Trudny przypadek Teodorczyka. Były bramki i środkowy palec, jest zawieszenie, grzywna i przymusowy urlop

Miał kosztować miliony i grać w najlepszych ligach świata. Tak mówiono, gdy Łukasz Teodorczyk zdobywał w Belgii koronę króla strzelców. Kilka miesięcy później Polak został zawieszony na dwa mecze, musiał zapłacić grzywnę, a trener Anderlechtu wysłał go na przymusowy urlop. Teo stał się obiektem drwin kibiców, którym jeszcze niedawno pokazywał środkowy palec.

Aston Villa, Everton, Sunderland, WBA, West Ham, Torino, Bayer Leverkusen, Sevilla. Te i jeszcze kilka innych klubów miało widzieć u siebie Teodorczyka. Według „Tuttosport” Polak miał kosztować 10 mln euro, „Daily Mirror” informowało o 14 mln, a zdaniem źródeł belgijskich za Teo należało wyłożyć co najmniej 20 mln. Reprezentant Polski nie spakował jednak walizek i nie wyruszył na podbój Europy. W środę został natomiast wysłany na przymusowy odpoczynek od pierwszego zespołu „Fiołków”. Rok temu był gwiazdą, dziś musi – jak twierdzą w Brukseli – „oczyścić głowę”.

Spier… kur…

Listopad 2016 roku był najlepszym momentem w karierze Teo. Niepokorny chłopak z Żuromina nagle włączył drugi bieg i z nieznaną dotychczas regularnością zaczął strzelać w belgijskiej Jupiler Pro League i Lidze Europy. W trzy miesiące zgromadził aż 15 bramek. Dzięki świetnej formie kibice Anderlechtu wybrali go piłkarzem listopada. A wcześniej września i października. Formę Teodorczyka docenił też selekcjoner Nawałka, który dał snajperowi – będącemu wcześniej tylko alternatywą – prawdziwą szansę w reprezentacji Polski. 26-latek rozegrał 84 min. w eliminacyjnym spotkaniu z Armenią (2:1), a następnie 90 min. w towarzyskim meczu ze Słowenią. We Wrocławiu zdobył nawet bramkę dającą Polsce remis 1:1.

W takiej dyspozycji wychowanek Wkry Żuromin nie był ani wcześniej, ani później. W Dynamie łapali się za głowy, że wypuścili z Kijowa takiego grajka. I to za drobne, bo nadchodzące wykupienie Teodorczyka z ukraińskiego klubu miało kosztować Anderlecht 5 mln euro. Niewiele, jak za przyszłego króla strzelców ligi. Gest mieli też działacze z Brukseli, którzy zaoferowali polskiemu piłkarzowi najwyższy kontrakt w historii 34-krotnego mistrza kraju.

Polak poczuł się pewnie. Zbyt pewnie. I z kozaka zaczął zmieniać się w prostaka. Początek był niewinny. Na reprezentacyjnej konferencji prasowej przed meczem z Danią piłkarz nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy. Później fala chamstwa zaczęła jednak wzbierać. Dostawało się wszystkim. Najpierw zdjęcie napastnika Anderlechtu, pokazującego środkowy palec fotoreporterowi, opublikował dziennik „Het Laatste Nieuws”. Później Teodorczyka prezentującego wulgarny gest kibicom Club Brugge dostrzegł Peter Vandenbempt, reporter Radio 1, który poinformował o tym na Twitterze. Teo nie popisał się kulturą także, gdy z telefonu bramkarza Franka Boeckxa odpisał dziennikarzowi „Super Expressu” Piotrowi Koźmińskiemu „Spierd… kur…”.

