Choć kombinacje taktyczne Lopeteguiego przynosiły w tym meczu chwilowe efekty, Barcelona bardzo szybko była w stanie dopasować swoją grę do pomysłu rywali i skutecznie go wypunktowywać. Pierwsza połowa przyniosła taktykę Królewskich w stylu nieco zbliżonym do czasów Jose Mourinho, gdzie zespół starał się formować kompaktowy blok defensywny, tylko sytuacyjnie starając się przeszkadzać rywalom wyżej, a zwykle zaczynając pressing dopiero w okolicy koła środkowego. Barcelona jednak spokojnie operowała piłką, nie starając się na siłę forsować tempa, ale krok po kroku wyciągać pojedynczych piłkarzy Realu ze zwartej formacji, a akcję przyspieszała dopiero, kiedy następował na to odpowiednio moment. A chwilę dekoncentracji się w tym meczu przyjezdnym zdarzały, nawet pomimo dużej pracy włożonej w przesuwanie się za piłką. Barcelona była w stanie wykorzystać te momenty z zimną krwią.
Kompaktowe ustawienie Realu blokowało środek, ale zostawiało sporo wolnych sektorów na dłuższe zagrania w tempo. Właśnie jedno z nich, po nieudanym przekazaniu krycia, otworzyło wynik meczu. Screen
W drugiej połowie Real musiał postawić na bardziej aktywną grę, co też zaczęło przekładać się na wyższy pressing. W pierwszym kwadransie drugiej połowy przyjezdni częściej odzyskiwali piłkę, niż przez cała pierwszą. Lopetegui zmienił formację na trójkę z tyłu, starając się nieco bardziej zagęścić środek pola, by utrudnić Barcelonie spokojne rozprowadzanie piłki. Przyniosło to skutek połowiczny. Owszem, Barcelona zaczęła mieć problemy z wymienianiem podań (ich celność spadła do 82 procent), jednak każdy błąd w pressingu Realu otwierał Barcelonie mnóstwo miejsca. Gdy minięta została pierwsza linia naciskających zawodników gości, druga znajdowała się już zbyt głęboko, by móc spowolnić atak Barcelony. Ci zaś szukali możliwie szybkiego wykończenia, a będąc w takich sytuacjach nieniepokojonymi, czynili to z zabójczą precyzją. Choć sam plan Lopeteguiego na ten mecz nie był zły, nieliczne momenty kiedy zawodziło wykonawstwo przełożyły się na porażkę w nieco zawyżonych jednak rozmiarach.
Expected Goals dla tego meczu. Wygrana Barcelony zasłużona, choć rozmiary nie powinny być tak wysokie Twitter/Caley_graphics
Liczba meczu: 16 - tyle razy Real przejął piłkę na połowie rywala między 45. a 90. minutą.
Choć Borussia także i w tym meczu zdobyła się na momenty gry porywającej, bardzo konsekwentna gra Herthy i błyskawiczne przejścia z obrony do ataku przełożyły się na zdobyty przez berlińczyków punkt. Owszem, goście mieli wyraźną przewagę, stworzyli więcej sytuacji i grali bardziej widowiskowo, jednak goście bardzo dobrze zniwelowali ich atuty. Sytuacyjnie starali się kryć indywidualnie, często nawet na flankach, co zmuszało Borussię do unikania gry skrzydłami i przepychania akcji środkiem. Nawet mimo ogromnej kreatywności zawodników Borussii, często zatrzymywały ich gęste zasieki Herthy, nie zostawało nawet zbyt wiele miejsca do gry na jeden kontakt. W takich momentach wychodził nieco brak doświadczenia gospodarzy, którzy rzadko starali się uspokajać grę, a chętniej na siłę starali się stwarzać sobie kolejne szanse. Straty w takich sytuacjach były najbardziej bolesne, bo oznaczały, że za linią piłki pozostawało niewielu graczy. Bardzo skuteczna w osławionym "transferze pozytywnym" Hertha wykorzystała to bezlitośnie.
Liczba meczu: 13 - tyle pojedynków w meczu zanotował Niklas Stark z Herthy. Spośród graczy gości, którzy częściej przebywali na własnej połowie, nikt nie zanotował mniej.
Z domniemanego szlagieru Ekstraklasy wyszedł mecz oddający dobrze polskie realia, gdzie obu ekipom nie po drodze było do tworzenia składniejszych akcji, a gole przyniosły stałe fragmenty gry. Mecz miał nieco "ornitologiczny" charakter, gdyż i Legia i Jagiellonia do upadłego forsowały grę skrzydłami, bardzo niechętnie przenosząc ciężar gry do środka, który często był skutecznie blokowany. Legia wzięła na siebie ciężar gry, choć można było odnieść wrażenie, że robiła to z bólem serca, bardziej zmuszona okolicznościami, aniżeli faktycznym planem na ten mecz. Kiedy przyszło zagrać podanie konstruktywne, ich celność w Legii nie sięgnęła nawet 80%, a mimo sporej przewagi w posiadaniu piłki tylko dwa podania kluczowe osiągnęły adresata. Choć piłka znacznie częściej znajdowała się w pobliżu bramki Jagiellonii, Legia nie była w stanie przełożyć tego na stwarzanie sobie sytuacji. Piłki często były zagrywane na aferę, a celność podań w pole karne nie dobiła nawet do 50%. Widać było, że problemem Legii jest gra przeciwko rywalowi, któremu do rozprowadzania akcji niespieszno. Nie było odpowiedniego momentu do założenia pressingu. Jagiellonia z kolei nie przebierała w środkach, skupiając się przede wszystkim na niestraceniu bramki i w sytuacjach jakiegokolwiek zagrożenia szukała gry na uwolnienie. Niewiele zabrakło, a taki bardzo prosty środek przyniósłby efekt.
Strony ataku Jagiellonii (góra) i Legii. Wyraźna przewaga akcji skrzydłami Instat
Liczba meczu: 15 - tyle procent zagrań Jagiellonii to długie podania.