Ekstraklasa. Lechia - Korona 0:5. Bogusław Kaczmarek: w Lechii najtrwalsze są zmiany

- Dla ludzi, którzy mają Lechię w krwiobiegu ten mecz był wielką udręką i upokorzeniem. Po meczu poszliśmy z grupą znajomych na kawę i wtedy stwierdziłem, że na stadionie dostaliśmy przedwczesne, piłkarskie Halloween - mówi Bogusław Kaczmarek po poniedziałkowym spotkaniu 14. kolejki Ekstraklasy, w którym Lechia Gdańsk przegrała z Koroną Kielce 0:5

Łukasz Jachimiak: Lechia – Korona 0:5; rozumie Pan ten wynik, potrafi Pan wytłumaczyć kibicom, co się stało, że Lechia poniosła taką klęskę?

Bogusław Kaczmarek, były trener m.in. Lechii, asystent Leo Beenhakkera, kiedy ten prowadził reprezentację Polski: Pomysł to powinien mieć zespół ludzi odpowiedzialnych za tę drużynę. Mam na myśli układ właścicielski, prezesa, sztab szkoleniowy, dyrektora sportowego. Niech oni udzielą miarodajnej informacji.

Z ich wypowiedzi nie wynika, żeby potrafili to zrobić. Pan jako osoba emocjonalnie związana z Lechią i zarazem jako fachowiec nie ma pomysłu, dlaczego Lechia wyglądała fatalnie?

- Proszę pana, pomysł na Lechię to ja miałem cztery lata temu. Niestety, mój pomysł nie był kompatybilny do pomysłu pana Kuchara i ludzi z nim związanych. Jest prosta rzecz – w każdej firmie, w każdym przedsiębiorstwie, w zarządach, radach nadzorczych, w różnego rodzaju konsorcjach najważniejsi są ludzie, którzy kreują strategię, filozofię działania. Jeżeli znajdzie pan utalentowanego zawodnika, będzie to znaczyło, że pana siłą są wartości selekcyjne. Ale potrzebna jest jeszcze druga rzecz – trzeba umieć ustawić prognozę rozwoju tego chłopaka. Lechia ma budżet w wysokości 40 mln złotych, a to powinno pozwolić się poruszać swobodnie na poziomie walki o europejskie puchary. Dlatego przed startem naszej ligi, ekstraklasy z nazwy, powiedziałem gdzieś, że ta liga powinna się nazywać trzy razy L i cała reszta, czyli Legia, Lechia, Lech w dowolnej kolejności i cała reszta. Ale ważną rzeczą jest mieć pieniądze, a równie ważną jest zebrać odpowiedni kapitał ludzki. Mam na myśli taką selekcję, która zapewni rozwój drużyny. Trzeba mieć zasoby ludzkie i mieć umiejętność zagospodarowania tych zasobów, czyli umieć wykorzystać potencjał, jaki się ma. W Lechii nie działa wiele kluczowych elementów. Miasto jest piękne, stadion jeden z ładniejszych w Europie, baza treningowa jak na nasze warunki doskonała, bo są dwa trawiaste boiska na starym obiekcie klubu. Do tego pozyskani zostali zawodnicy, którzy powinni gwarantować pewien poziom sportowy. Ale trzeba się uważnie wczytać w wypowiedź Sławka Peszki, jaka była przyczyna zmiany trenera.

Co Pan z tej wypowiedzi wywnioskował, uważnie się w nią wczytując?

- Sławek Peszko powiedział, że problemem poprzedniego trenera było to, że nie potrafił w sposób właściwy kierować układem personalnym, który nie był objęty meczem. W szatni nie uniknie Pan problemu z ludźmi, którzy mają dysonans poznawczy, bo zostali zaangażowani do ściśle określonych celów, a rzeczywistość okazała się tak brutalna, że nie grają nigdzie. W klubie jest 28 piłkarzy, co mecz 10 jest poza grą. I oni mnóstwo wolnego czasu spędzają w galeriach i w pięknych miejscach Trójmiasta, podziwiając krajobrazy. Jeżeli ktoś uznał, że zlikwidowanie rezerw doprowadzi do rozwoju sportowego tego klubu, to jest w dużym błędzie. Ci ludzie którzy nie grają, mogliby grać na trzecioligowym poziomie. Nie mają takiej szansy, bo uznano, że koszta są za duże. A gdyby była drużyna rezerw, zwłaszcza młodzi ludzie mieliby szansę zdobywać doświadczenie, występując z ogranymi piłkarzami, którzy też się nie mieszczą w meczowych kadrach pierwszego zespołu. Idźmy dalej: jeżeli w ciągu dwóch lat zmienia się czterech trenerów przygotowania fizycznego, a na końcu trener przygotowania fizycznego zostaje pierwszym trenerem pierwszej drużyny, to wniosek jest jeden – w Lechii najtrwalsze są zmiany. Fizjologia ma to do siebie, że nie znosi bałaganu. Jeżeli się nadmiernie majstruje, to są efekty, jakie widzimy.

