Mariusz Stępiński: To był jego wieczór. Zastanawiałem się, czy równie szybko odnajdzie się w nowym klubie, ale jak widać nic sobie nie robi ze zmiany otoczenia. I super. Krzysiek jest świetnym napastnikiem i bez zahamowań pokazuje swoje największe atuty. Bardzo mu kibicuję. Obaj jesteśmy z tego samego rocznika [1995], gramy na tych samych pozycjach i pochodzimy z niewielkich miejscowości. Trzymam kciuki, żeby dalej tak się rozwijał i utrzymywał skuteczność. No, może z wyjątkiem marcowego meczu, kiedy czeka nas mecz z Milanem.
- Przede wszystkim bardzo się cieszę, że Polacy tak dobrze sobie radzą we Włoszech i są tutaj doceniani. Jesteśmy naprawdę dobrze postrzegani, mamy opinię pracowitych zawodników. Dajemy sygnał, że warto na nas stawiać. A to tylko otwiera drogę dla kolejnych młodych i zdolnych graczy z Ekstraklasy, którzy przecież marzą, aby jak najszybciej spróbować swoich sił za granicą. Nie oszukujmy się, taka jest prawda. Na początku celem jest debiut w polskiej lidze, a później człowiek myśli, żeby tylko się z niej wyrwać.
Wracając do Krzyśka, to sam sobie zapracował na swoją pozycję. Zbiera teraz zasłużone gratulacje. Cieszę się, że to właśnie jego Milan kupił, a nie napastnika innej narodowości. Absolutnie nie patrzę na jego obecną pozycję z zazdrością. To dla mnie obce uczucie. Koncentruję się wyłącznie na swojej grze w Chievo. Mamy bardzo trudną sytuację w tabeli, a przed nami arcyważne spotkanie z Empoli. Jeżeli wygramy, to do bezpiecznego miejsca będziemy tracić sześć punktów. Liczę, że w sobotę nastąpi to przebudzenie.
- No tak, strzelony gol dla napastnika zawsze jest dodatkowym paliwem i daje satysfakcję, ale w naszym przypadku punkty są na wagę złota. Cieszę się z tego trafienia, ale jestem też wymagający wobec z siebie i wiem, że to się musi zamienić w większą regularność.
- Taka była decyzja szkoleniowca i nie zamierzam jej podważać. Uważam się za ambitnego piłkarza i nigdy nie byłem zadowolony, kiedy przed końcem meczu musiałem opuścić boisko. Teraz było podobnie. Widocznie muszę dać więcej argumentów, żeby zapracować sobie większy kredyt zaufania.
Trener rotuje składem i każdy na treningach walczy o miejsce w podstawowej jedenastce. W grudniu po strzelonym golu w meczu z Parmą, w którym wystąpiłem przez 90 minut, wydawało się, że w kolejnym spotkaniu ze SPAL znów zagram od początku, a tymczasem usiadłem na ławce. Po prostu muszę to uszanować i jak najlepiej wykorzystywać swoje szanse.
- Nie myślę teraz o tym, co będzie się działo po sezonie. Było sporo spekulacji na temat mojego ewentualnego odejścia już zimą [mówiło się o zainteresowaniu m.in. SPAL i Fiorentiny], ale powiedziałem, że nigdzie się nie wybieram. Postanowiłem, że cokolwiek by się nie działo, to zostaję w Weronie i walczę o utrzymanie. Przez najbliższe cztery miesiące zamierzam dać z siebie wszystko, strzelić kilka bramek i dopiero po zakończeniu rozgrywek będę zastanawiał się nad tym co dalej.
- Tęsknię za kadrą. Chciałbym się przydać w meczach o punkty. Ostatni raz w biało-czerwonych barwach zagrałem w meczu towarzyskim z Meksykiem w listopadzie 2017 roku. Mam swoje cele, które jeśli będę konsekwentnie realizował, to na pewno przybliżą mnie do kadry. Powołania zawsze traktowałem, jako ogromny zaszczyt i wielkie wyróżnienie.
- Widzę, ale wszystko zależy od mojej postawy w najbliższych meczach. Jak już powiedziałem: jeden gol w Serie A niczego nie przesądza, przydałaby się seria i zdaję sobie z tego sprawę. Na ten moment na pewno nie mogę być pewny powołania. Chętnych do gry w reprezentacji jest sporo. Selekcjoner na pewno bierze pod uwagę Kamila Wilczka, Adama Buksę, którego powołał jesienią i przygląda się innym napastnikom z Ekstraklasy.