Hamalainen dla Sport.pl: Musimy zbierać punkty. Wierzę, że wyprzedzimy Jagiellonię

Wygrana z Lechem była podwójnie ważna. Nie mogliśmy stracić dystansu do Jagiellonii. Musimy zdobywać punkty. Jeśli miałbym dziś to przewidzieć to tak, wierzę, że wyprzedzimy naszych rywali - mówi Sport.pl pomocnik Legii Warszawa Kasper Hamalainen.

Sebastian Staszewski: Nie mogę zacząć od niczego innego, niż od kontrowersji budzącej od wczoraj olbrzymie emocje. Czy pana zdaniem sędzia Szymon Marciniak słusznie podyktował jedenastkę dla Legii po zagraniu ręką Wołodymyra Kostewicza, czy nie?

Kasper Hamalainen: Jeśli mam być szczery to choć byłem blisko całej sytuacji, to nie widziałem jej dokładnie. Później zerknąłem tylko na powtórki meczowe i kontakt piłki z dłonią był bezdyskusyjny. Natomiast wiem, że zaczęły się dyskusje o tym czy pozycja Kostewicza była naturalna czy nie. Ale nie jestem specjalistą, więc po prostu nie wiem.

Nie kusiło, aby podejść do rzutu karnego? Mecze z Lechem są dla pana wyjątkowe.

Oczywiście, że to dla mnie dodatkowa dawka adrenaliny, ale kolejnej nie potrzebuję. Niezbyt przepadam za jedenastkami. Raz spróbowałem wykonać jedną w Lechu, kiedy graliśmy z Lechią Gdańsk, i przestrzeliłem. Drugi raz wolę nie ryzykować. Michał Kucharczyk wziął odpowiedzialność na siebie i świetnie się z niej wywiązał.

Jakie było to niedzielne spotkanie? Bo z jednej strony nie brakowało strzałów i walki, ale z drugiej fragmentami oba zespoły zamiast grać w piłkę, biegały za nią.

Szczególnie w drugiej połowie nie wyglądało to najlepiej. Zaczęliśmy kopać się z rywalami, graliśmy długimi podaniami. To nie był nasz futbol. Nagle oddaliśmy Lechowi inicjatywę. Może chcieliśmy doczekać do końca? Może podświadomie zależało nam na utrzymaniu wyniku? Szkoda, że tak wyszło, bo przed przerwą wyglądaliśmy świetnie. Dużo walczyliśmy, tworzyliśmy akcje, stosowaliśmy pressing. To był naprawdę fajny futbol. Dlatego cały mecz trzeba opisać jako spotkanie dwóch różnych połów.

Zgodzi się pan z tezą, że Lech był na Łazienkowskiej lepszą drużyną?

Bardzo trudno ocenić to z perspektywy boiska. Moim zdaniem to był wyrównany mecz, taki fifty-fifty. Musiałbym obejrzeć go jeszcze raz, żeby ocenić kto miał większą przewagę.

To kolejny raz, gdy Legia niezbyt przekonuje, ale wygrywa. Wartość trzech punktów jest zawsze taka sama, ale przydałoby się wam w końcu efektowne zwycięstwo…

Niestety, ale to prawda. Musimy jednak zbierać punkty i czekać, aż nasza gra się poprawi. Jeśli będzie wyglądać tak jak w pierwszej połowie meczu z Lechem, będziemy zadowoleni. Poza tym czasem tak bywa, że trzeba zapomnieć o efektownym stylu i grać o zwycięstwo wszelkimi dostępnymi środkami.

Dzięki pokonaniu Lecha udało się oczyścić głowy po porażce z Jagiellonią Białystok?

Na szczęście tak. Z Jagą zagraliśmy naprawdę źle i potrzebowaliśmy meczu, który będzie dla nas nowym startem. Całe szczęście, że udało się z Lechem. Dlatego tak bardzo cieszyliśmy się po ostatnim gwizdku. Po bardzo słabym spotkaniu udało nam się przegonić demony. Złapaliśmy pewność siebie, wiarę we własne możliwości. Muszę przyznać, że przed meczem w oczach kolegów widziałem determinację, skupienie, koncentrację. I ja też byłem spokojny. Wiedzieliśmy, co musimy zrobić. I udało się, choć styl pozostawia trochę do życzenia.

Wierzy pan, że uda się Legii prześcignąć zespół z Podlasia? Piłkarze Ireneusza Mamrota są w świetnej formie.

Dlatego też wygrana z Lechem była podwójnie ważna. Nie mogliśmy stracić dystansu do Jagiellonii. Musimy zdobywać punkty. Kiedy jesteśmy w formie, jesteśmy najlepszym zespołem w Ekstraklasie. Ale kiedy idzie nam gorzej, trzeba po prostu brać to, co się da. Nie powinniśmy patrzeć na rywali, nawet na Jagę, bo zostało nam jeszcze sporo kolejek. Ale jeśli miałbym dziś to przewidzieć to tak, wierzę, że wyprzedzimy wszystkich rywali.

A co z zimnem?

To nie były warunki do grania w piłkę. Pochodzę z Finlandii, ale i tak nie podoba mi się bieganie przy temperaturze -13. Chociaż z drugiej strony warunki były takie same dla wszystkich. Ale nie ma co płakać. Najważniejsze, że ma przyjść ocieplenie. Oby z nim przyszły dla nas kolejne punkty.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.