Czyli będzie tylko źle i jeszcze gorzej?

- Wsłuchując się w wywiad przedmeczowy nowego dyrektora sportowego, bossa Piotra Nowaka, usłyszałem, że w Lechii idzie nowe, że jest szerokie spektrum działania z uwzględnieniem całej piramidy szkoleniowej, że duży będzie nacisk na działanie akademii. To dobrze, bo nie chcę robić kryptoreklamy synowi, ale od czasu kiedy w roku 2004 wprowadził do drużyny Marcina Pietrowskiego, obecnie piłkarza Piasta Gliwice, w Lechii nie ma śladu żadnego wychowanka. A przecież klub powinien mieć swój kręgosłup, zachować chociaż minimum tożsamości. Ludzi coraz mniej interesuje Lechia w takiej formule.

Dowód dostaliśmy w poniedziałek – mecz z Koroną oglądało z trybun tylko siedem tysięcy ludzi.

- Siedem tysięcy? Nie, nie, pan się opiera na danych podanych przez klub albo przez Ekstraklasę. Ja na ten obiekt chodzę i wiem, co to jest siedem tysięcy. Było nie więcej niż 5,5 tysiąca widzów. Jak tak piękny, 44-tysięczny obiekt, może straszyć takimi pustkami? Ale jak ma nie straszyć, skoro wszyscy widzą, co się dzieje na boisku? Poniedziałkowy mecz oglądałem w towarzystwie Romana Korynta, legendy Lechii, i Tomka Korynta, też byłego gracza Lechii. Wszystkim nam było przykro i trochę nam było żal tych piłkarzy, którzy musieli się nasłuchać różnego rodzaju inwektyw, epitetów, przaśnych przyśpiewek ze strony kibiców Lechii. I żal było patrzeć, jak już po czwartej bramce kilkaset osób opuszczało stadion.

Mówi Pan, że piłkarzy trochę żal, więc rozumiem, że za lokalnymi, trójmiejskimi mediami nie nazwie ich Pan wkładami do koszulek?

- Może użyłem złego określenia. Patrzyłem na zagrania niektórych piłkarzy może nie z litością, ale na pewno z dużym, piłkarskim niesmakiem. To co robili, na tym poziomie po prostu nie uchodzi.

Pomijając złe przygotowanie zespołu, nie widział Pan u piłkarzy ambicji?

- Po meczu poszliśmy z grupą znajomych na kawę i wtedy stwierdziłem, że na stadionie dostaliśmy przedwczesne, piłkarskie Halloween. Takie są efekty, kiedy klub nie radzi sobie z podstawowymi problemami. Pierwszy: pozyskać właściwych piłkarzy pod konkretne cele. Drugi: właściwie ich trenować, a nie ciągle zmieniać ludzi i na stanowisku trenera, i na pozycji trenera przygotowania fizycznego.

Zamieszanie z trenerami Lechii na pewno nie służy, ale kadra nie jest zestawiona aż tak źle, jak sugerowałyby wyniki?

- Potencjał ludzki może jest, ale jest wielu ludzi na jedną pozycję, a na inne brakuje. Obrona z Kuciakiem, Malocą i Janickim oraz Wawrzyniakiem w formie stanowiła fasadę, opokę drużyny. A po odejściu Malocy i Janickiego oglądamy jak Kuciak w swojej desperacji popełnia błędy, które wynikają z braku komunikacji na poziomie bramkarz – blok defensywny. Oby najbliższy mecz derbowy był dla Lechii katharsis. Bo parafrazując naszego noblistę Sienkiewicza trzeba zapytać; quo vadis Lechio?

Nie ma Pan wrażenia, że nasza liga jest tak nieprzewidywalna, że poniedziałkowa klęska Lechii w piątek może nie mieć żadnego znaczenia i choć Arka prezentuje się zdecydowanie solidniej, to w derbach Trójmiasta możliwy jest każdy wynik?

