Interesowała się nim Borussia Dortmund, Marsylia i Lyon. A wcześniej? "Krychowiak nie nadawał się na Ligue 1"

- Mieliśmy dla niego propozycje z Borussii Dortmund, Olympique Lyon i Marsylii. On wybrał Sevillę - mówi Sport.pl Stephane Tisserand, obecnie menedżer w Generation Eleven, który niegdyś współpracował z Grzegorzem Krychowiakiem. Zanim polski pomocnik błysnął w Reims i przeszedł do La Liga, przeżywał trudny czas. - To nie jest gracz na Ligue 1 - słyszeli jego współpracownicy z Global Football Agency.

Obecnie jest jednym z najwyżej wycenianych reprezentantów Polski. Jednym z nielicznych naszych piłkarzy, który z klubem sięgnął po europejski puchar. Cieszył się z niego nawet dwukrotnie. Gdy szedł do PSG za rekordowe jak na Polaka 26 mln euro, wydawało się, że złapał Pana Boga za nogi. Radość jednak szybko minęła. Francja Krychowiaka odrzuciła. Można powiedzieć jego Francja. Zamieszkał tam w wieku 17-lat, szybko nauczył języka, poznał kulturę i zawsze pokazywał duże ambicje. Nie było to zresztą jego pierwsze rozczarowanie, jakie przeżył nad Sekwaną.

„Nie nadawał się na Ligue 1”

Krychowiak od początku swej przygody z Francją związany był z Bordeaux. Trenował w jego młodzieżowych grupach, potem z rezerwami pierwszej drużyny. Ponieważ w wieku 19 lat o minuty w pierwszym zespole było trudno, poszedł na wypożyczenie do Reims. Jego macierzysty klub cieszył się z mistrzostwa kraju. On nie poznał nawet smaku tamtejszej ekstraklasy. Przeszedł przez 3. ligę (Ligue National) i bił się w Ligue 2. Robił co prawda dobre wrażenie i miał niezły sezon w Reims, ale w najwyższej klasie rozgrywkowej nikt nie chciał w niego uwierzyć. Przyszłość w roku 2011 nie malowała się dla niego w różowych barwach. Przyznał to w rozmowie ze Sport.pl Stephan Tisserand, który wraz z Jeanem-Charlesem Parot był jego menedżerem w Global Football Agency.

- Jak rozmawialiśmy z Francisem Gillotem [wtedy trenerem Girondins – przyp. red] to był on przekonany, że Polak był niezły w rozbijaniu ataków rywala, dobrze odbierał piłki, ale nie miał odpowiedniej techniki i słabo spisywał się w zadaniach ofensywnych. Na jego wyczucie nie był to piłkarz, który nadawał się do Ligue 1. Grzegorz natomiast zawsze miał wielkie ambicje, dobre warunki i kondycję fizyczną. Dla nas miał potencjał.

Zawzięty na Bordeaux

W połowie roku 2011 Krychowiak zdecydował, że chce jednak spróbować swoich sił w Bordeaux, powalczyć o zaufanie trenera. Miał sygnały, że nie będzie to łatwe. Po kilku miesiącach, gdy na koncie uzbierał łącznie 90 minut na boisku, powoli zmieniał zdanie.

- Usiedliśmy i uznaliśmy, że zostając w Bordeaux ryzykuje, że na ławce przesiedzi cały sezon. Skorzystaliśmy zatem z opcji wypożyczenia do drugoligowego FC Nantes, gdzie chciał go Waldemar Kita - mówi Tisserand.

To był dobry pomysł, Krychowiak grał tam regularnie. Ustawiany był jako środkowy obrońca lub defensywny pomocnik. „Kanarki” walczyły o Ligue 1 i były tego celu blisko. Zabrakło niewiele.

- Wróciliśmy zatem z Krychowiakiem do trenera Bordeaux, ale on wciąż w niego nie wierzył. Zgodził się na sprzedaż. Zaczęliśmy rozmowy z wieloma klubami Ligue 1. Nie przebiegały najlepiej. Na Krychowiaka nie było chętnych - mówi Tisserand. - Przyszła za to propozycja z Reims, do którego pomocnik był już wcześniej wypożyczony. Klub właśnie awansował do francuskiej ekstraklasy. Problemem było to, że nie miał budżetu na Ligue 1. Zapytaliśmy tamtejszego dyrektora sportowego, co myśli o Polaku. Powiedział, że chętnie widziałby go w drużynie, że w jego opinii ma potencjał, ale nie może mu zaproponować zarobków na poziomie Ligue 1. Wysłuchaliśmy jego oferty i przedstawiliśmy ją Grzegorzowi. Przekonywaliśmy, że to może być ruch ważny dla jego przyszłości. Taki, który pozwoli udowodnić innym działaczom i trenerom, że Polak na Ligue 1 jest gotowy. Wyjaśnialiśmy, że najważniejsze jest by grał, a umowę w kwestii finansowej będzie można renegocjować.

