Adrian jak Dudek - piszą Hiszpanie. Bramkarz Liverpoolu został bohaterem meczu o Superpuchar

Jurgen Klopp zaraz po serii jedenastek biegł prosto do niego. W swoim stylu przytulił go, poklepał po plecach i pokazał kibicom: to nasz bohater. A później w wywiadzie krzyczał do mikrofonu, jak Rocky Balboa: Adrian! To jedna z najciekawszych historii Superpucharu Europy, w którym Liverpool pokonał Chelsea Londyn 5:4 w rzutach karnych (w meczu było 2:2). Hiszpanie porównują ją do wyczynu Jerzego Dudka z finału Ligi Mistrzów.

Jak będzie wyglądał nowy sezon Premier League?

Zobacz wideo

W tej historii wszystko wydawało się jasne. "The Reds" szukali bramkarza po tym jak rozstali się z Simonem Mignoletem, a 32-letni Hiszpan akurat był bez klubu i nie trzeba było za niego płacić. Tak na siebie trafili. Układ był więc jasny: Adrian przyszedł, żeby podobnie jak w West Hamie siedzieć na ławce i podnieść się z niej kilka razy w sezonie, bo w Liverpoolu jeszcze przez wiele lat  niekwestionowanym numerem jeden w bramce ma być Alisson Becker. Niespodziewanie plan wywrócił się do góry nogami w 37. minucie meczu z Norwich, otwierającego nowy sezon Premier League.

Adrian obronił jak Jerzy Dudek

Wtedy Alisson doznał kontuzji i Adrian pojawił się w bramce po zaledwie kilku treningach z nowym zespołem. Wymarzonego debiutu nie zaliczył, bo w drugiej połowie precyzyjnym strzałem przy słupku pokonał go Teemu Pukki. Liverpool wygrał 4:1, on nie miał wielu okazji do interwencji i na swój moment chwały musiał poczekać. Jak się okazało - niedługo, bo Superpuchar Europy ułożył się idealnie pod niego.

Zwycięzcę musiały wyłonić rzuty karne, a on obronił ten najważniejszy strzał. Pierwsi strzelali piłkarze Liverpoolu, więc w piątej serii prowadzili 5:4, a Chelsea została jeszcze jedna jedenastka. Jeśli Tammy Abraham by strzelił, walka trwałaby dalej. Ale Adrian go zatrzymał, a hiszpańscy i angielscy dziennikarze zdążyli już napisać, że zrobił to w stylu Jerzego Dudka. Finał, Stambuł, karne – skojarzenie było oczywiste, a sama interwencja podobna do tej Polaka po strzale Andrija Szewczenki. - „To właśnie parada po uderzeniu z jedenastu metrów dała trofeum Liverpoolowi, tak jak w finale z 2005 roku. Adrian stał się niespodziewanym bohaterem "The Reds". Przecież zaledwie tydzień temu podpisał kontrakt!” – opisywała hiszpańska agencja prasowa EFE. - Witamy w Liverpoolu! – śmiał się Adrian po meczu. - To był szalony tydzień, ale z takimi kolegami gra z tyłu jest łatwizną! Bardzo się cieszę ze zdobytego pucharu. To był długi mecz, ale zakończony szczęśliwie – dodał nieco poważniej na antenie „BT Sport”.

W West Hamie przegrał rywalizację z Łukaszem Fabiańskim 

Przez cały poprzedni sezon był zmiennikiem Łukasza Fabiańskiego w West Hamie i zagrał w zaledwie pięciu spotkaniach. W klubie już od 2018 roku trwał wyścig o to, kto z niego odejdzie. Ścigali się Darren Randolph i właśnie Adrian, którzy czuli, że z Polakiem nie mają szans, więc chcieli poszukać klubu, w którym graliby regularnie. Manuel Pellegrini postanowił, że z klubu odejdzie Randolph, a Hiszpan jeszcze w nim zostanie. Po tym sezonie kontrakt Adriana wygasł i on również mógł szukać nowego pracodawcy. Nie poszło tak łatwo, jak mógł się spodziewać. Przez dwa miesiące pozostawał bez klubu, trenował z regionalnym zespołem w Hiszpanii i pewnie nie marzył, że za kilka tygodni zdobędzie trofeum z Liverpoolem, a kapitan Jordan Henderson i Jurgen Klopp zgodnie stwierdzą, że to on był bohaterem.

Pobierz aplikację Football LIVE na Androida

Football LIVEFootball LIVE Football LIVE



Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.