Eliminacje MŚ 2018. Polska po Armenii: jest pokora, są punkty. A teraz już finał

- Hattrick Lewego? Przywykliśmy - mówił Wojciech Szczęsny. - Ty się zachowuj, żebyś ochrzanu nie dostał - dogadywał mu Grzegorz Krychowiak. 6:1 z Armenią dało kadrze oddech: na finał z Czarnogórą dotarła bez potknięć. W niedzielę o 20:45 mecz o mundial

Jeszcze tylko dwa lania i wreszcie wolne – tak było z Polską w finałowym tygodniu eliminacji poprzedniego mundialu. Jeszcze tylko dwa razy udźwignąć bycie faworytem i otwieramy szampany – tak jest teraz. I został już tylko ten jeden raz do udźwignięcia. Niedziela, 90 minut z Czarnogórą. Jeden punkt potrzebny do awansu. Trzy – żeby przypilnować pierwszego koszyka w losowaniu grup mundialowych.

Odlot z Armenii: same zdobycze, bez strat

Robert Lewandowski bardzo liczył, że Dania i Czarnogóra jednak podzielą się punktami i w niedzielę będzie bez nerwów. Odlatując z Erywania wiedział, że się nie podzieliły, bo lekko opóźniony samolot wystartował tuż po końcowym gwizdku w Podgoricy. Ale i bez tego dobrych wiadomości było w czwartek dużo. Trzy punkty, sześć goli, mocno poprawiony bilans bramek, żadnej kontuzji, żadnej kartki wykluczającej z gry z Czarnogórą (a zagrożeni byli m.in. Lewandowski, Kuba Błaszczykowski, Łukasz Piszczek), dobry powrót do kadry Grzegorza Krychowiaka, który potem z Wojciechem Szczęsnym dokazywał pod szatnią. Jakby czas się cofnął.

Lewandowski znów strzela z gry

Lewandowski cieszył się jak dziecko - może nawet bardziej niż z tych wszystkich strzeleckich rekordów - z tego że wreszcie strzelił w kadrze takiego gola jak ten trzeci: z gry, z bliska, po przystawieniu nogi do podania z boku. Już od tego odwykł. A Kamil Grosicki, który mu tak piłkę podał, opowiadał że w przeddzień meczu usiedli sobie z Lewandowskim i porozmawiali. Ich współpraca w ataku to jeden ze znaków rozpoznawczych reprezentacji od kiedy ją przejął Adam Nawałka. A ostatnio różnie z tą współpracą bywało.

Luz po zwycięstwie nad Armenią trwał dopóki się nie zakończył mecz Duńczyków. A od startu samolotu zaczęły się już przygotowania do Czarnogóry. I regeneracja dzięki specjalnym urządzeniom już na pokładzie. Na szczęście szybkie prowadzenie w Armenii pomogło tak zarządzać tempem meczu, żeby sił na Czarnogórę zostało jak najwięcej.

Rywal jest w głowach

Kiedyś te drugie spotkania w eliminacyjnych dwumeczach to był polski koszmar, nogi już nie niosły. Całkiem niedawno koszmarem bywały też mecze wyjazdowe, nawet z przeciwnikami klasy Armenii. Teraz nie ma wielkiej różnicy między Polską grającą u siebie i na wyjeździe. Jedynym wyjątkiem był mecz w Danii, gdy nie działało nic. Ale tam akurat przyczyną nie była niepewność związana z graniem na wyjeździe. W Danii zaatakował najgroźniejszy rywal drużyny Adama Nawałki: samozadowolenie. Właściwie całe kończące się właśnie eliminacje to była walka z tym przeciwnikiem. Gdy podnosił głowę, to był remis z Kazachstanem, lanie w Kopenhadze, rosyjska ruletka z Armenią w Warszawie.

Jest pokora, są punkty

A gdy wracała pokora, wpadały kolejne punkty. Taki był refren eliminacji. I przestawało być ważne, że kiedyś było trudno na wyjazdach, kiedyś w drugim meczu, kiedyś tuż przed wakacjami, a kiedyś w marcu. Trudno jest wtedy, gdy nie dajesz stu procent. Nic więcej się nie liczy. Taki był refren tych eliminacji. I dlatego tak wyglądał samolot do Erywania i z powrotem: już nie tylko zakaz serwowania alkoholu na pokładzie, nawet VIP-om, ale i prośba, żeby nie przechodzić tam gdzie siedzą piłkarze, bo ostatnio za dużo było już próśb o zdjęcia i autografy. A po odespaniu: odprawa, siłownia, odnowa, jeden trening na Narodowym. I ta ostatnia niedziela..

Copyright © Agora SA