Do tragicznego wypadku doszło w Lesznowoli. W wyniku wypadku, w którym ciężarówka uderzyła w samochód osobowy, zginęły dwie osoby, które ratować próbował bramkarz Legii, Arkadiusz Malarz. Golkiper wracał z meczu ligowego z Zagłębiem Lubin (0:1), przed nim swoim samochodem jechała jego żona z dziećmi, która o zdarzeniu poinformowała w mediach społecznościowych.
- Wszędzie walały się części samochodowe, było pełno krwi, przewrócone auto. Kazałem Darii jechać do domu, bo bałem się, że chłopcy się obudzą i będą świadkami tej masakry - powiedział Malarz w rozmowie z "Super Expressem".
Po tym, jak żona bramkarza, dziennikarka Daria Kabała-Malarz odjechała, piłkarz zaczął udzielać pomocy poszkodowanym, wraz z napotkanym mężczyzną, po chwili pojawili się również ratownicy medyczni. - Kiedy podbiegłem do leżącej na jezdni dziewczyny, już było pogotowie. Zawołałem ratownika, bo wydawało mi się, że wyczuwam u tej pani puls. Lekarz zbadał ją i powiedział mi, że ona już niestety nie żyje - opisał dramatyczne zdarzenia bramkarz Legii.
Malarz zauważył, że inna kobieta leży w rowie, chciał ją ratować, ale okazało się, że ona również już nie żyła. Jak zrelacjonował piłkarz, wszyscy dookoła byli w szoku - po jezdni biegał mężczyzna, który nie wiedział co się stało, pytał gdzie jest. Kierowca ciężarówki, która uderzyła w samochód osobowy, również był w szoku, płakał i tłumaczył, że nie mógł nic zrobić.
- Wszystko trwało dobre pół godziny. Cały czas mam wrażenie, że… wyczuwam puls tej kobiety. Straszne przeżycie… - zakończył Malarz.