Sławomir Peszko przeżywa drugą młodość. Po raz pierwszy od dziesięciu lat strzelił gola w trzecim meczu z rzędu [FOOTBALL LIVE]

Sławomir Peszko w ostatnich trzech meczach strzelił trzy gole, ale dopiero występ przeciwko Lechowi Poznań był jego popisowym. Nie chodzi tylko o zdobytą bramkę - przez byłego reprezentanta Polski przechodziła niemal każda akcja Lechii. Dlatego naszym zdaniem to Peszko zasłużył na miano bohatera 8. kolejki ekstraklasy.
Zobacz wideo

Tak naprawdę mecz z Lechem mógł skończyć z dwoma bramkami i dwoma asystami, gdyby Żarko Udovicić, któremu znakomicie podawał, lepiej nastawił celownik. Ale i tak jednego gola strzelił – Artur Sobiech świetnie zgrał mu piłkę, a on, nietypowo dla siebie, zaatakował piłkę szczupakiem i wbił ją do bramki. W tym sezonie w ogóle robi rzeczy, do których nie przyzwyczaił. Przecież skuteczność nigdy nie była jego atutem, a teraz ma już trzy gole na koncie. I to zdobyte w trzech meczach z rzędu. Dość powiedzieć, że ostatnio taką serię miał dziesięć lat temu, jeszcze w brawach Lecha Poznań.

Sławomir Peszko przeżywa drugą młodość

Gdy wracał do Gdańska z wypożyczenia do Wisły Kraków nie mógł być pewny co go czeka: miał złamany palec u stopy, 34 lata na karku, nadszarpnięte zaufanie trenera, który nie chciał go przez to w zespole pół roku wcześniej. Nadal miał jednak umiejętności, z których Piotr Stokowiec postanowił skorzystać. Peszko zaczął sezon jako rezerwowy, ale wykorzystywał szanse, które otrzymywał. Już w spotkaniu z Wisłą Kraków, który rozdzielało pucharowy dwumecz z Broendby, więc Lechia zagrała w nim głównie zmiennikami, Peszko w przeciwieństwie do pozostałych zawodników pokazał się z dobrej strony. I już miał uprzywilejowaną pozycję. Wszedł w rewanżu z Duńczykami i idealnie dorzucił piłkę na głowę Flavio Paixao.

Trener Stokowiec wciąż powtarzał, że na najlepszą wersję Peszki trzeba będzie poczekać, bo nie miał pełnego okresu przygotowawczego. Były reprezentant Polski po raz pierwszy w tym sezonie trafił trzy tygodnie temu – od razu na wagę remisu przeciwko Śląskowi Wrocław. Kolejny mecz – kolejny gol. Tym razem dający prowadzenie z Piastem Gliwice. Najlepszy pod względem gry był jednak ten z Lechem Poznań. Peszko miał najwyższy InStat Index ze wszystkich piłkarzy, oddał najwięcej strzałów na bramkę (5), miał trzy kluczowe podania. A odchodząc od statystyk: Wołodymyr Kostewycz zupełnie za nim nie nadążał, za to koledzy z Lechii najchętniej podawaliby mu każdą piłkę, a on dobrze wiedział, co z nią zrobić. – Ewidentnie przeżywa drugą piłkarską młodość. Osiągnął wysoką formę, co my widzieliśmy już podczas przerwy na reprezentacje, gdy na treningach wychodziło mu wszystko – chwalił Peszkę po meczu Michał Nalepa.

W porę został zmieniony

– Cieszy ta bramka, bo jeszcze nigdy nie strzeliłem gola Lechowi. Najważniejsze, że wygraliśmy, szczególnie w pierwszej połowie pokazując dobrą grę. A po przerwie udowodniliśmy, że potrafimy obronić korzystny wynik – mówił po spotkaniu Peszko.

Na boisku był tylko przez 56 minut. Zdjął go Piotr Stokowiec zanim zrobiłby to sędzia. Bo na początku drugiej połowy znów przypomniał o sobie stary Sławomir Peszko. Ten, który zanim pomyśli, już coś zrobi. Ostro zaatakował Kostewycza, ale miał szczęście, bo sędzia Tomasz Kwiatkowski go oszczędził i nie pokazał drugiej żółtej kartki. – Moim zdaniem się należała – oceniał po meczu Dariusz Żuraw, trener Lecha.

Chwilę po tym faulu, Peszko siedział już na ławce rezerwowych, a Lechia – wciąż w jedenastu, kontynuowała mecz z Lukasem Haraslinem na boisku. – Sławek miał w tym tygodniu trochę problemów, więc nie trenował w pełnym wymiarze. Tak naprawdę dzięki pracy fizjoterapeutów mógł zagrać od początku. Już w przerwie postanowiliśmy, że zostanie na boisku jeszcze przez kwadrans i zagra w tym czasie na maksa, a później zejdzie. To też pokazuje jakim jest świadomym piłkarzem. Starcie z Kostewyczem po prostu przyspieszyło tę zmianę o pięć minut. Widziałem, że jego serce już jest rozgrzane, ale w pełni to rozumiem i nie mam do niego żądnych pretensji. To jest taki właśnie piłkarz, który gra sercem – mówił trener Stokowiec.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.