Emocje, indywidualne błędy, kompromitacja sędziów i gol, który uznany być nie powinien. W spotkaniu dwóch najsłabszych drużyn ekstraklasy działo się więcej niż można było zakładać przed meczem.
Walka o każdą piłkę, mnóstwo stykowych i nerwowych sytuacji. W Gdyni kibice obejrzeli mecz pod napięciem, ale tak naprawdę do prądu podłączyli go Tomasz Musiał i Sebastian Mucha, sędzia główny i jeden z asystentów sobotniego widowiska.
Rafał Siemaszko strzelił gola ręką. Wątpliwości nie ma, ale sędziowie nie potrafili prawidłowo ocenić sytuacji pod bramką Ruchu. Tomasz Musiał od razu wskazał na środek boiska, sędzia liniowy miał wątpliwości. Potrzebna była konsultacja, ale decyzja głównego arbitra została podtrzymana. Piłkarze Ruchu byli wściekli, a Arka odrobiła straty.
19 minut wcześniej stadion w Gdyni ucichł. Jarosław Niezgoda wykorzystał błąd defensywy Arki, wyłożył piłkę Łukaszowi Monecie, a piłkarz Ruchu pokonał Pavelsa Steinborsa. Zespół Krzysztofa Warzychy do Gdyni przyjechał z jasnym planem. Spokojne ustawienie defensywy i szybkie wyprowadzanie piłki z własnej połowy miało przynieść Ruchowi nadzieję na walkę o utrzymanie w ostatniej kolejce.
Nie udało się. Jeden punkt oznacza, że drużyna z Chorzowa żegna się z Lotto Ekstraklasą. Arka nadzieję jeszcze ma, a w ostatniej kolejce zagra w Lubinie z Zagłębiem