Raymond Domenech dziwi się jednak wysokiej pozycji Polski w rankingu FIFA. Przez to na piątkowym losowaniu grup mundialu, któraś z rozstawionych drużyn trafi na Hiszpanię - jego faworyta do złota.
Domenech, to były reprezentant Francji oraz zawodnik Olympique Lyon czy PSG. Przez 6 lat był trenerem Trójkolorowych, z którymi pojechał na 3 wielkie imprezy. Na mundialu w 2006 roku zdobył srebrny medal. Z MŚ w 2010 roku wrócił w atmosferze skandalu i tylko z jednym punktem na koncie. Popadł w konflikt z zawodnikami, którzy zbojkotowali jeden z treningów. Nicolas Anelka za obrazę szkoleniowca został wyrzucony z kadry. Po turnieju, wraz z m.in. Patricem Evrą i Franckiem Riberym, był też zawieszony przez federację. Również Domenech nie kontynuował z nią współpracy. Zaczął udzielać się w mediach. Obecnie jest komentatorem ogólnokrajowego radia Europe 1, ekspertem „L'Equipe”. Pełni też funkcje przewodniczącego związku trenerów piłkarskich we Francji.
Raymond Domenech: Rozumiem, że pyta mnie pan o to nie bez przyczyny. Odpowiem jednak, że bez umiejętności, odpowiedniej techniki, wartości jakie wnoszą poszczególni gracze, nie da się odnieść sukcesu na tak wielkiej imprezie. Różnice wśród tych najlepszych ekip robi później to, co zachodzi między piłkarzami. Oczywiście, to są ludzie, którzy się znają, ale nagle są ze sobą przez nawet półtora miesiąca. Nawet trzy tygodnie zajmuje cały obóz przygotowawczy, potem od dwóch tygodni w górę sam mundial. To czas, kiedy trzeba umieć funkcjonować w dużej grupie, żyjąc ze sobą dzień w dzień. Jak to nie wychodzi, to potem ciężko jest walczyć z rywalami na boisku. Ważną sprawą jest też to, co dziej się dookoła drużyny. Jeśli media i kibice ją wspierają, to piłkarze to czują. Wszyscy idą w tym samym kierunku.
- A w finale zagraliśmy z drugą najstarszą drużyną na tej imprezie, to też o czymś mówi. Wymienieni przez pana piłkarze mieli olbrzymie doświadczenie, poważanie, ale też odpowiednią jakość. Tacy gracze zawsze wnoszą coś dla drużyny. Tym, czego czasem brakuje mi w różnych teamach, jest to, że obok dobrych młodych zawodników nie ma tych starszych. Na krótką metę to funkcjonuje, w dłuższej perspektywie jest zgubne. Jeśli natomiast mówimy o mundialu, który generuje ogromną ilość nerwów, w którym nie można się podpalać, trzeba zachować spokój i koncentrację na celu, to dobrze mieć tych doświadczonych. Jak pokazuje historia, nawet i oni czasem nie wytrzymują.
- Po mistrzostwie świata i mistrzostwie Europy, presja była w 2002 i skończyło się katastrofą. Niespecjalnie poszło nam też na Euro 2004, bo w ćwierćfinałach wyeliminowała nas Grecja. Po tych wydarzeniach i odejściach kluczowych graczy - z Zidanem na czele - nikt rzeczywiście nie oczekiwał od nas cudów. Mieliśmy jednak taką jakość gry, że po fazie grupowej, aż do finału wygrywaliśmy z Hiszpanią, Brazylią i Portugalią. W 2018 roku znów jedziemy na turniej jako jeden z faworytów i trzeba się będzie z tym obciążeniem zmierzyć.
- Jest trzech głównych: Brazylia, Niemcy i Hiszpania. Wszędzie znakomici piłkarze i wszędzie turniejowe doświadczenie, o którym sporo mówimy. Francję postawiłbym nieco z tyłu, ale gdzieś blisko nich. Potem pewnie jeszcze Belgia, Anglia i Portugalia, po której nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać.
- Dembele do kadry chętnych będzie nawet dwóch, bo Moussa z Cetiku gra coraz lepiej (śmiech). Rzeczywiście, to daje niesamowicie duże pole wyboru. Jeśli chodzi o ofensywę, chyba nigdy nie mieliśmy takiego pokolenia. Tylu tak zdolnych piłkarzy. Nie jestem tylko pewny, czy to będzie takim pozytywem i przewagą. Na mundialu trzeba wybrać jedenastkę, której jest się pewnym, a potem w meczu są tylko trzy zmiany. Jasne określenie, kto jest zawodnikiem podstawowym, a kto siedzi na ławce jest kluczowe, ale dla niektórych bolesne. Jeśli mamy sporo dobrych graczy na zbliżonym poziomie, to szybko mogą być nieporozumienia. Nie tylko w szatni, ale i w mediach czy wśród kibiców. Te pytania dlaczego ten, a nie tamten, dlaczego on, a nie ja są czasem problematyczne. Robią się zawirowania, to nie jest pozytywne.
- Skrajności zawsze są złe. Jakbyście mieli do Lewandowskiego, kogoś na zbliżonym poziomie, to była by zupełnie inna historia. Za mało możliwości - źle. Za dużo - też niedobrze. No to możemy wam kogoś wypożyczyć (śmiech).
