"To z Buffonem na treningu ustalamy, kto stoi w bramce". Odwiedziliśmy w Turynie Wojciecha Szczęsnego

Naszą rozmowę trudno nazwać wywiadem. Jej rytm nadaje śmiech. Dużo śmiechu. Trzy godziny zdają się trwać ledwie trzy kwadranse. Przyzwyczajony do szybkiego tętna multikulturowego Londynu Szczęsny nie miał problemu z odnalezieniem się w Piemoncie. Również na boisku. 27-latek rozegrał w tym sezonie niemal tyle samo meczów, co legenda Juve Gianluigi Buffon. Ale rozmawiamy nie tylko o futbolu. Szczęsny mówi także o swoim duecie z gwiazdą disco-polo - Zenkiem Martyniukiem.
Mecz pilki noznej Polska - Rumunia Mecz pilki noznej Polska - Rumunia Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Wita dolce vita

Choć w mieszkaniu taras to tylko przyjemny dodatek, to ten w apartamencie Szczęsnego robi większe wrażenie, niż same wnętrze domu. Nie tylko wielkością - a jest olbrzymi - ale przede wszystkim widokiem. Poranne espresso pite na tle ośnieżonych alpejskich szczytów musi smakować inaczej. Wyjątkowi są też sąsiedzi Polaka. Tuż obok mieszka Douglas Costa, wypożyczony do Juve z Bayernu Monachium, a dwa piętra niżej trener drużyny Massimiliano Allegri. - O, tu jest taras Douglasa - pokazuje Wojtek, stając na palcach i zerkając z ciekawością za drewniany parkan oddzielający go od enklawy reprezentanta Brazylii. Obaj wynajmują lokum w samym sercu Turynu. Wokół kilka restauracji, wszechobecne w Italii apteki, duże centrum handlowe. W promieniu stu metrów jest chyba wszystko, czego potrzeba do życia. I to 'wszystko' przesiąknięte jest duszą włoskich miast, które dopiero po zmroku, jak niegdyś gwiazdor Juventusu Zbigniew Boniek, odsłaniają swoją piękniejszą twarz.

Przyzwyczajony do szybkiego tętna multikulturowego Londynu Szczęsny nie miał jednak problemu z odnalezieniem się w Piemoncie. Kawa. Makarony. Parmezan. Czasem kilka lampek wina. Wszystko to, co kochają Włosi.

- Kolega Jack Wilshere powiedział kiedyś, że jestem najbardziej brytyjski z niebrytyjskich piłkarzy. I w sumie do dziś nie wiem, co miał na myśli. Bo tu też czuję się wspaniale. Już w Rzymie polubiłem ten styl życia. Dolce vita. Świetne jedzenie, fajni ludzi, dobra pogoda i kapitalny klub. Żyć, nie umierać - wylicza.

Mecz pilki noznej Polska - Rumunia Mecz pilki noznej Polska - Rumunia Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Wojtek jest trudny, uważaj

Naszą rozmowę trudno nazwać wywiadem. Jej rytm nadaje śmiech. Dużo śmiechu. Żart goni żart, czasem ambitny, a czasem mniej. Trzy godziny zdają się trwać ledwie trzy kwadranse. Wybory prezydenckie w Ameryce. Mundial. Skoki narciarskie. Premier League. Swoboda zmiany tematów i sprawność z jaką skacze po nich polski bramkarz, imponują. Od dawna wiadomo, że daleko mu do banalności. Nauczył się grać na pianinie, żeby zaimponować przyszłej żonie. Lubi golf, bo tam odnajduje spokój. W wolnych chwilach projektuje wnętrza domów mieszkalnych. Na pozór może sprawiać wrażenie marudnego lekkoducha, może nawet aroganta. - Wojtek jest trudny, uważaj - mówili wspólni znajomi, gdy wybierałem się do Turynu. Nie jest. Jest sobą. Przypomina trochę Artura Boruca, którego kumple z kadry charakteryzowali zawsze tak samo. - Jaki jest Boruc? Boruc to Boruc!

Beztroska i świetny humor nie mogą jednak zwieść. Szczęsny w Italii przede wszystkim gra w piłkę. I to jak! Kiedy w mediach pojawiła się informacja, że może zostać zmiennikiem legendarnego króla Turynu Gianluigi Buffona, wielu pukało się w czoło. Przecież w teorii na Polaka czekało co najmniej roczne zesłanie na ławkę rezerwowych. Kto jak kto, ale Gigi na Allianz Stadium ma tak silną pozycję, że tylko kilku dyrektorów może tam więcej niż on.

Juventus długo musiał negocjować transfer Wojtka. Stanęło na 12 mln euro wypłaconych Arsenalowi jednorazowo i 3 mln euro w bonusach. Wyszło niemało, biorąc pod uwagę fakt, że Szczęsnego z Anglikami łączyła tylko roczna umowa. Włoska propozycja nie była najatrakcyjniejszą finansowo dla samego piłkarza, ale większe wrażenie, niż kolejny worek euro, zrobiła na nim wizja trenowania w potężnym klubie i perspektywa zastąpienia w przyszłości Buffona, który jeszcze kilka lat temu należał do idoli wychowanka Agrykoli Warszawa.

Z Martyniukiem zaśpiewał podczas wieczoru kawalerskiego

- Dobry wieczór panie Zenku, nie przeszkadzam? - przywitał się grzecznie. Niespodziewany telefon o porze o której nie dzwoni się do nieznajomych może i dziwił, ale rozmówca nie rozłączył się. Głos wzbudził jego sympatię. - Panie Zenku, sprawę małą mam. Siedzimy na wieczorze kawalerskim, moim zresztą. I chłopaki dali mi za zadanie zaśpiewanie z jakimś artystą. No i moje pytanie. Pomógłby pan? - choć prośba wydawała się kpiną, wcale nią nie była. - No jasne, a czemu nie? - odpowiedział charakterystyczny podlaski akcent. Chwilę później Wojciech Szczęsny i Zenon Martyniuk, niekwestionowana gwiazda muzyki disco polo, na dwa głosy zanucili utwór, który od dwóch lat prześladuje Kamila Grosickiego. - Przez twe oczy, twe oczy zieloneeee, oszalaaaaaaaaałem! - niosło się radośnie po Rzymie.

Gdy Wojtek wspomina pożegnanie z kawalerstwem, jego oczy świecą się jak neony sklepów przy turyńskiej via Giuseppe Lagrange, gdzie siedzimy. Przypomina teraz urwisa, który z dumą opowiada o wyjątkowo udanym psikusie. Zresztą, już po ślubie z wokalistką Mariną Łuczenko, w Arłamowie na zgrupowaniu dziarsko oświadczył kolegom: 'Panowie, to że się hajtnąłem nie znaczy, że spoważniałem!'. Bo choć atletyczna sylwetka 27-latka budzi respekt, zawadiacki uśmiech szybko go zdradza mojego rozmówcę. Bo ten nie jest zmanierowanym dorobkiewiczem z kilkoma milionami na koncie, ale Wojtkiem, który nie tak dawno spacerował na praski Plac Szembeka po nowe trampki.

Gianluigi Buffon Gianluigi Buffon ANTONIO CALANNI/AP

Król Gigi

Szczęsny dość regularnie wybiega na murawę. W tym sezonie ma niemal tyle samo rozegranych meczów, co Buffon. Polak zagrał 16 razy (aż 12-krotnie zachowując czyste konto!). Jego starszy kolega wystąpił w 20 meczach. - Dziwnie to brzmi, ale trochę jest tak, że to kto gra, ustalamy z Gigim na treningu. Wiadomo, że to nie my decydujemy o składzie, tylko trener, ale sami szczerze oceniamy siebie, mówimy o formie, samopoczuciu. Wszystko opiera się na wzajemnym szacunku - tłumaczy. Ostatnio zapadła decyzja, że w derbach Turynu w bramce stanie Szczęsny. Wojtek bramki nie puścił, a Juventus pokonał Torino po golu Alexa Sandro.

Gdy pytam o rywalizację ze słynnym Włochem, Szczęsny z profesorską miną mówi. - Są dwa rodzaje. Sportowa, czyli walczymy, bo chcemy grać. I niesportowa - czyli nie lubimy się i chcemy upokorzyć tego drugiego. My z Gigim stworzyliśmy jakiś dziwny model partnerstwa. W ogóle ze sobą nie walczymy. Raczej współpracujemy. Widać, że on wczuł się w rolę mentora, który przygotowuje mnie do przejęcia po nim schedy. Naprawdę robi wszystko, aby szło mi jak najlepiej. Pewnie dlatego, że zależy mu na klubie - mówi Wojtek.

