Ligue 1. Mistrzostwo PSG, czyli kierowca Bugatti, który cieszy się z wyprzedzenia Citroena

Było 7:1 z Monaco, było konfetti i śpiewy z kibicami. Są, i pewnie będą, kolejne rekordy. Radość PSG z triumfu w Ligue 1 przypomina jednak nieco kierowcę Bugatti, który cieszy się z wyprzedzenia Citroena na francuskiej autostradzie. Tymczasem jazda po europejskich drogach idzie dużo gorzej.

Z PSG zdobywał puchar kraju, dwa Puchary Ligi i Superpuchar. Do tego na pięć kolejek przed końcem sezonu, jego drużyna zapewniła sobie mistrzostwo Francji. Wygrana 7:1 z najgroźniejszym rywalem w Ligue 1, który nieoczekiwanie skradł paryżanom tytuł rok temu, była najlepszym podsumowaniem obecnego sezonu, ekipy Unaia Emery'ego. Sezonu, w którym drużyna w lidze wbiła rywalom pond 100 goli (dokładnie 103 i ma szanse na pobicie rekordu Strasburga - 118 goli). Sezonu, który zakończy też zapewne z trzycyfrową liczbą punktów, co też będzie rekordem. Do tej pory punktowe apogeum Ligue 1 zatrzymało się na 96 oczkach. Sezonu, w którym by z nimi wygrać trzeba było mieć dzień konia (jak Olympique Lyon) lub zagrać z nimi tuż przed ważnym meczem Ligi Mistrzów i mieć szczęście (jak Strasburg przed spotkaniem, w którym PSG szykowało się do konfrontacji z Bayernem Monachium). Sezonem, który patrząc na te liczby i fakty wygląda znakomicie. Jednak mała gwiazdka, którą trzeba zrobić w tym miejscu, nieco zmienia sprawę. To był znakomity sezon PSG, ale tylko na krajowym podwórku.

PSG PSG MICHEL EULER/AP

Bugatti wyprzedziło Citroena

Wielki tytuł poniedziałkowego wydania "L'Equipe" może wzbudzać lekki uśmiech. "W siódmym niebie" odnosi się rzecz jasna do siódmego w historii klubu tytułu, do zrównania się pod ich względem z Lyonem i wskoczenia do francuskiego TOP 5 zdobywców mistrzostwa, to też gra słowami, ale w szerszym kontekście. 

Można sprowadzić je do radości z tego, że po wydaniu drobnych 420 milionów euro, narażaniu się na złamanie zasad finansowego fair-play i wykluczenia z europejskich rozgrywek, udało się zdobyć mistrzostwo nad Sekwaną. Dokonał tego klub z budżetem sięgającym 540 mln euro, czyli jednym z sześciu największych w całej Europie. W Ligue 1 takimi pieniędzmi dysponuje 14 klubów razem wziętych, a kolejne na liście krezusów Lyon, Monaco czy Marsylia ustępują katarskim bogaczom o dwie, czy trzy długości (Lyon 240 mln, Monaco 170, Marsylia 120 mln). Po spotkaniu z Monaco, które notabene tyle goli ostatni raz dało sobie wbić w latach 70-tych ubiegłego wieku, było konfetti, wzajemne gratulację, boiskowe misie, śpiewy z kibicami. Uroczystą dekorację i większą zabawę zaplanowano po ostatnim, domowym meczu z Rennes. Gratulacje dla Paryża, ale. to trochę jakby kierowca Bugatti, uważany za najszybszy samochód świata, cieszył się z wyprzedzenia Citroeana.

Finał Ligi Mistrzów i finał z. trzecioligowcami

- Z PSG jest ten problem, że wszyscy wyczekują na jego potknięcie. Mistrzostwo jest dla Paryża czymś normalnym. Jednocześnie wielka wygrana z Monaco jest pewnym paradoksem. W spotkaniu nie grał przecież ani Neymar, ani Kylian Mbappe. Dla Unaia Emery'ego sukces nic nie zmienia. Będzie odchodził z klubu, po zdobyciu trzech krajowych trofeów, po które PSG pewnie zmierza. Takie rzeczy tylko w PSG - uśmiecha się pytany przez nas o paryską euforię Thomas Siniecki, z portalu Sports.fr. Dodajmy, że mistrzowskie PSG zdobyło wcześniej Puchar Ligi, a w Pucharze Francji musi zagrać półfinał z Cean, by w perspektywie wielkiego finału szykować się na. zwycięzcę rywalizacji trzecioligowców. W drugim półfinale Les Herbiers zagra przecież z Chambely. Jedni mają finał Ligi Mistrzów w Kijowie, inni swoje święto na Stade de France.

Działacze PSG wyciągając swoje petrodolary na Neymara czy Mbappe nastawiali się jednak, że w tym roku, 26 maja odwiedzą Ukrainę. 

Marco Verratti schodzi z czerwoną kartką Marco Verratti schodzi z czerwoną kartką Fot. Francois Mori / AP Photo

Rosnąć i rosnąć.

Mieli ku temu powody. Wspomniany już nowy Bugatti na francuskiej autostradzie radził sobie bez zarzutów. Gdy wyjechał jednak na niemieckie czy hiszpańskie drogi, tak dobrze już nie było. Okazało się, że za wschodnią granicą konkurencyjne potrafiło być bawarskie Audi (1:3 w rewanżu z Bayernem), a na Półwyspie Iberyjskim lepiej poradziła sobie sportowa Tramontana (porównywanie Realu Madryt z Seatem pewnie zdenerwowałoby madryckich fanów). Cały, może i piękny, sezon PSG oceniany jest własne w kontekście dwumeczu z "Królewskimi" w Lidze Mistrzów. 1:3 i 1:2 wyeliminowało Francuzów już z 1/8 finału rozgrywek i nie zbliżyło do emocji pamiętanych z zeszłorocznego, ćwierćfinałowego mecz z Barceloną. To nie była drużna, które momentami miała pecha jak Juventus czy niedawno Barcelona, ale po prostu zagrała gorzej od rywala w najważniejszych dwóch meczach roku.

Unai Emery Unai Emery THIBAULT CAMUS/AP

Ekipa Emery'ego była obok Barcelony jednym z faworytów do wygrania tegorocznych rozgrywek. Trener, któremu po sezonie kończy się kontrakt (nie zostanie przedłużony) na konferencji prasowej po meczu z Monaco dostał gratulacje. Dostał też europejskie i chyba dla wszystkich w Paryżu najważniejsze pytanie. Czy wierzy w triumf drużyny w Chamions League?

- Historię tworzy się krok po kroku. Myślę, że ta ekipa, z jej graczami i doświadczeniem jest tego bliska. Oni zatriumfują jeszcze w Lidze Mistrzów. To zbyt duży projekt, by było inaczej. Potrzeba jednak cierpliwości. Trzeba rosnąć we Francji, a dopiero potem poza jej granicami - rezolutnie odpowiedział kolejny wielki po Ancelottim i Blancu odchodzący stąd trener. Co do cierpliwości w piłce pewnie ma rację. Co do reszty? A ile można rosnąć? Wydaje się, że PSG w kraju jest wielkoludem, a ten wzrost momentami już trochę przeszkadza.

Więcej o:
Copyright © Agora SA