- To za co go podziwiam to fakt, że jak on jest na boisku to są gole. Jak był ostatnio mecz Anderlechtu z Bayernem i po pierwszej połowie mieliśmy 0:0, mój syn się cieszył. Jest fanem PSG, a taki wynik był dla paryżan korzystny jeśli chodzi o rywalizację o pierwsze miejsce w grupie. Powiedziałem mu, żeby się uspokoił, bo Lewandowski jest na boisku więc coś strzeli. Kilka minut później Polak trafił do bramki.
Trenerzy o takich piłkarzach mówią, że są nieobliczalni. Bo z nimi zawsze i wszędzie może zdarzyć się wszystko. Oczywiście Lewandowski jest wolniejszy niż Cristiano Ronaldo, nie drybluje tak jak Lionel Messi, nie ma tak finezyjnej techniki jak Neymar, ale i tak każda z tych rzeczy jest u niego na dobrym poziomie. Bardziej porównałbym go z Edinsonem Cavanim, to też taki egzekutor. Dobrze wychodzi na pozycję, potrafi ruszyć na bramkę, nawet z rywalem na plecach. Cofa się po piłkę. Dobrze spisuje się w grze na jeden kontakt i przeważnie kończy akcje celnym uderzeniem. Innym razem jest po prostu tam gdzie wystarczy dostawić nogę, piłka go szuka. To typ, którego każdy trener wziąłby z zamkniętymi oczami.
- Ale tak jest. Obaj są pracowici, pomagają całej drużynie, ściągają obrońców, dużo się ruszają, sami są kreatywni, wywierają presję na defensywie rywali. No i do tego w obu przypadkach dochodzi pokaźna liczba goli i dobra skuteczność. Jeszcze raz podkreślam, to typy, które po prostu służą drużynie, a nie tylko z niej czerpią.
- Glik to dla Monaco zawodnik podstawowy. Oczywiście teraz wychwalanie Monakijczyków przychodzi z większym trudem, bo drużyna po stracie wielu piłkarzy jest w skomplikowanej sytuacji. Nie zmienia to faktu, że wasz reprezentant był i jest dla mnie kluczem w organizacji gry defensywy. To taki prawdziwy, podręcznikowy obrońca. Nie potrzeba mu finezji, jest twardy i ma być skuteczny. W jego przypadku tak się właśnie dzieje. On dokłada do tego jeszcze gole, co sprawia, że w naszych rozgrywkach po prostu się wyróżnia.
- Ranking nie jest odzwierciedleniem realnych potencjałów drużyn. Wiem, że najmocniejsze ekipy miały sporo meczów towarzyskich także między sobą. My graliśmy z Hiszpanią, Anglią czy Niemcami. Wygraliśmy tylko jedno spotkanie. W rankingu nic przez to nie zyskaliśmy, ale mieliśmy ważny sprawdzian sportowy. Dla mnie rankingi powinny być tworzone tylko na podstawie meczów o stawkę. Poza tym trudno jest przyrównywać do siebie drużyny z różnych kontynentów, które przeważnie grają między sobą we własnych eliminacjach i rozgrywkach. Ten ranking trzeba by jeszcze jakoś urealnić. Jak mam być szczery, to trudno znaleźć argumenty, dlaczego Polska miałaby być przed Francją.
- I na pewno nie wszystkie drużyny z pierwszego koszyka, skorzystają na rozstawieniu, gdy trafią np. na Hiszpanię. W drugim koszyku są też przecież Anglicy. Dla mnie nie ma to sensu.
- Nie jestem już selekcjonerem, więc nie przykładam do rywali takiej wagi. Jeśli wygramy fazę grupową zagramy z kimś z drugiego miejsca. Nie wiem czy akurat będzie to Polska. Podejrzewam, że będzie taka grupa, w której pierwsza i druga drużyna będą tak samo mocne i triumf w pierwszej fazie rywalizacji, nic nie da. Czy w 1/8 finału będę chciał zagrać z Polską, to okaże się jacy będą inni możliwi przeciwnicy (śmiech). W tej fazie wszyscy rywale będą już bardzo wymagający. Czy będą to Polacy, Szwajcarzy, Belgowie, Anglicy czy nawet Senegalczycy może być trudno. Przypomnę, że właśnie z Senegalem przegraliśmy na mundialu w 2002 roku już w fazie grupowej. Plany, ocenę szans i rozmowy o kolejnych meczach lepiej robić już po losowaniu. Z technicznego punktu widzenia dodam, że właśnie wtedy sporo pracy ma sztab kadry, który musi zająć się planowaniem obserwacji potencjalnych przeciwników w kolejnych fazach turnieju. Jest przy tym trochę logistyki. To praca, która zaczyna się już pół roku przed mundialem.
MŚ w 1994 w USA oglądałem z trybun dla przyjemności. W 1998 z bliska przeżywałem mundial na naszej ziemi. W 2002 byłem w Korei i Japonii jako obserwator. Udało się zostać tam aż do finału. Podobnie zresztą jak w 2006 roku (śmiech). Najmniej meczów na żywo widziałem chyba w 2010 roku. Trenerska ławka nie zawsze jest wygodna.