- Ostatnio w Cafe Futbol w Polsacie powiedziałem, że paradoks polskiej ekstraklasy polega na tym, że Górnik Zabrze, który w maju był bliżej spadku z I ligi niż awansu do elity, jest w tej chwili liderem ekstraklasy, a przecież w tej drużynie niewiele się zmieniło. Tam grają piłkarze, którzy do niedawna trenowali w rezerwach Górnika trenerów Dankowskiego i Kostrzewy. Ten zespół z 34-letnim Angulo i z trochę młodszym Suarezem w obronie w otoczeniu tych chłopaków z rezerw, w sumie siedmiu, rządzi polską ekstraklasą. Powtarzam: ekstraklasa to jest tylko z nazwy. I żeby było jasne: przedstawiając swoje stanowisko nie chcę narzekać, chcę pokazać aktualne oblicze naszej piłki. Reprezentacja swoim blaskiem zakrywa poziom wszystkiego, co się nazywa ekstraklasa i poziom szkolenia w piłce młodzieżowej. Jeżeli ktoś chce ze mną dyskutować, to niech popatrzy, jaki był wynik meczu Polska – Anglia U-19, gdzie po 30 minutach było 0:7 [spotkanie odbyło się we wrześniu w Burton i skończyło się zwycięstwem gospodarzy 7:1], niech popatrzy na wynik Polska – Holandia do lat 16, gdzie przegraliśmy 0:7 [mecz odbył się kilka dni temu w Oegstgeest). Już nawet nie mówię o tym, że nasza drużyna młodzieżowa [do lat 21] remisuje z Finami i niektórzy mówią, że to niezły wynik, a ci Finowie za kilka dni przegrywają 0:5 z Duńczykami. Tu jest problem – taka Rzeczpospolita piłkarska, jakie jej młodzieży chowanie. Oglądał Pan Marka Koźmińskiego mówiącego o czarnej kurtynie po MŚ w Rosji?

Tak, mówi Pan o rozmowie z programu Sam na Sam z Wilkowiczem?

- Zgadza się, doskonały materiał o stanie posiadania polskiej piłki. Koźmiński sam powiedział, że mamy czterech zawodników na dobrym poziomie europejskim, plus Lewandowski, który jest diamentem znalezionym w RPA, takim o nieoszacowanej liczbie karatów. Jeżeli ktoś się wsłuchał w wypowiedź Adama Nawałki na konferencji prasowej po meczu z Czarnogórą, to usłyszał, że w jego ocenie jakość gry siadła, kiedy zszedł Łukasz Piszczek. W końcu Polska wygrała ten mecz tylko dzięki geniuszowi Lewandowskiego. Przez pryzmat reprezentacji nie wolno patrzeć na nasze szkolenie. Co z tego, że mamy dwa podręczniki piłkarskie, że mamy turnieje i akademie dla młodzieży? Najważniejsi są ludzie, którzy z tymi dzieciakami pracują – ich jakość, poziom, charyzma, pasja. Na dole piramidy są wielkie problemy. Lechia szkoli na takim poziomie jak Cartusia, Bałtyk Gdynia, KP Starogard, jak - nie obrażając nikogo - Gedania. Chyba nie o taką jakość szkoleniową chodzi?

Wrócił Pan do Lechii, to proponuję, żebyśmy wrócili jeszcze raz do tematu trenera. Widzi Pan jakąś przyszłość dla Adama Owena na stanowisku pierwszego szkoleniowca?

- W Lechii widziałem pierwszy tego typu przypadek, że trener rezygnuje, wywiesza białą flagę w przerwie meczu. Piotr Nowak stwierdził, że to się stało przy akceptacji wszystkich. W przerwie tamtego meczu z Sandecją [w sierpniu Lechia przegrała z beniaminkiem 2:3, do przerwy przegrywała 0:2] zespół przejął trener przygotowania fizycznego. Czy ktokolwiek uzna, że to jest normalna sytuacja? Dla mnie nie ma żadnych racjonalnych podstaw, żeby podejmować takie działanie. Pół meczu prowadził zespół trener Owen, później znowu wrócił trener Nowak. Z całym szacunkiem dla Piotrka myślę, że pierwszy raz się znalazł w takiej sytuacji i że klub, cały menedżment nie znalazł rozsądnego rozwiązania. Myślę, że ten mecz z Koroną to kumulacja wszystkiego, co się zdarzyło do tej pory. Lechia to bardzo bliski mi klub, jestem z nim związany emocjonalnie, ja i mój syn jesteśmy niemalże trenerskimi wychowankami Lechii. W poniedziałek nie wiedziałem czy śmiać się żałośnie w tym wszystkim, czy płakać. Dla ludzi, którzy mają Lechię w krwiobiegu ten mecz był wielką udręką i upokorzeniem. Ale mam nadzieję, że mecz z Arką będzie katharsis, że odnowi się to, co w Lechii dobre. To jest szansa, żeby się odbić. Może ostatnia taka, bo jak nie teraz, w derbach, to kiedy?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.