Kolega Wasilewskiego za pół euro. Król PNA i gwiazda Astany. Kabananga z Legią ma włączyć turbo diesel

Według dokumentów jeszcze niedawno, jako profesjonalny piłkarz zarabiał pół euro! Anderlecht do dziś ma przez to problem. Junior Kabananga grając dla Astany i reprezentacji Kongo błyszczy, ale jest też pewną zagadką. Trener kadry przez jego "wzloty i upadki" o mało co nie skreślił go z reprezentacji przed PNA, a z Kazachstanu był gotowy wynieść się sam. W środę zobaczymy go na Łazienkowskiej podczas eliminacyjnego meczu Ligi Mistrzów, gdy Legia zagra z FK Astaną.

Jeśli polski kibic miałby wymienić jakiegoś gracza Astany, jest duża szansa, że wspomni o którymś z ciemnoskórych zawodników tego klubu, a może nawet poda imię i nazwisko Juniora Kabanangi. Napastnik rzuca się w oczy nie tylko przez swoje tlenione na blond pasma włosów na głowie, ale przede wszystkim przez grę. Jest jednym z najszybszych, najlepiej wyszkolonych technicznie i najbardziej bramkostrzelnych graczy mistrza Kazachstanu. W 21 ligowych meczach zdobył dla klubu 14 goli. Prawie 1/3 ze strzeleckiego dorobku Astany. Zanotował też 5 asyst.  Obecnemu królowi ofensywy „Kolejarzy” nie zawsze wszystko układało się dobrze.

 Afera w Anderlechcie, pół euro pensji

Kabananga ze swej ojczyzny, czyli Demokratycznej Republiki Konga, wyruszył do Europy w 2010 roku. Miał  21 lat. Zaczął z rozmachem, od Anderlechtu.  Pod względem sportowym w klubie szło mu przeciętnie. Wiele nie grał, ale w drużynie która miał wtedy Romelu Lukaku czy Kanu nie było to niespodzianką. To właśnie wtedy Kabananga poznał Marcina Wasilewskiego. Panowie więcej styczności mieli na treningach, w siłowniach  i w klubowych szatniach niż na boisku, bowiem Polak też wtedy wiele nie grał. Wracał do formy po ciężkiej kontuzji. Kongijczyk próbował przedzierać się do pierwszego składu. W jednym ligowym meczu, w którym na chwilę pojawili się na boisku, polski obrońca mógł jednak gratulować Kabanandze gola. Jak się okazało jedynego w jego przygodzie z Anderlechtem. Zawodnika z Kongo szybko wypożyczono do Beerschotu, a potem  SV Roeselare. Zabłysnął dopiero w tym ostatnim klubie, więc szybko zgłosiło się po niego Cercle Brugge, skuszone również wygasającym kontraktem zawodnika z Fiołkami. Anderlecht nie palił się do ostrej walki o piłkarza, mając na względzie m.in.  kontuzję kolana, której w ostatnim sezonie uległ piłkarz.  Nie był to jednak koniec  historii z jego pierwszym belgijskim klubem. Kilka lat temu FIFA prześwietlając transfer Juniora z MK Entancheite do Anderlechtu, oskarżyła utytułowany klub o dostarczenie fałszywego świadectwa pracy piłkarza. Chodziło m.in. o dziwnie „skorygowane”  informacje o walucie, w której zarabiał. Wyszło, że dostawał 250 CFA, czyli w przeliczeniu z afrykańskiego sytemu monetarnego niecałe pół euro! Klub o nieprawidłowości oskarżył pośredniczącego przy umowie agenta Fabio Baglio i tłumaczył, że chodziło prawdopodobnie o dolary. Afera jednak jest, bo padają wzajemne oskarżenia o robienie „zmian” dokumentacji w Photoshopie. Byłe afrykańskie kluby Kabanangi liczą na spore pieniądze z wyszkolenia, a sprawa wciąż tkwi na biurkach działaczy światowej federacji.  Anderlecht, w zależności od jej rozwoju, mogą czekać kary.

Nie dostał powołania, został królem strzelców

Nie wiadomo czy Kabanaga w tej aferze maczał palce, chociaż temat zarobków jest dla niego ważny . Na razie zostaniemy na boisku.  Jak już wspominaliśmy Kabananga pełnię swych umiejętności pokazał  w belgijskim Cercle Brugge. Klub w 2015 roku spadł jednak z najwyższej klasy rozgrywkowej. Kabanangi jednak już w nim nie było. Wypatrzyli go m.in. Kazachowie, od których dostał dobrą ofertę finansową. Do tego doszła możliwość zaprezentowania swoich umiejętności w walce o Ligę mistrzów czy Ligę Europy. Skorzystał. Na pewno nie żałuje. Po udanych kwalifikacjach szybko zagrał w elitarnej Champions League. Wraz z Astaną odbierał punkty Atletico Madryt, Galatasaray czy Benfice. Potem z  kazachskiej ziemi uciekł na chwilę do tureckiego, drugoligowego Kardemiru. Tłumaczeń tego kilkumiesięcznego wypożyczenia szukać próżno. Gdy zestawi się jednak potencjalne -35 stopni z turecką wiosną, w sprawę motywacji Afrykańczyka nie ma co dłużej wnikać.

