Makuszewski: W Lechu zrobiło się niewesoło. Musimy szybko wyjść z szoku

Musimy szybko wyjść z szoku, bo Ekstraklasa się rozpędza i nie wolno nam przespać żadnej kolejki. Teraz został nam już tylko jeden cel: mistrzostwo. Podporządkujemy mu wszystko - mówi w rozmowie ze Sport.pl skrzydłowy Lecha Poznań Maciej Makuszewski.

Sebastian Staszewski: - Na Bułgarskiej zrobiło się nerwowo?

Maciej Makuszewski: - Na pewno niewesoło. Chcieliśmy walczyć o fazę grupową Ligi Europy i Puchar Polski. A boisko brutalnie zweryfikowało te plany… Teraz został nam już tylko jeden cel: mistrzostwo. Wszystko podporządkujemy walce w lidze. Trzeba szybko wyjść z szoku, bo Ekstraklasa się rozpędza i nie wolno przespać nam żadnej kolejki. Musimy stale pozostawać w szeroko rozumianej czołówce.

- Kibicom żal szczególnie odpadnięcia z eliminacji Ligi Europy. Skoro w rywalizacji z Utrechtem było tak dobrze, to dlaczego było tak źle?

- Tuż po rewanżu byliśmy na siebie wściekli. W Poznaniu zagraliśmy jeden z najlepszych meczów odkąd jestem w Lechu, a mimo to nie udało się awansować. Holendrzy strzelili szybką bramkę, zagrali akcję, która wyszła im tylko raz i można powiedzieć, że zanim opuściliśmy szatnię, przegrywaliśmy 0:1. Ale mimo to graliśmy ofensywnie, odważnie, z polotem. Najbardziej szkoda pierwszej połowy, bo Utrecht nie miał w niej nic do powiedzenia. Kilka razy wystarczyłoby, aby ktoś pół sekundy wcześniej dostawił nogę i byłoby pozamiatane.

- Ale nie było, a w piłce nie ma not za wrażenia artystyczne…

- Z drugiej strony Holendrzy się nas bali. To też coś znaczy. Ich bramkarz opóźniał każde wykopanie piłki. Od pierwszej minuty grali na czas. Robili to nie przez kwadrans tylko przez 90 minut! Myślę, że sami nie wierzyli w to, że awansują. Ale utrzymali wynik, zrealizowali swój plan. Chociaż szczerze? Jestem przekonany, że po bramce na 2:2 wszyscy z nas mieli wręcz pewność, że uda nam się strzelić jeszcze jedną.

- Gdzie przegraliście awans?

- Chyba w Holandii. Po pierwszym meczu wszyscy mówili, że odnieśliśmy sukces. Bezbramkowy remis na terenie holenderskiego zespołu w teorii wygląda nieźle. Przecież według wielu mieliśmy przyjąć tam trzy bramki i wrócić z podkulonym ogonem. Ale teraz wiem, że już w Utrechcie trzeba było zagrać mocno ofensywnie. W obronie pokazaliśmy się bezbłędnie, ale w ataku była szansa, aby zdziałać znacznie więcej. Natomiast odpadliśmy nie przez miejsce w którym graliśmy, tylko przez to, że nie wykorzystywaliśmy okazji bramkowych.

- O ile z el. LE odpadliście po świetnej grze, o tyle z Pucharu Polski wylecieliście po bardzo słabym meczu z Pogonią Szczecin.

- Graliśmy bardzo źle. Nie pamiętam tak słabego meczu Lecha. Nie chcę szukać usprawiedliwień, więc powiem wprost, że przegraliśmy, bo przede wszystkim wyglądaliśmy słabo pod względem fizycznym. Graliśmy ostatnio co trzy dni, spędziliśmy kilkanaście godzin w autokarze w drodze do Krakowa i powrotnej do Poznania, a potem do Szczecina. To naprawdę ma wpływ na nasze organizmy, jest męczące, a na tym poziomie często liczą się szczegóły. Poczuliśmy te ostatnie tygodnie. A Pogoń była szybka, wypoczęta, biegała więcej. Poza tym to nie jest klub z niższej ligi tylko zespół Ekstraklasy, z ambicjami i świetnym trenerem. Nie tak miało być…

- Jaka atmosfera panuje w szatni? Lecha opuścili znający świetnie miejscowe realia Tomasz Kędziora, Dawid Kownacki i Jan Bednarek. Do zespołu natomiast latem dołączyło aż siedmiu obcokrajowców z siedmiu różnych krajów.

- Dopiero teraz poznają czym jest poznańska presja. Kiedy wygrywasz wszyscy klepią cię po plecach, ale gdy wpadasz w dołek, odczuwasz oczekiwania kibiców. Trzeba umieć z tym żyć. Fani Lecha są na najwyższym poziomie i trudno się dziwić, że nie godzą się na kolejne porażki. Jako drużyna musimy to wziąć na klatę.

- Jaki język króluje dziś w Lechu?

- Żartujemy, że pierwszy jest język Skandynawów, drugi chłopaków z Bałkanów, trzeci to angielski a dopiero czwarty – polski. A tak całkiem serio to słychać, że nowi zawodnicy chodzą na lekcję polskiego i zaczynają się z nami komunikować. A jeśli jest jakiś problem, to pomagamy sobie angielskim.

- Od początku sezonu imponuje pan przygotowaniem fizycznym. Biega pan jak nakręcony!

- Czuję, że jest moc. Już pod koniec ubiegłego sezonu wskoczyłem na odpowiedni poziom. Teraz to podtrzymuję. Jestem dobrze przygotowany, a to podstawa, aby szybko i dużo biegać, dobrze grać, szybko myśleć.

- Ulżyło panu, że uregulowane zostały pana sprawy transferowe i został pan wykupiony z Lechii Gdańsk?

- Na pewno. Teraz mam duży spokój. Mogę być skupiony tylko na grze.

- Lechia nie namawiała na kontynuowanie kariery w Gdańsku?

Jakieś sygnały były, ale chciałem zostać w Poznaniu. Klub też chciał, abym tu grał. A trener Nenad Bjelica mi zaufał. Poza tym wywalczyłem z Lechem europejskie puchary i chciałem w nich zagrać. Nie udało się pograć za długo, ale teraz mam podwójną motywację, aby dobrze prezentować się w lidze. Bo o dwumeczu z Utrechtem możemy zapomnieć już za rok, kiedy z większym powodzeniem zagramy w Lidze Europy, a może nawet w Lidze Mistrzów.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.