Autobus wiozący piłkarzy Boca na rewanżowy mecz finału Copa Libertadores (w pierwszym meczu było 2:2, to pierwszy finał Boca-River w historii Copa Libertadores) został zaatakowany na ulicach dojazdowych do stadionu Monumental. Na nagraniach widać, jak w obrzuconym puszkami, butelkami i kamieniami autobusie tłuką się szyby. Kierowca autobusu opowiadał potem reporterom, że po pierwszym ataku zemdlał i sytuację musiał ratować wiceprezes klubu.
Policja rozpraszała tłum pod stadionem z użyciem gazu łzawiącego. Dwóch piłkarzy Boca zostało odwiezionych do szpitala, odłamki szkła wpadły do oka kapitana Boca Pablo Pereza, niektórzy piłkarze wymiotowali z powodu gazu łzawiącego. Długo nie było wiadomo, czy mecz zostanie rozegrany w sobotę, czy przeniesiony na inny dzień. Mecz był najpierw tylko opóźniany, dwukrotnie. Działacze CONMEBOL, czyli organizatora rozgrywek, mocno naciskali na rozegranie spotkania. - Zmuszają nas do grania - mówił Carlos Tevez, legenda Boca Juniors. Gościem na meczu był prezes FIFA Gianni Infantino, on też powtarzał, że meczu nie należy przekładać. Działacze CONMEBOL mieli grozić Boca nawet pięcioletnim wykluczeniem z pucharu, gdyby piłkarze nie wyszli na mecz. Ostatecznie obie drużyny poprosiły o przełożenie finału, tłumacząc że w takiej sytuacji ani nie mogą, ani nie chcą grać. Trener River Plate Marcelo Gallardo od początku zapowiadał, że jeżeli Boca Juniors odmówią gry, on i jego piłkarze będą solidarni z rywalami.
Mecz został przełożony na niedzielę, na 21 polskiego czasu.
Szerzej o tle rywalizacji obu klubów pisaliśmy w dużym tekście Dawida Szymczaka. W social mediach pojawiło się mnóstwo naprawdę szokujących filmów: