Mija 20 lat od największego horroru w polskiej lidze, czyli Legia - Widzew 2:3. "Byłem w niebie, a skończyłem w piekle"

Takiego meczu w polskiej ekstraklasie jeszcze nie było i nigdy już nie będzie. - Nie wiedziałem, że od tamtego pojedynku minęło 20 lat. Może dlatego, że nie chcę o nim pamiętać... - mówi Cezary Kucharski, jeden z bohaterów słynnego spotkania Legia - Widzew, który został rozegrany 18 czerwca 1997 r.

W 1997 r. w światowym sporcie działy się rzeczy wyjątkowe. Niektóre z nich były tak niezwykłe, że do tej pory nie potrafią ich wyjaśnić nie tylko najbardziej zapaleni kibice, ale nawet naukowcy. Oto kilka przykładów.

W maju przed 20 laty maszyna okazała się lepsza od człowieka. Rosyjski arcymistrz szachowy Garri Kasparow przegrał mecz z komputerem Deep Blue przedsiębiorstwa IBM.

3 czerwca minęła 20. rocznica jednej z najbardziej niezwykłych bramek w historii futbolu. Roberto Carlos złamał prawa fizyki. Brazylijczyk podszedł do piłki ustawionej na 35. metrze i z lewej nogi w swoim stylu odpalił pocisk, który na zawsze zapisał się w historii piłki nożnej.

Na osobny akapit zasługuje również wydarzenie z 28 czerwca. W MGM Grand Garden Arena w Las Vegas Mike Tyson odgryzł Evanderowi Holyfieldowi kawałek ucha.

Dziesięć dni wcześniej na stadionie Wojska Polskiego Warszawie doszło do innego historycznego pojedynku wagi ciężkiej. Podobnie jak w Las Vegas, kibice raz po raz przeżywali palpitację serca. Ale zamiast bitwy na pięści, rozegrano najbardziej emocjonujący mecz w lidze polskiej.

"Legia pragnie tytułu i rewanżu za ubiegły rok"

Starcie Legii Warszawa z Widzewem Łódź po raz drugi z rzędu decydowało o mistrzostwie kraju. Obie drużyny, naszpikowane reprezentantami Polski, na dwie kolejki przed końcem sezonu dzielił tylko punkt różnicy.

"Legia pragnie tytułu i rewanżu za ubiegły rok" - grzmiały warszawskie gazety. Aby zdobyć mistrzostwo Polski, warszawiacy musieli wygrać. Łodzianom wystarczał remis. - Jeśli wygramy, Widzew prawdopodobnie się rozpadnie. A my przez parę sezonów będziemy mieli patent na mistrzostwo Polski - twierdził Jacek Zieliński.

Do 87. minuty po golach Cezarego Kucharskiego i Sylwestra Czereszewskiego Legia prowadziła 2:0. Na stadionie przy ul. Łazienkowskiej kibice zaczęli świętować mistrzostwo. Za kilka chwil miała się rozpocząć wielka feta z hucznym finałem na Starym Mieście. Ale zamiast radości były łzy smutku, niedowierzanie, a w sektorze gości zapanowało totalne szaleństwo.

W pięć minut widzewiacy strzelili trzy gole i obronili tytuł. Najpierw sygnał do kolejnych ataków dał gol Sławomira Majaka, zaraz potem wyrównał po uderzeniu głową Dariusz Gęsior, a w samej końcówce rywali dobił Andrij Michalczuk. Takiego meczu w polskiej ekstraklasie jeszcze nie było i nigdy już nie będzie.

Po końcowym gwizdku piłkarze Widzewa uklękli na murawie. Maciej Szczęsny, były piłkarz Legii, a wtedy Widzewa, robił fikołki. Kilkuset kibiców Widzewa rozpoczęło fiestę. - Mistrzem Polski jest Widzew, Widzew najlepszy jest. Widzew to jest potęga, Widzew nasz RTS - rozległo się na stadionie w Warszawie.

