- Futbol to teraz taka gra, w której decydujące są pomyłki niemieckich bramkarzy, a na koniec wygrywa Real - Godlewski dla Football LIVE #3

- Klopp to świetny trener, ale bez fartu w finałach Ligi Mistrzów. Stanowi zatem zupełne przeciwieństwo Zidane'a, który w półfinale obecnej edycji mógł liczyć na pomoc Svena Ulreicha, zaś w finale pomocną dłoń wyciągnął Karius - mówi Football LIVE Adam Godlewski, publicysta dziennika "Sport".

Tak wielcy piłkarze, jak Zinedine Zidane rzadko zostają równie wybitnymi trenerami. Francuz niezwykle skutecznie goni swą piłkarską legendę, choć prawda jest taka, że gdy kończył karierę w oparach skandalu – zaprawiając z byka Marco Materazziego – chyba nikt nie spodziewał się, że zasiadając na ławce tak dobrze będzie umiał zapanować nad swoimi emocjami, ale też zarządzać szatnią, w której ego każdego z zawodników jest gigantyczne.

A jednak Zizou wyciągnął wnioski i fantastycznie odnalazł się z roli szkoleniowca, i w efekcie napisał z Realem Madryt niesamowitą historię w Lidze Mistrzów; podczas gdy od momentu powstania Champions League do 2016 nikt nie potrafił obronić głównego trofeum. W erze Zidane’a Królewscy absolutnie zdominowali najbardziej prestiżowe klubowe rozgrywki świata i nikomu nie oddali pucharu. Brawo!

Po kijowskim finale w pierwszej kolejności zapamiętam Sergio Ramosa. To wielki stoper, który w znakomitym stylu potrafił rundę wcześniej wyłączyć z gry Roberta Lewandowskiego i jeszcze znakomicie wyprowadzać akcje Realu, ale też wielki łobuz, który nie zawahał się wyeliminować Mohameda Salaha przy użyciu nieczystych metod. W Madrycie pewnie postawią mu pomnik, natomiast wszędzie poza stolicą Hiszpanii będzie wskazywany jak typ mocno odrażający. Gareth Bale wszedł z ławki, ale okazał się największym artystą w rywalizacji Królewskich z Liverpoolem.

Strzelił przecież przewrotką jednego z najbardziej efektownych – nie tylko finałowych – goli w całej historii Ligi Mistrzów. Lorisa Kariusa świadomie zostawiłem w tej wyliczance na koniec. To największy pechowiec i gość, który poniósł największe zasługi dla… Realu w sobotnim spotkaniu. Tak naprawdę to golkiper The Reds wbił pierwszego gola Karimem Benzemą, Francuz był biernym uczestnikiem całego zdarzenia. A na koniec skorzystał z zagrania Bale’a z dystansu i pogrążył swój zespół wrzucając piłkę do siatki. Wiem, że to brutalna ocena Kariusa, i że kibice klubu z Anfield wybaczyli Niemcowi dwa wielbłądy, ale nie mam pojęcia czy Loris zdoła kiedykolwiek podnieść się po tak wielkiej wtopie. Był przecież bardziej dwunastym graczem Realu niż elementem układanki Juergena Kloppa.

 A’propos Kloppa – to świetny trener, ale bez fartu w finałach Ligi Mistrzów. Stanowi zatem zupełne przeciwieństwo Zidane’a, który w półfinale obecnej edycji mógł liczyć na pomoc Svena Ulreicha, zaś w finale pomocną dłoń wyciągnął Karius. Cóż, wygląda na to, że futbol to teraz taka gra, w której decydujące są pomyłki niemieckich bramkarzy, a na koniec zawsze wygrywa Real Madryt – podsumował nam Godlewski, publicysta dziennika „Sport”.

Copyright © Agora SA