzchni na inne. Alarm podnieśli Skandynawowie: w Szwecji, Finlandii, Norwegii i Islandii 90 proc. boisk ma nawierzchnie sztuczne. Według tamtejszych działaczy, konieczność zamknięcia tych boisk cofnie tamtejszy futbol o pół wieku.

Europejski Instytut Chemiczny widząc, co się dzieje, wydał oświadczenie: ani on, ani sama Unia “nigdy nie proponowały zamykania sztucznych boisk”. I “w tym momencie nie ma takiego sformułowania w żadnym z projektów”. Wyjaśniono, że kluby, czy też samorządy pod które podlegają sportowe obiekty, będą musiały jedynie uzupełniać murawy czy remontować te istniejące używając nowych materiałów zatwierdzonych do obrotu. “W dłuższej perspektywie, murawy będą zatem zastępowane systemami, które zawierają mniejsze ilości lub nie będą w ogóle zawierały plastikowego wypełniacza” - czytamy.

Polskie “orliki” i tak trzeba zacząć remontować

To, że w najbliższym czasie prawdopodobnie zostaną uchwalone bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące materiałów, z których robione są sztuczne boiska, powinno cieszyć ich polskich użytkowników. W naszym kraju są 2604 “orliki”. Do tego kilkaset innych sztucznych boisk. Jeśli chodzi o technologię produkcji sportowych aren fundowanych przez państwo, samorządy patrzyły głównie na niską cenę. Ponieważ w specyfikacji technicznej wystarczyło, że materiały miały atest PZH (lub równoważny) korzystano przeważnie z tzw. granulatów SBR pochodzących ze zużytych opon samochodowych. SBR szybciej się utlenia i kruszy, mocno nagrzewa na słońcu i ma nieprzyjemny zapach. Konkurencyjna substancja EPDM ma dużo lepszą elastyczność, neutralny zapach, większą odporność na procesy starzenia, nie zawiera tyle wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych (WWA) i ma wyższą cenę. Popularnością się zatem w Polsce nie cieszyła. Spora część krajowych “orlików” nadaje się już do remontu, bo jest przetarta i ma ubytki.

Raport Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzony w 2018 roku nie wykazał na nich co prawda wielu uchybień, bo był w dużej części robiony na zasadzie zbierania z ankiet wysłanych do gmin. Dużo ciekawsze było natomiast niedawne badanie ekspertów z TakeTask oraz Akademii Piłkarskiej "EsKadra”. Odwiedzili oni 100 obiektów.

Według nich 33 proc. "orlików" potrzebuje pilnego remontu, a kolejne 6 proc. za chwilę będzie go potrzebowało. Gospodarujące obiektami gminy zaniedbują prace konserwacyjne. Jeśli wezmą się za dopiero to po wprowadzeniu nowych unijnych przepisów, to za łatanie dziur, wypełnienie ubytków, czy wymianę całej nawierzchni zapłacą więcej. O ile więcej? To okaże się dopiero po przegłosowaniu przez państwa członkowskie wybranych ograniczeń i przyjęciu nowych przepisów. Być może technologie proponowane przez inżynierów w następnej dekadzie w ogóle pominą gumę i plastik jako składniki sztucznych boisk. Już teraz opracowano system sztucznych i ekologicznych muraw zrobionych choćby z łodyg trzciny cukrowej. Takie boisko funkcjonuje w Helsinkach i ma akceptację FIFA. Masową produkcję hamują oczywiście koszty.

Rodzice się uspokoją, czy przerażą?

Na sztuczne nawierzchnie przyjaźniejsze zdrowiu czekają przede wszystkim młodzi sportowcy i ich rodzice. W mediach sztuczne nawierzchnie nie miały dobrego PR. 

- Mój syn zachorował na raka przez boiska ze sztuczną nawierzchnią - mówił w 2016 roku Nigel Maguire, ojciec Lewisa, który chorował na chłoniaka Hodgkina. Chłopiec po dwóch latach zmarł, był bramkarzem w młodzieżowych drużynach Leeds. - Kiedy mój syn wracał z treningu, jego sprzęt był cały pokryty gumą z recyklingu - opowiadał ojciec. Po pogrzebie syna w kolejnym z wywiadów dodawał. - On był zakochany w futbolu i być może to futbol go zabił.

W Stanach Zjednoczonych o możliwych skutkach biegania z piłką po tablicy Mendelejewa zrobiło się głośno za sprawą trenerki drużyny Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Seattle. Amy Griffin w 2010 roku w podobnym czasie odnotowała kilka zachorowań na nowotwory u młodych piłkarzy trenujących na sztucznych boiskach (w większości u bramkarzy). Zaczęła badać sprawę. Stworzyła listę graczy, u których zdiagnozowano białaczkę, a także inne nowotwory. W 2016 roku miała zapisane na niej 53 nazwiska. Większość, czyli ponad 60 proc. z adnotacją “'goalkeeper”. Griffin nie była chemiczką. Nie badała muraw. Nie sprawdzała u dzieci dziedzicznych skłonności do nowotworów. Była trenerką, która nie wierzyła w zbieg okoliczności. Skoro na sztucznym boisku było 22 piłkarzy, z czego 20 zawodników z pola, to dlaczego nowotwory atakowały głównie tych co bronili bramki?

- Może dlatego, że podczas samej 10-minutowej rozgrzewki naliczyłam, że bramkarz rzuca się na sztuczną murawę od 50 do 100 razy - odpowiedziała w jednym z wywiadów.

W 2019 roku lista Griffin zawiera już 260 przypadków młodych sportowców ze zdiagnozowanym rakiem. Trenerka zaczęła dopisywać na niej również tych trenujących inne dyscypliny (m.in baseballistów). 203 z nich to jednak piłkarze, z czego 119 (59 proc.) nadal stanowią golkiperzy.

Niektóre kluby już, bez unijnych wytycznych, starają się sprostać wyższym oczekiwaniom dotyczącym boisk. Pod wpływem medialnych alarmów o możliwym ryzyku, same z siebie zdecydowały się przebudować dotychczasowe murawy. W Holandii tak zrobiło kilkadziesiąt drużyn.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.