Jakub Rzeźniczak dla Sport.pl: Michał Probierz to mój faworyt. Idealny kandydat na trenera Legii. Liczę, że będzie pracował w Warszawie

Polska liga jest dla mnie jakimś fenomenem. Z jednej strony słaba, wyszydzana, a z drugiej bardzo fizyczna, w której naprawdę niełatwo się gra. Legia i Lech mają mocne kadry, w lidze biją się o najwyższe cele, ale w Europie grają tragicznie. Przykro mi, ale nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. Trudno też mi to ogarnąć, że dwa lata temu potrafiliśmy pokonać Sporting, zremisować z Realem, ostatecznie zająć trzecie miejsce w bardzo trudnej grupie Ligi Mistrzów. Przecież nie da się w tak krótkim czasie upaść aż tak nisko - mówi Jakub Rzeźniczak, były kapitan Legii Warszawa, obecnie piłkarz Karabachu Agdam.

Damian Bąbol: Jak przeżywa pan ostatnie wahania nastrojów? Najpierw wybór do jedenastki kolejki ligi azerskiej, a w czwartek porażka z Szeriffem Tyraspol w czwartej rundzie eliminacyjnej Ligi Europy i cały mecz przesiedziany na ławce.

Jakub Rzeźniczak: Jest początek sezonu, gramy na dwóch frontach, więc trener miesza ze składem. Zagrałem w dwóch meczach z Olimpiją Lublana w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Wystąpiłem w podstawowym składzie w lidze azerskiej, więc nie narzekam. Bardzo liczę, że w rewanżu odrobimy straty i wyeliminujemy Mołdawian. W przypadku braku awansu, może być różnie z tą moją regularnością na boisku. Niekoniecznie mogą na to wpływać kwestie sportowe.

Dlaczego?

- W Azerbejdżanie obowiązuje limit obcokrajowców. Może grać tylko sześciu zawodników z zagranicy. Odpadnięcie z europejskich pucharach będzie dla mnie kłopotliwe. Tym  bardziej że w formacji ofensywnej mamy bardzo wielu zagranicznych piłkarzy. Za to wśród obrońców dominuje zdecydowanie więcej Azerów i to na nich trener pewnie będzie stawiał. Oczywiście w żaden sposób nie nastawiam się negatywnie. Głęboko wierzę, że zagramy w Lidze Europy i możliwości grania pełnych minut będzie zdecydowanie więcej.

Emocjonuje się pan nie tylko występami Karabachu, ale też mocno przeżywa to, co się ostatnio dzieje w Legii Warszawa.

- Minęło trochę czasu, ale do tej pory trudno jest mi uwierzyć w to, że Legia odpadła w rywalizacji z mistrzem Luksemburga. Z drugiej strony czwartkowe mecze pokazały, że możemy się śmiać, ale naprawdę wśród tych europejskich średniaków lub nawet dotychczasowych outsiderów, nie ma słabych drużyn. Dudelange wygrało pewnie z rumuńskim Cluj 2:0, a Spartak Trnava też 2:0 pokonał Olimpiję.

Ale trudno pocieszać się tym, że nie tylko Legia kompromituje się w starciu z mistrzem Luksemburga.

- Oczywiście. Żadne to pocieszenie. Krytyka po odpadnięciu Legii jest zasłużona. Patrząc na to jakie budżety mają polskie kluby, jakie pieniądze obracają się w naszej lidze, to przynajmniej jedna-dwie drużyny powinny każdego roku reprezentować Ekstraklasę w fazie grupowej europejskich pucharów. Staram się szukać jakiś pozytów i jedyny wniosek, jaki przychodzi mi do głowy  to taki, że gorzej być już nie może. Niestety, tendencja jest dramatyczna. I nie tylko chodzi o Legię, ale też pozostałe nasze drużyny.

Ekstraklasa też jest coraz gorsza?

- Statystyki są bezlitosne. Przykro to mówić, ale ostatnie epizody w pucharach dobitnie pokazują nasze miejsce w szyku. Do naszej ligi zawsze będę miał duży sentyment, podobnie jak wielu kibiców w Polsce. Wielokrotnie się nią zachwycamy, jest ciekawie pokazywana, tworzy się wokół niej fajny klimat, kibice robią super atmosferę na trybunach. A później przychodzi lato, walka na europejskiej arenie i brutalna weryfikacja. To bardzo smutne.

Mam wrażenie, że od kiedy występuje pan w Azerbejdżanie, to  złapał trochę dystansu do naszej ligi. Szczególnie widać to na twitterze.

- Łatwiej się do czegoś odnosić, obserwując to wszystko z boku i na chłodno. Nie jestem w Legii, więc trudno mi wiarygodnie ocenić co tam się dzieje. Z jednej strony wydaję mi się, że wypada mi ją krytykować , a z drugiej czuję, że nie wypada mi tego robić. Najczęściej jednak emocje biorą górę, ale to wynika z troski i przywiązania do tego klubu. Nie mogłem też czytać zmasowanej szydery kibiców innych klubów. Bardzo mnie to zabolało, czego dałem upust dałem właśnie na twitterze. Nie rozumiem takiego zachowania, to jest po prostu słabe. W końcu wszyscy reprezentujemy polski futbol i powinno nam zależeć, żeby naszym drużynom wiodło się jak najlepiej. Poza tym to jest radość krótkoterminowa. Kibicom Lecha powinno zależeć na awansie Legii, bo wtedy główny rywal do mistrzostwa musiałby dłużej walczyć na dwóch frontach. Niechęć  i ta nienawiść, która działa w obie strony jest zbyt duża. Dziwi mnie to, martwi i czuję niesmak.

