Anderlecht płaci dużo, Teodorczyk w czołówce. Kryzys w zespole trwa

Nowy kontrakt dał mu bardzo dobre pieniądze. Łukasz Teodorczyk za sezon inkasuje od mistrza Belgii 2 mln euro! To w praktyce czyni go najlepiej opłacanym graczem Anderlechtu. Chociaż klub na pensje dawno nie wydawał takich pieniędzy, to sportowo ostatnio tak źle spisywał się prawie 20 lat temu.

Gdyby wydawane pieniądze w prosty sposób przekładały się na sukcesy sportowe, Anderlecht na wszystkich patrzyłby z góry. Tymczasem, jeśli chodzi o sytuację w tabeli, drużynie bliżej jest do miejsca spadkowego.

Najgorzej od 19 lat

4 punkty z 12 możliwych, raptem trzy strzelone gole, a przy tym 5 straconych. Tak złego otwarcia Anderlecht nie miał od roku 1998. Mało tego, drużyna pod wodzą Rene Wailera nigdy nie straciła na własnym stadionie trzech goli w ligowym meczu.

- Rzeczywiście, jest spora różnica między tym, a ostatnim sezonem. Obrona źle się ustawia, przegrywa pojedynki, nie jest w stanie wygrywać piłek – przyznał  szkoleniowiec Brukseli, po domowej porażce 2:3 z Sint Truiden.

Do kulejącej obrony dochodzą też problemy w ofensywie. Szwajcarski trener broni się co prawda, że fioletowo-biali stwarzają sobie w ataku sporo sytuacji i mają okazje na kilka goli, tyle że piłkę w siatce rywala widują rzadko.

 - Wszyscy ciężko trenują. Forma jeszcze nie jest najlepsza, właściwie to widać jej wahania, trochę się meczą, ale to minie – mówił nam niedawno Marcin Kubacki, menadżer Łukasza Teodorczyka.

Oczy w stolicy Belgii zwrócone są właśnie w stronę tego, który w poprzednim sezonie zachwycał. Teodorczyk po 436 minutach bez strzelonego gola ostatnio wreszcie trafił. Radość z gola byłaby większa, gdyby trafienie dało jego ekipie jakiekolwiek punkty. Na Teodorczyku ciąży spora presja. W poprzednim sezonie prawie każdy mecz kończył z golem. To właśnie jego skuteczność skłoniła działaczy do zaproponowania mu lukratywnego kontraktu. Jeśli wierzyć dziennikarzom gazety „La Derniere Heure”, na Polaka Belgowie wykładają najwięcej.  

2 miliony dla Teo

Do 30 marca czyli momentu parafowania nowej umowy Polak strzelił 28 goli. Negocjacje trwały długo, ale na ich końcu nikt w Anderlechcie raczej nie żałował 2 milionów euro brutto rocznego kontraktu, zaproponowanemu ostatecznie byłemu graczowi Dynama Kijów. Tym bardziej, że propozycji za napastnika Belgowie mieli sporo, jego cena rosła, a ewentualna sprzedaż oznaczała kilkanaście milionów euro zysku. Teodorczyk jednak na razie ma grać dla Anderlechtu. Belgowie zauważają, że po podpisaniu umowy Polak nieco się zablokował. Nowy kontrakt przyniósł... tylko trzy bramki.

Finansowej motywacji Teodorczykowi na pewno mu nie brakuje. Okazuje się, że ze swą nowa wypłatą, Polak jest w czołówce listy płacowej „Fiołków”. Przed nim znajduje się właściwie tylko wypożyczony z Evertonu Henry Onyekuru. Jednak z nim sytuacja jest nieco inna, bo on zachował swoją „angielską” wypłatę czyli 2,7 mln euro. W Belgii graczom płaci się mniej. Do dwóch milionów euro zbliża się jedynie obrońca Kara Mbodji, a 1,5 mln euro przekraczają Sofiane Hanni, Matz Sels, Sven Kums. Nieco ponad milionem musi zadowolić się reprezentant Rumunii Nicolae Stanciu. Jeśli drużyny nie opuści Leander Dendoncker, to on niebawem może widzieć na swoim koncie pieniądze większe od Teodorczyka.

Teo jak Mbokani

Tak duże, jak na realia Belgów kwoty, klub płacił do tej pory swym największym gwiazdom, takim jak Milan Jovanović czy Dieumerci Mbokani. Dyrektor klubu Herman Van Holsbeeck twierdził, że po ich erze prowadzona przez niego firma będzie chciała takich sytuacji unikać. Jak widać, życie weryfikuje. Klub ma przed sobą występy w Lidze Mistrzów, która zapewnia spory zastrzyk gotówki. Tylko jedna wygrana Anderlechtu w tych rozgrywkach daje 1,5 mln euro, czyli gwarantuje roczną wypłatę dla jednego z najlepszych klubowych graczy.  

Wiele wskazuje na to, że Anderlecht może niebawem jeszcze nawet nieco podnieść swoje koszty. Działacze szukają w środku napadu alternatywy dla Teodorczyka. Na liście ich życzeń jest m.in. warty klika milionów euro Robert Berić z AS Saint Etienne.

Na razie jednak w Brukseli chcą skupić się na własnej niemocy. Właśnie zadecydowali o przeprowadzeniu szczegółowych testów fizycznych swoich kluczowych graczy, którzy rok temu w tej części sezonu prezentowali się zdecydowanie lepiej. „Tylko gdy patrzymy na siebie, będziemy znowu mogli dojść do mistrzowskiego poziomu” – wyjaśnił Van Holsbeeck. Na jakim są etapie będą mogli sprawdzić w najbliższym meczu z przedostatnim w tabeli KAA Gent.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.