Tomasz Frankowski: Faktycznie, mecz Jagiellonii z Legią nie obfitował w akcje ofensywne, ale nie wynudziłem się, ponieważ spotkanie było wyrównane, obydwie drużyny próbowały wykorzystać te swoje nikłe szanse na zdobycie bramki i jednak wygrać starcie, które mogło dać odpowiedź na pytanie o mistrza Polski. Gdyby Legia wygrała, to praktycznie już by przyklepała tytuł dla siebie, a Jagiellonia zwyciężając wyszłaby na prowadzenie w tabeli. Skończyło się podziałem punktów, co moim zdaniem z zadowoleniem musieli przyjąć goście.
- Nie, ale z przekazów wynika, że wyglądało bardzo podobnie do tego w Białymstoku.
- Faktycznie, dla postronnego kibica, który siadł przed telewizorem w niedzielne popołudnie, mecze były brzydkie.
- Przesada z tymi pochwałami. Zabrakło bramki, która by zmieniła sytuację na pierwszym miejscu w tabeli. Teraz Jagiellonia musi liczyć nie tylko na siebie, bo potrzebuje i zwycięstwa w Niecieczy i chociaż remisu Legii w Kielcach.
- Zgadza się. Ale chciałbym, żeby przed ostatnią kolejką Jagiellonia była liderem. Myślę, że wtedy byłaby w stanie podołać sytuacji. Remis Legii z Koroną jest bardzo potrzebny.
- Skoro Jagiellonia umiała z Legią nie przegrać, to może i Korona będzie potrafiła.
- To prawda, Legia ma wszystkie karty w swoim ręku, wydaje się, że nie wypuści tytułu. Barcelona czekała na potknięcie Realu i się nie doczekała, prawdopodobieństwo, że Jagiellonia też się nie doczeka jest duże. Ale trzeba przyznać, że nawet wicemistrzostwo zostanie uznane w Białymstoku za duży sukces.
- Myślę, że to obwinianie trenera na siłę. Nie zapominajmy, że przez pierwsze 20 minut meczu w Gdańsku Jagiellonia prowadziła grę, że miała cztery doskonałe sytuacje do strzelenia bramki i gdyby wykorzystała dwie, to wygrałaby mecz. Wtedy nikt nie widziałby problemu w tym, że Probierz ogłosił swoje odejście. Choć nawet nie wiem czy on to oficjalnie zrobił.
- No właśnie, temat się przewija, ale to nie jest wina trenera. W Gdańsku Jagiellonia zmarnowała swoje szanse, Lechia się otrząsnęła i później zagrała bardzo skutecznie. Wcale nie dominowała, mecz był wyrównany, wygrała 4:0, ale na pewno nie dlatego, że miała rywala, który by się czymś załamał.
- Widząc skład, budżet i poczynania Jagiellonii przed sezonem, uważałem że wejście do pierwszej „ósemki” będzie sukcesem. A tu piłkarze wykonali świetną pracę. Dlatego jestem bardzo zadowolony bez względu na to, jak się sezon skończy. A jest jeszcze nadzieja, że dopóki piłka w grze…