Myśli pan, że to tylko polska cecha?

- Nie wiem, czy tylko polska. Nie śledzę podobnych zachowań w innych krajach, ale uważam, że przede wszystkim powinniśmy patrzeć na siebie.

Czy w ubiegłym roku odchodząc z Legii - w najczarniejszych myślach przypuszczał pan  - że może nastąpić aż taka pucharowa degrengolada?

- Absolutnie nie zakładałem takiej opcji. Tak słabo jak w tym roku jeszcze nie było. W poprzednim sezonie w pojedynku z Astaną zadecydowała stracona bramka na 3:1 w ostatniej minucie. Błędy indywidualne okazały się kluczowe również w późniejszej walce z Szeriffem Tyraspol, ale ogólnie Legia prezentowała wtedy wyższy poziom.

Legia jest słaba, kibice innych klubów śmieją się z jej występów w Europie, a w Ekstraklasie idzie jej całkiem nieźle. Traci tylko dwa punkty do pierwszego Lecha Poznań. O czym to świadczy?

- O poziomie naszej ligi, która… jest pewnego rodzaju fenomenem. Z jednej strony słaba, wyszydzana, a z drugiej bardzo fizyczna, w której niełatwo się gra. Ciężko jest to sensownie wytłumaczyć. Legia i Lech mają mocne kadry, w lidze biją się o najwyższe cele, ale w Europie grają tragicznie. Przykro mi, ale nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. Trudno mi to ogarnąć, tym bardziej że dwa lata temu potrafiliśmy pokonać Sporting Lizbona, zremisować z Realem Madryt i ostatecznie zająć trzecie miejsce w bardzo trudnej grupie Ligi Mistrzów. I o ile dobrze pamiętam, to w tamtym czasie wcale nie dominowaliśmy w Ekstraklasie. Teraz z kolei Legia jest tuż za liderem, ale w pucharach zaprezentowała się fatalnie. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że nasze krajowe rozgrywki zaprzeczają wszelkiej logice. W każdej kolejce trudno wyłonić faworyta. W lidze azerskiej występuje osiem drużyn i za każdym razem Karabach wychodzi na boisko, jako murowany kandydat do zwycięstwa. Jak przegramy, to ogłasza się wielką sensację. Porażka w Legii na nikim już nie robi większego wrażenia.

No właśnie, wspomniał pan o niezwykłym sezonie 2016/2017 i trzecim miejscu w grupie Ligi Mistrzów. Jak można było w tak krótkim czasie spaść aż tak nisko?

- Legii brakuje stabilizacji, większego zgrania. Powinien w końcu jakiś trener popracować przez cały sezon, najlepiej dwa, żeby w końcu mistrzowie Polski wyglądali jak zespół i stanowili kolektyw. Cały czas będę się upierał, że na tle europejskich średniaków Legia wcale nie odbiega jakoś drastycznie. Tylko że mimo podobnego potencjału sportowego do Karabachu, BATE Borysów czy Spartaku Trnava, to jednak te drużyny dalej cieszą się grą w pucharach, a Legia dawno się z nimi pożegnała. Przy odbudowie drużyny potrzeba przede wszystkim cierpliwości i mądrych ruchów.

Podpisanie trzyletniego kontraktu z Ricardo Sa Pinto było mądrym posunięciem?

- Na pewno Legia była w takim momencie, że potrzebowała trenera z mocnym charakterem. Chociaż moim faworytem zawsze był Michał Probierz. To jeden z tych trenerów, których najwyżej cenię. Ze wszystkich polskich szkoleniowców najbardziej odpowiednia osoba na to stanowisko. Liczę, że kiedyś będzie pracował w Warszawie.

Ale przy Łazienkowskiej raczej niemile widziana kandydatura. Zarzuca mu się brak spektakularnego sukcesu.

- I kompletnie tego nie rozumiem. Spójrzmy lepiej czego dokonał w Białymstoku. Porównajmy tamtejszą kadrę Jagiellonii i Legii. Na papierze nasza drużyna była o dwa poziomy lepsza, a do ostatniej kolejki biliśmy się z Jagą o mistrzostwo. Trener Probierz wycisnął z tej drużyny absolutnego maksa. Trzymam za niego kciuki i mam nadzieję, że wkrótce przerwie złą serię i zacznie punktować z Cracovią.

A sprzedaż Sebastiana Szymańskiego do CSKA Moskwa to dobry ruch?

- Dobry ruch dla Sebastiana i klubu. Legia dostanie bardzo duże pieniądze, a Sebastian potrzebuje zmiany i wskoczenia na wyższy poziom. CSKA gwarantuje mu rozwój. Będzie trenował ze świetnymi zawodnikami i występował w europejskich pucharach. Poza tym liga rosyjska jest o dwie klasy mocniejsza od polskiej. Sebastian może zrobić ogromny progres i wkrótce podpisać kontrakt z jeszcze lepszym, zachodnim klubem. Na pewno sobie poradzi. To fajny, mądry i ułożony chłopak.

Pod względem fizycznym nie jest zbyt słaby na Rosję?

- W Moskwie na pewno zajmą się nim odpowiedni specjaliści.  Popracują nad jego warunkami fizycznymi i go wzmocnią . Inna sprawa, gdy grał w Legii lub trenował z reprezentacją Polski nieraz udowadniał, że ten brak muskulatury aż tak bardzo mu nie przeszkadzał.

Nie myśli pan o powrocie do Ekstraklasy?

- Skupiam się na grze w Karabachu. Został mi jeszcze rok kontraktu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.