Trudno mu nie wierzyć, widząc choćby zdjęcia i filmy publikowane na instagramowych kontach Juve i Buffona. 40-latek do 'rywala' odnosi się wręcz z czułością. Przytula go, podróżuje w jego towarzystwie. Uczy go na boisku i poza nim. Z boku przypomina to relację piłkarskiego ojca i syna, choć dzieli ich tylko 12 lat. W rzeczywistości jednak król wyznaczył już następcę, któremu teraz szykuje tron. A Wojtek cierpliwie czeka. Ma na co. Jak sam przyznaje, dziś wyobraża sobie, że Juventus będzie w jego karierze ostatnim wielkim klubem. - Kiedy podejmowałem decyzję o tym transferze, nie robiłem tego z myślą o kolejnych dwóch sezonach, ale o następnych 10 latach - zapewnia. Nie trudno odgadnąć, że chciałby iść drogą mentora Buffona i zostać kolejnym żywym pomnikiem stojącym w bramce 'Starej Damy'.

Kolonia Polonia

O mistrzowską tarczę Juve bije się z Napoli. Turyn jednak tylko jedno ma wspólne z Neapolem. Też leży na terytorium Republiki Włoskiej. Bo choć w stolicy Piemontu są aż dwa kluby o bogatej i obfitującej w sukcesy tradycji, to kibice z tej części Włoch dalecy są od ekstazy, w jaką neapolitańczycy wpadają, gdy tylko widzą swoich herosów. W Turynie jest dużo spokojniej. W trakcie półgodzinnej przechadzki po uliczkach, 'zaledwie' kilkunastu kibiców zdecydowało się poprosić Szczęsnego o zdjęcie. Polaka poznało co najmniej pięć razy tyle spacerujących, ale większość z nich zdecydowała się nie przekraczać granicy prywatności. Podobnie było w restauracji. W Neapolu, gdzie fani wręcz czczą piłkarzy Azzurrich, taka harmonia nie byłaby możliwa. - Im bardziej na południe, tym trudniej zawodnikowi funkcjonować. Już w Rzymie znacznie więcej osób podchodzi, a to wciąż kilkaset kilometrów od Neapolu - mówi 27-latek. Zachwala chłodniejszy temperament ludzi z północy, którzy mimo potężnej pozycji Juve w europejskim futbolu, w większości kibicują jednak. lokalnemu rywalowi - Torino.

Turyn w ogóle dobrze kojarzy się Polakom. To tu największe klubowe sukcesy odnosił Zbigniew Boniek, 'bello di notte', który jednak po trzech latach 'zdradził' Juventus przenosząc się do Rzymu. To tu do wielkiej kariery wystartował Kamil Glik, który został nawet kapitanem Torino. Pamięć o tym drugim w mieście jest niezwykła. Kibice Juve o Gliku mówią 'brutal', mając w pamięci nieustępliwą grę Kamila w derbowych wojnach. W ich słowach czuć jednak szacunek. Tiffosi z czerwonej strony miasta mówią wprost, że Szczęsnego rywalom zazdroszczą. Na razie muszą zadowolić się kupionym z Lechii Gdańsk Vanją Milinkoviciem-Saviciem, który jednak na Stadio Olimpico spełnia tylko rolę zastępcy Salvatore Sirigu.

W przeciwieństwie do innych europejskich krajów, jak np. Hiszpania, Włosi znają nie tylko Lewandowskiego. Młody barista, kibic Interu (Mediolan od Turynu dzieli zaledwie godzina jazdy pociągiem), serwując przepyszne cappuccino, wylicza: 'Glik, Błaszczykowski, Piszczek, Zieliński, Milik, Szczęsny, Grosicki. I jeszcze dwóch młodych Polaków w Palermo, jeden to Nianowicz, a drugi Murki'. Gdy sugeruję, że chodzi mu o Pawła Dawidowicza i Radosława Murawskiego (na Sycylii gra też Przemysław Szymiński), upiera się przy swoim. 'Nie, nie, ja wiem. Tam jest dwóch, Nianowicz i Murki'.

O tytuł 'Numero Uno' w kolonii Polonia walczą dziś Szczęsny i Piotr Zieliński. Wielkie szanse na wskoczenie na piedestał miał Arkadiusz Milik, który w Neapolu rozpoczął wręcz atomowo, ale jego karierę przerwały - już dwukrotnie - zerwane więzadła krzyżowe. Poza tą trójką, w Sampdorii Genua grają Karol Linetty, Bartosz Bereszyński i Dawid Kownacki, szlify w Romie zbiera Łukasz Skorupski, w Weronie trenują Paweł Jaroszyński i Mariusz Stępiński, a w SPAL z Ferrary Bartosz Salamon i Thiago Cionek.