"Byłem w niebie, a znalazłem się w piekle"

"Gazeta Wyborcza" tak opisywała radość ze zwycięstwa w Łodzi:

"W klubie "Siódemki" na ul. Piotrkowskiej spotkanie transmitowane w Canal+ oglądało ponad 500 kibiców. Po bramce Majaka wszyscy oglądali już mecz na stojąco. Trzeciego gola widziało niewielu, bo ludzie skakali i rzucali się sobie w ramiona. Kilku mężczyzn z radości rozebrało się do majtek. Czerwono-biały pochód kibiców na głównej ulicy miasta łodzianie pozdrawiali z okien i balkonów. Do rana rozbrzmiewały okrzyki kibiców, w pubach i ogródkach. Samochodami ustrojonymi w barwy Widzewa podróżowało po Łodzi kilkaset osób. Kilkunastu mężczyzn na olbrzymich harleyach przywiązało do motocykli flagi łódzkiego klubu."

Cezary Kucharski, który pod koniec spotkania opuścił boisko, opowiadał: - Schodziłem z przekonaniem, że jestem w niebie, a po meczu znalazłem się w piekle.

Jak wspomina ten mecz po 20 latach? - W Łodzi panowała euforia, a w naszej szatni grobowa cisza. Nie mogliśmy uwierzyć w to, co się stało - opowiada Kucharski, obecnie agent piłkarski m.in. Roberta Lewandowskiego. - Mistrzostwo mieliśmy na wyciągnięcie ręki i daliśmy je sobie wydrzeć. Szkoda, bo trzeba pamiętać, że przed sezonem mało kto w nas wierzył. Z poprzedniej drużyny odeszło dziewięciu podstawowych piłkarzy, w tym dwóch do naszego największego rywala, czyli Widzewa: Radosław Michalski i Szczęsny. Niektórzy nawet wieszczyli degradację i koniec Legii, a my do końca walczyliśmy o mistrzostwo.

I dodaje: - Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że od tamtego meczu minęło już 20 lat. Może dlatego, że wcale nie chcę o nim pamiętać...

"Czułem się jak w amoku"

- Chłopaki zbiórka! Marcin, zostaw już tę piłkę, bez wygłupów. Ok, zaczynamy rozgrzewkę - zarządza grupą młodych piłkarzy i znajduje czas na chwilę rozmowy.

Sylwester Czereszewski od ośmiu lat prowadzi szkółkę piłkarską Czereś Sport Olsztyn. W przeciwieństwie do Kucharskiego przegrany mecz z Widzewem wspomina z dużym sentymentem. - Już swoje wypłakałem - śmieje się. - Przynajmniej jest co teraz wspominać. To był niezwykły mecz, którego nigdy nie zapomnę. Niesamowite, że minęło tyle czasu, a wciąż się do niego wraca i teraz o nim rozmawiamy. W dodatku strzeliłem w tym spotkaniu jedną z najładniejszych bramek w mojej karierze. Przebiegłem z piłką prawie przez całą połowę i uderzyłem w długi róg nie do obrony. Szczęsny nie miał szans, a ja byłem w siódmym niebie. Z radości zdjąłem koszulkę i cieszyłem się z drużyną - opowiada "Pele z Olsztyna". Taki otrzymał pseudonim, gdy przechodził ze Stomilu do Legii.

Jak się pan czuł po meczu? - Targały mną bardzo silne emocje. Wszyscy byliśmy w szoku. Nikt do nikogo się nie odzywał. Czułem się jak w amoku. Dopiero na drugi dzień doszło do mnie i naprawdę zrozumiałem, to co się stało. Otworzyłem gazetę, włączyłem telewizor, wszędzie mówiono o tym meczu. Przegraliśmy trochę na własne życzenie, ale z drugiej strony Widzew był wtedy niesamowicie silny. Zawsze grał do końca, a my chyba w końcowych minutach za bardzo się rozprężyliśmy.

Radość piłkarzy i kibiców Widzewa po wygranej z LegiąRadość piłkarzy i kibiców Widzewa po wygranej z Legią MA3GORZATA KUJAWKA

"Ze znajomymi z Łodzi odpalamy YouTube'a i wspomnienia wracają"

Przełomowym momentem meczu była kontuzja głównego sędziego Andrzeja Czyżniewskiego pod koniec meczu. Arbitra na kilka minut złapały bolesne skurcze. Nie był w stanie prowadzić meczu. Szybko podbiegli do niego lekarze obu drużyn i postawili na nogi. Legioniści prowadzili 2:0, przybijali między sobą piątki, podbiegali do kibiców i zaczynali powoli świętować. Wydawało się, że nic złego w tym meczu im się nie przytrafi. - To był ten moment, w którym najbardziej zwątpiłem, że uda nam się cokolwiek jeszcze zrobić i odwrócić wynik - mówi Szczęsny. 