Do Astany jednak wrócił i znów pokazał się na Starym kontynencie. Trafiał w kwalifikacjach Ligi Europy, a po awansie przeciw Olympiakosowi. W 2017 rok wchodził zatem z dużymi nadziejami i oczekiwaniami. Przede wszystkim na grę od pierwszych minut w klubie i na liczniejszy niż dotychczas dorobek bramkowy. 2017 to był również rok Pucharu Narodów Afryki. W  tym turnieju Kabananga miał coś do udowodnienia.

Na pierwszej opublikowanej przez kongijską federację liście 23 powołanych, Kabanangi bowiem nie było. Okazało się, że jej trener  Florent Ibenge miał co do napastnika poważne wątpliwości. Nie pasowało mu, że piłkarz grał nieregularnie, a jego Astana pauzowała od października. W Kazachstanie gra się systemem wiosna – lato. Bliski zajęcia ostatniego wolnego miejsca w kadrze był niejaki Herve Cage. Szkoleniowiec w ostatnim momencie postawił jednak na gracza Astany. Miał nosa.

Kabananga zdobył tytuł króla strzelców PNA. Niby trzy gole nie powalają, ale strzelił je w czterech meczach, a Togo awansowało do ćwierćfinałów imprezy występując w grupie z Marokiem, Wybrzeżem Kości Słoniowej i Togo. Rywale mocni. Późniejsza minimalna przegrana w fazie play-off z solidną Ghaną też ujmy nie przynosiła. Po turnieju trener Ibenge nie miał już dylematów i korzystał z usług 28-letniego bramkostrzelnego napastnika.

Wzloty i upadki. Słabszy mentalnie

Do sprawy z Kabanangą jednak wrócił. Dodał, że nie miał do niego zaufania. Zwrócił uwagę na słabszą stronę mentalną gracza. Mówił, że ma on swoje „wzloty i upadki” i to jest właśnie jego „wielki problem”.  Na razie brzmi enigmatycznie, być może kiedyś się wyjaśni.  

Problemów z graczem na razie nie widzą działacze Astany. Więcej goli w tym sezonie nie strzelił bowiem nikt. Kabananga prowadzi zresztą w klasyfikacji  snajperów całej ligi. Przed wygranym 3:1 spotkaniem Astany z Legią, fani  ze stolicy Kazachstanu dostali dobrą informację. Ich gwiazda ma zostać w stolicy na dłużej, do 2019 roku. Dyrektorowi sportowemu udało się o rok przedłużyć dotychczasową umowę. Co za zwrot akcji – można stwierdzić słuchając samego bohatera tej akcji. Piłkarz po Pucharze Narodów Afryki nie ukrywał, że niebawem będzie chciał spróbować swoich sił w mocniejszej europejskiej lidze.    

- Wyjaśniłem działaczom moją chęć odejścia. To prawda, że zareagowali mocno niechętnie – mówił jeszcze w marcu tego roku. Przypominał dziennnikarzom, że w jego kontrakcie jest zapis dający prawo sprzedaży w chwili pojawienia się satysfakcjonującej oferty. Pewnie kilka takich miał. Tylko zimą dostał 9 propozycji. Trzy z Belgii, w tym jedną od czołowej drużyny ligi, jedną z Ligue 1 i Turcji oraz znakomite finansowo umowy z Chin i Arabii Saudyjskiej. Kazachskie lato sprzyja jednak głębszym przemyśleniom.

- Jestem szczęśliwy w Astanie, gdzie czuję szacunek i wsparcie ludzi. Gdy kibice na meczach intonują moje imię, mam łzy w oczach. To dzięki grze tutaj stałem się ważnym ogniwem reprezentacji mojego kraju – tłumaczył już w lipcu, po prolongacie umowy. Kazachskie pieniądze, które przyszły wraz z nią, widać sprzyjają pracy nad mentalnością zawodnika. Kabanangę z pewnością zobaczymy w rewanżowym meczu 3.rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów z Legią. Kazachowie liczą na jego dużą szybkość i skuteczne kontrataki. W Astanie śmieją się, że za fundusze płynące do klubu m.in. ze sprzedaży ropy, on najlepiej wie jak i kiedy włączyć turbo diesel.

Spotkanie Astana - Legia odbędzie się w środę o 20:45. Relacja na Sport.pl. 

    

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.