Kibice w Gdyni mogli poczuć się nieco jak na brazylijskich stadionach. Grający w żółtych koszulkach piłkarze Arki momentami czarowali na boisku niczym Canarinhos. Pierwszym magikiem został Rafał Siemaszko.
Już w 13. minucie napastnik gospodarzy popisał się fantastycznym uderzeniem nożycami. Do gola rundy zabrakło kilku centymetrów. Piłka odbiła się od poprzeczki i poleciała w stronę Michała Marcjanika. Ten mocno uderzył głową i zrobiło się 1:0. To była 400 bramka Arki w Ekstraklasie.
Jak nie nożycami to głową
Siemaszko kilkanaście minut później znów strzelał na bramkę gości. Tym razem głową, z 11 metrów. Podkręcona piłka, wpadła do bramki tuż przy słupku. Trafienie bardzo efektowne, trzecie w sezonie i trzecie po uderzeniu głową.
Jagiellonia odpowiedziała szybko. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego pięknym szczupakiem popisał się Taras Romanczuk. Do przerwy było 2:1.
Po godzinie gry z rzutu wolnego po ziemi uderzył Marcin Warcholak. Piłka ominęła mur i zaskoczyła Mariana Kelemena.
4:1 zrobiło się po samobójczym trafieniu Piotra Wlazło. Pomocnik uderzał piłkę głową, ta przelobowała golkipera i wpadła tuż przy słupku. Bramka ładna, tyle że strzelec nie mógł się z niej cieszyć.
W meczu najdłużej niepokonanych drużyn w Ekstraklasie swoją passę podtrzymała Arka. Nikt nie potrafi z nią wygrać już od sześciu spotkań.