W minorowym nastroju był również Radosław Michalski. Rok wcześniej na Łazienkowskiej przegrał z Widzewem mistrzowski tytuł, grając w barwach Legii, teraz był bliski drugiej porażki, ale jako zawodnik łódzkiej drużyny. - Wydawało się, że już wszystko o tym meczu zostało powiedziane, ale nadal budzi wspomnienia i wywołuje emocje. Mam w Łodzi wielu przyjaciół, kibiców Widzewa, którzy jak się z nimi spotykam, to odpalają YouTube'a i oglądamy ostatnie dziesięć minut tego horroru - mówi Michalski, który obecnie jest prezesem Pomorskiego Związku Piłki Nożnej. - Niedawno obejrzałem ten mecz na wideo i byłem pozytywnie zaskoczony jego poziomem. Mimo że upłynęło od niego 20 lat, to tempo było niezłe, szybko wymienialiśmy piłkę. Na treningu, co tam na treningu... Z piątą ligą byłoby ciężko odrobić stratę dwóch goli w tak krótkim czasie, a co dopiero z Legią i do tego w tak ważnym meczu. Rzeczywiście dokonaliśmy czegoś wielkiego - wspomina były reprezentant Polski.

"Pojawiła się wtedy pewna kwota"

Nie wszyscy piłkarze Legii pogodzili się z dramatyczną porażką. Pięć lat temu Ryszard Staniek udzielił "Przeglądowi Sportowemu" kontrowersyjnego wywiadu. Srebrny medalista igrzysk z Barcelony stwierdził, że historyczny pojedynek był jednym wielkim przekrętem. - Mam prawie pewność. Pojawiła się wtedy pewna kwota. Byłem kapitanem, wiem, że padła propozycja, 200 tysięcy marek. Powiedziałem, że mnie to nie interesuje, bo chcę mistrza zrobić. Mam duże wątpliwość, czy ten mecz był czysty.

Co na to inni? - Bzdura! Przynajmniej ja o niczym nie wiedziałem. Do końca walczyliśmy o zwycięstwo. Po tym jak Widzew strzelił drugiego gola, wyprowadziliśmy szybą akcję i strzeliliśmy na 3:2, ale Tomek Sokołowski był na minimalnym spalonym. Byliśmy wściekli, Jacek Zieliński o mały włos nie rozszarpał sędziego. Tak raczej nie zachowują się piłkarze, którzy sprzedali mecz - odpowiada Czereszewski.

Michalski: - Pamiętam ten wywiad i muszę powiedzieć, że szkoda mi Rysia. Chyba jakaś dziwna frustracja w niego wstąpiła. Powiem tak: jeśli wszystko było ustawione, to każdy z nas powinien dostać za to Oscara. Dajmy już spokój...

Gdzie Legia, gdzie Widzew?

Po 20 latach od niezwykłego meczu obecnie oba kluby dzieli sportowa i finansowa przepaść. Legioniści zdobyli właśnie 13. mistrzostwo Polski, a Widzew występuje w III lidze (czwartej klasie rozgrywkowej) i próbuje się odbudować po drugim już bankructwie w XXI w. Awans do drugiej ligi łodzianie przegrali Finishparkietem Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie, co ciekawe prowadzonym przez Sławomira Majaka.

- Gdyby ktoś mi wtedy - po tamtej wygranej z Legią - powiedział, że prawie ćwierć wieku później, oba kluby będą dzieliły lata świetlne, to pewnie bym nie uwierzył. Niestety, Widzew przez ostatnie lata był bardzo źle zarządzany. Brakowało mu też nowoczesnego stadionu. Teraz z nowym, efektownym obiektem zaczyna praktycznie od zera. Trzymam kciuki, żeby jak najszybciej wrócił do elity. Mecze Legii z Widzewem były wizytówką polskiej piłki. I tak pewnie jeszcze będzie. Tylko trzeba trochę poczekać, przynajmniej kilka lat - kończy Michalski, były piłkarz obu klubów.

Tekst: Damian Bąbol, śledź autora na twitterze i facebooku

Widzew wstaje po upadku. "Nie było spodenek, koszulek, niczego. Teraz jest Liga Mistrzów w 3. lidze" [REPORTAŻ]

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.