Porozumienie udało się osiągnąć, chociaż Krychowiak grając w Reims zarabiał dużo mniej niż za siedzenie na ławce w Bordeaux. 

- W ciągu dwóch kolejnych lat był jednak jednym z najlepszych piłkarzy Stade Reims, zaistniał w świadomości trenerów i działaczy we Francji, ale nie tylko - opowiada Tisserand.

Oferta z Dortmundu

Pozycja negocjacyjna Krychowiaka po dobrych występach w średniaku Ligue 1 była dużo lepsza. Global Football Agency kończyła się jednak umowa z piłkarzem. Zawodnika przejął Cezary Kucharski. Tłumaczenie przyczyn końca współpracy nie do końca Francuzów przekonuje.

- Wyjaśnili nam, że nie mamy odpowiedniego międzynarodowego wymiaru. To było dziwne, bo Global Football Agency miała dla niego ciekawe propozycje. Chyba w kwietniu 2014 roku powiedzieliśmy Krychowiakowi o rozmowach m.in. z Borussią Dortmund, Lyonem i Marsylią. Zawodnik wybrał jednak hiszpański kierunek. Z dwóch stron miał dobre opcje. W BVB mógł bić się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, w Sewilli wygrywać puchar Ligi Europy.

Grzegorz wybrał Primera Division. Z perspektywy czasu pewnie nie żałował. To z ekipą z Sewilli dwa razy triumfował w Lidze Europy, strzelił gola w finale na Stadionie Narodowym. Jak potoczyłaby się jego kariera w BVB można jedynie przypuszczać. Niemcy rozmawiając o nim byli bardzo konkretni. 

Nie wszedł w szatnię PSG?

Po dwóch latach w Hiszpanii Polak stanął przed życiową szansą. Jak się to skończyło wszyscy wiemy. Krychowiak cały czas zapewniał, że drugi raz podjąłby podobną decyzję.

- Znów stanąłbym do walki w PSG o miejsce w składzie. Kiedy dzwoni do ciebie trener, kiedy kontaktuje się z tobą dyrektor sportowy i mówią ci, że chcą cię kupić i chcą cię w takim zespole, to nie pozostaje nic innego jak tylko się pakować. Że się wszystko potoczyło, jak się potoczyło... Wszystkiego przewidzieć się nie da – mówił w tegorocznym wywiadzie dla Sport.pl

-  Sportowo to nie był zły ruch. Dobry moment na duże wyzwania. Do tego znał trenera, który wcześniej na niego stawiał. Co nie zafunkcjonowało? Trudno mi się wypowiadać na temat czegoś, w czym nie brałem udziału - mówi Tisserand.

Po powrocie Polaka do Paryża Tisseraund nie miał z nim większego kontaktu. Wie jednak jak to funkcjonuje w dużych klubach, części rzeczy może się domyślać. Zna Oliviera Letanga, ówczesnego dyrektora sportowego PSG, który sprowadzał naszego pomocnika na Parc des Princes.

- Z doświadczenia wiem, że jeśli sprawnie nie wejdziesz w drużynę i nie zostaniesz przez nią dobrze przyjęty, to szybko możesz stracić miejsce w składzie. Oczywiście był tam wtedy na jego pozycję niezniszczalny Blaise Matuidi czy Marco Veratti , ale wygranie rywalizacji z będącym wtedy innym piłkarzem Adrianem Rabiotem było możliwe – szacuje Tisseraund.

Menedżer kręci też nosem na przenosiny z PSG do West Bromwich Albion oraz obecny rosyjski kierunek Polaka.

- Gdyby dalej Global Football Agency prowadziło Grzegorza, to nie zdecydowalibyśmy się na wypożyczenie  do WBA czy Lokomotiwu Moskwa. Myślelibyśmy o klubach, które są bardziej widoczne na arenie międzynarodowej i grają w rozgrywkach europejskich na najwyższym poziomie również wiosną, ale rywalizacja o miejsce w pierwszym składzie nie jest w nich aż tak duża jak  w PSG – tłumaczy Tisseraund.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.