Na złym przygotowaniu fizycznym i klimacie poległ zespół Engela. Czyżby historia miała się powtórzyć? Godlewski dla Football Live #25

- Na niewłaściwym fizycznym przygotowaniu do turnieju i na nieuwzględnieniu różnic klimatycznych między poszczególnymi miastami w Korei Południowej, poległ zespół Jerzego Engela 16 lat temu. Czyżby teraz historia miała się powtórzyć? - zastanawia się w rozmowie z Football Live, Adam Godlewski, publicysta dziennika "Sport".

- Jak Polska długa i szeroka, trwa poszukiwanie przyczyny porażki biało-czerwonych z Senegalem. Smutna prawda jest jednak taka, że nie ma sensu silić się na wskazywanie jednej. Bo na przegraną złożyło się wiele elementów, które zupełnie nie pasowały do dobrze skomponowanej wcześniej układanki Adama Nawałki. Pytanie, czy puzzle będzie można jeszcze dopasować, jest jak najbardziej zasadne. Jeśli bowiem okazałoby się, że piłkarze zostali źle przygotowani pod względem motorycznym do turnieju, niewiele będzie już można poprawić.

   A nikt nie powinien mieć wątpliwości, że na tle Senegalczyków nasi zawodnicy biegali źle, i że bardzo się przy tym męczyli. Sprawiali wrażenie, jak ujął to Zbigniew Boniek, zamulonych. Pewnie, pozostaje pytanie, czy to, co zjedli, ewentualnie czego się napili przed spotkaniem, nie pozostało bez wpływu na ich formę, ale nie można też wykluczyć, że także wybór bazy w Soczi – czyli w innym klimacie niż położone są Moskwa, Kazań i Wołgograd – był błędem. A trzeba by też zastanowić się, czy przyloty do miast turniejowych dopiero w przeddzień spotkań nie są spóźnione? Znany polski fizjolog, profesor Jan Chmura z wrocławskiej AWF, z którym rozmawiałem na ten temat jeszcze przed mundialem, stwierdził, że jeśli w grę wchodzi zmiana wilgotności, ciśnienia i temperatury, to zawodnik w dobrej formie potrzebuje na pełną aklimatyzację w nowym otoczeniu 72 godziny. Naukowiec nacisk kładł na dobrą formę, jeśli bowiem organizm nie jest optymalnie wytrenowany, adaptacja może trwać dłużej.

   Ktoś pewnie powie, że to detale, nad którymi w ogóle nie warto się pochylać. Nawet jeśli z Soczi do trzech wspomnianych miast, w których biało-czerwoni mają zaplanowane mecze grupowe jest od 1000 do 2000 kilometrów. Tyle że właśnie takie detale przy wyrównanym poziomie zespołów narodowych z różnych kontynentów rzutują na końcowy wyniki. Przecież nie przez przypadek nasi piłkarze przegrywali większość biegowych pojedynków z Senegalczykami, i generalnie sprawiali wrażenie zagubionych na moskiewskim boisku. Skoro wszyscy zagrali poniżej możliwości, to znaczy, że wszyscy zmagali się z problemem. A w miarę dobra dyspozycja Michała Pazdana to tylko wyjątek potwierdzający regułę.

   Zresztą, właśnie na niewłaściwym fizycznym przygotowaniu do turnieju i na nieuwzględnieniu różnic klimatycznych między poszczególnymi miastami w Korei Południowej, poległ zespół Jerzego Engela 16 lat temu. Czyżby teraz historia miała się powtórzyć? To wbrew pozorom jest znacznie poważniejsza kwestia, niż czy Arek Milik spotkał się wczoraj z narzeczoną w hotelu, na basenie, czy gdziekolwiek indziej. I to nie tylko dlatego, że w takiej formie, jaką zaprezentował przeciw Senegalowi w najbliższych meczach nie powinien być w ogóle brany pod uwagę przy ustalaniu meczowego składu – uważa Godlewski, publicysta dziennika „Sport”.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.