Przymykanie oka

Reprezentant Polski potrafił lekceważyć reguły nawet wtedy, gdy nikt go nie atakował. W lutym nie pojawił się na wielkiej finałowej gali prestiżowego plebiscytu „HLN”, na której wręcza się nagrodę dla najlepszego piłkarza Jupiler Pro League. I to choć był jednym z faworytów. Bez informowania kogokolwiek postanowił jednak na imprezę nie przyjeżdżać. Zdenerwował tym nawet swoich szefów, którzy ustami rzecznika prasowego Davida Steegena tłumaczyli: „Chcemy oficjalnie przeprosić organizatorów gali za nieobecność Teodorczyka. Wyjechał, nie wiemy dlaczego. Plan był taki, że się pojawi. Może pomylił dni? Przysłał nam wiadomość, że jest w Polsce”.

Wtedy jednak Łukaszowi wybaczano. Mówiono o jego trudnym dzieciństwie, o twardym charakterze, braku sympatii do mediów. Każda wymówka stawała się dobra. Był przecież na szczycie. Kibice w Brukseli wciąż go kochali. Kochał go także trener dla którego zdobywał kolejne bramki i działacze, którzy liczyli, że latem sprzedadzą Teo za miliony. Przymykano więc oko. Ale nie zapominano.

Pudło stulecia

Listopad 2017 roku to najgorszy moment w karierze Teo. Wszystko dobre, co wydarzyło się 12 miesięcy wcześniej, przypomina teraz piękny sen, który został przepędzony przez krzyk. Karta nagle się odwróciła, a od Łukasza – odwróciło się szczęście. I znów zaczęło się niewinnie. Nieskuteczność z początku sezonu została okraszona „pudłem stulecia”, jak sytuację z meczu z Zulte Waregem określili Belgowie. Na początku spotkania kapitalnie dograł do Polaka Nicolae Stanciu, ale Teodorczyk, stojąc trzy metry przed pustą bramką, kopnął tak, że wystraszył latające nad stadionem Constanta Vanden Stocka ptaki. Kibice rywali Anderlechtu oszaleli ze szczęścia, szykując dla Polaka kocioł wypełniony żółcią. Kiksy zdarzają się jednak najlepszym. I są wybaczane. Jeśli są tylko kiksami. Niestety, niegdyś czołowy strzelec Ekstraklasy nie odpowiedział bramkami. Wciąż nie strzelał. Do dziś 26-latek zgromadził tylko trzy trafienia.

Hat trick: zawieszenie, grzywna, odsunięcie

Katastrofa rozpoczęła się po cichu chwilę wcześniej. Już początek sezonu zwiastował problemy. Jeszcze w sierpniu Belgowie odnotowali chłodne relacje snajpera z trenerem Rene Weilerem. Ich początkiem miała być sytuacja z meczu z Oostende. Weiler zmienił Teodorczyka w 54. min, a ten z boiska zszedł wściekły i ruszył do szatni, nie podając ręki kolegom siedzącym na ławce rezerwowych.

Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Pod koniec października Teo kopnął bez piłki Josepha Aidoo z Genku. Sędzia pokazał mu tylko żółtą kartkę, ale mniej łaskawa była Komisja Ligi, która wymierzyła Polakowi karę dwóch meczów zawieszenia i 800 euro grzywny. Na zgrupowanie kadry przed meczami z Urugwajem i Meksykiem nie powołał zawodnika „Fiołków” Nawałka. W piątek w wewnętrznym sparingu pierwszego zespołu Anderlechtu z rezerwami Teodorczyk wystąpił w drugim zespole. A w środę szkoleniowiec Hein Vanhaezebrouck, który w październiku zastąpił Weilera, wysłał go na przymusowy urlop, dając Polakowi kilka dni wolnego na „oczyszczenie głowy”.

Pomóc sobie

Teraz przed krnąbrnym napastnikiem bardzo trudny okres. Musi nie tylko poradzić sobie ze strzelecką indolencją, ale i wyjść za zaułku w który sam wpędził się nieodpowiednim zachowaniem. Bo niechęć, jaka będzie wracać do Teodorczyka z każdym potknięciem, będzie dwukrotnie większa, niż ta, jaką on sam okazywał ludziom. A na powrocie Łukasza do stabilnej formy powinno zależeć wszystkim: Anderlechtowi Bruksela, reprezentacji Polski, ale przede wszystkim – jemu samemu.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.