Praca międzynarodowego arbitra do łatwych nie należy. Codzienne treningi, ciągłe wyjazdy, stres i presja związane z ważnymi meczami. Za to ci najlepsi mogą liczyć na ok. 350 tysięcy złotych na rok. On takie pieniądze traktować może jako kieszonkowe. Po boiskach z gwizdkiem biegałby pewnie nawet wtedy, gdyby nikt nie dawał mu za to złamanego grosza. Szwed Jonas Eriksson o finanse martwić się nie musi.
Dziennikarz, biznesmen, sędzia
Wszystko przez pewną transakcję, którą przeprowadził w 2007 roku. Sprzedał wtedy IEC, firmę zajmującą się pośrednictwem w sprzedaży praw telewizyjnych. Na jego osobiste konto z tej transakcji powędrowało 30 milionów złotych. Oczywiście wartość firmy sam budował przez lata. Został w niej zatrudniony jeszcze w poprzednim wieku. Szukano ambitnego człowieka, który lubi podróżować, zna się na sporcie i ma głowę do interesu. Z Erikssonem dogadano się zatem szybko. Jego wcześniejsze CV też było ciekawe.
Szwed już jako 8 latek stworzył... hokejowy klub IFK Backen. Szybko działał tam prawie jak prawdziwy prezes. Organizował mecze i załatwiał pieniądze od sponsorów. Kolejnym jego zajęciem było dziennikarstwo. Został reporterem w programach dla najmłodszych widzów. Poważna kariera w mediach przyszła wraz z zatrudnieniem w największej szwedzkiej gazecie „Aftonbladet”. Eriksson był w niej jednym z szefów redakcji sportowej.
Już wtedy sędziował mecze. Arbitrem stał się formalnie w 1994 roku i sukcesywnie awansował w hierarchii. W 2000 poprowadził pierwszy mecz szwedzkiej ekstraklasy. Kilka lat później w Europie mógł zaprezentować się najpierw w kwalifikacjach, a potem w samym Pucharze UEFA. Liga Mistrzów otworzyła dla niego swe drzwi w 2008 roku na Santiago Bernabeu. Real grał z Zenitem. Po boisku biegali zatem Arjen Robben, Raul czy Gonzalo Higuain i on.
Od 2011 roku Eriksson zdecydował się na pełną profesjonalizację i skupienie tylko na swej futbolowej pasji. To przyniosło mu kolejne sukcesy. W 2012 roku pracował podczas Euro, podobnie zresztą jak na ostatnich ME we Francji. Sędziował tam nawet ćwierćfinał imprezy. W 2014 pojechał do Brazylii na mistrzostwa świata. W maju 2016 roku był głównym arbitrem podczas finału Ligi Europy – to był chyba jego najważniejszy mecz.
- Miałem fantastyczne momenty jako biznesmen, ale od 2011 roku gdy poświęciłem się futbolowi przeżywam najlepsze chwile w swoim życiu – opowiadał portalowi UEFA. Trudno mu w to nie wierzyć. To też najlepszy przykład na to, że pieniądze szczęścia w życiu nie dają.
- One niczego nie zmieniły, najlepszą rzeczą jaką robię w życiu jest sędziowanie zawodów piłkarskich – podkreśla 43 latek.