<b>Wojciech Szczęsny (na zdjęciu: 6 lat). </b>
- Moim marzeniem jest gra w Barcelonie lub Manchesterze United - mówił 11-letni Wojciech Szczęsny 'Gazecie Wyborczej'. Jak wiadomo, tego marzenia jeszcze nie spełnił. Powyższe zdjęcie pochodzi z 1996 r. Bramkarz Juventusu i reprezentacji idzie w środku, między bratem Janem i ojcem Maciejem. Wojciech Szczęsny (na zdjęciu: 6 lat). - Moim marzeniem jest gra w Barcelonie lub Manchesterze United - mówił 11-letni Wojciech Szczęsny 'Gazecie Wyborczej'. Jak wiadomo, tego marzenia jeszcze nie spełnił. Powyższe zdjęcie pochodzi z 1996 r. Bramkarz Juventusu i reprezentacji idzie w środku, między bratem Janem i ojcem Maciejem. Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Wojtek z Pragi

Gianluigi Buffon, Giorgio Chiellini, Paulo Dybala czy Gonzalo Higuain to dziś koledzy Szczęsnego. Wcześniej też było 'grubo'. W Arsenalu spotkał przecież Robina van Persiego, Tomása Rosickego i Mesuta Özila, a w Romie - Francesco Tottiego i Edina Džeko. Wielkie zarobki i otoczenie gwiazd futbolu, niezbyt wpłynęły na Szczęsnego. W przeciwieństwie do Roberta Lewandowskiego w swoim włoskim garażu ma tylko jedno auto - służbowego Range Rovera. Nie lata też na zakupy do Paryża i Londynu jak jego przyjaciel Grzegorz Krychowiak. Musi mieć za to - co sam przyznaje - najnowszy model iPhone'a. - Wiem, że go nie potrzebuję, ale muszę go kupić i koniec. Poza tym dużo mi do szczęścia nie potrzeba. Lubię fajnie mieszkać, dobrze zjeść. Jeśli wydaję pieniądze, to raczej inwestuję. Wiele lat minęło zanim na koncie zobaczyłem pierwszy milion, bo wcześniej kasa niemal od razu szła w nieruchomości. Wiadomo, że to fajne uczucie, ale szybko minęło. W gruncie rzeczy wiem, że tam w środku jestem ciągle tym samym chłopakiem z Pragi - mówi.

Mieszkanie w którym siedzimy, traktuje jak zaczarowaną twierdzę. Sam rzucił na nią zaklęcie zatrzymujące na progu niemal wszystko, co związane z futbolem. Gdy jest w swoich czterech ścianach, odcina się od niego. Zamiast piłki, w rogu stoi gitara, którą dostał od kolegów na wieczorze kawalerskim. W wolnym czasie Szczęsny lubi na niej zagrać, pośpiewać (czasem z Martyniukiem, ale częściej z Mariną), albo zasiąść przed fortepianem.

Arkadiusz Milik i Wojciech Szczęsny Arkadiusz Milik i Wojciech Szczęsny CLAUDE PARIS/AP

Nie zrobiłem nawet połowy tego, co Boruc

Projektuje też wnętrza domów. - I kto wie, czy nie zajmę się tym po zakończeniu kariery. Bo nie tylko to lubię, ale i idzie mi to całkiem dobrze - przyznaje. Planuje naukę kolejnego języka, może zacznie studia. Na razie z dużym przejęciem opowiada o nowej herbacie, którą niedawno odkrył. - Wiedziałeś, że nie można zalewać jej wrzątkiem, bo traci właściwości? Trzeba trochę poczekać, aż woda przestygnie - wyjaśnia.

Wyrywam go z transu, pytam znów o piłkę. - Na co dzień mam jej wystarczająco dużo. Jeśli w domu coś obejrzę, to tylko hitowe mecze Ligi Mistrzów - mówi. Częściej można go przyłapać na dopingowaniu skoczkom narciarskim.

Szczęsny należy do grona zawodników, którzy nie lubią odpowiadać banalnie. Prowokacyjnie pytam go więc, czy jest dziś lepszym bramkarzem, niż Artur Boruc w 2008 roku, gdy przez 'La Gazzetta dello Sport' został uznany trzecim golkiperem w Europie. Wojtek i tym razem nie ucieka od odpowiedzi. - Jeśli chodzi o klub to na pewno tak, bo mój najsłabszy jest lepszy, niż Artura najlepszy. Jeśli natomiast chodzi o reprezentację Polski, to nie zrobiłem nawet połowy tego, co zrobił w niej Artur. Bo choć mundial w Niemczech czy Euro 2008 zakończyły się klapą, to bronił wtedy tak, że kibice wciąż wspominają to z sentymentem - wyjaśnia.

Boruc to zresztą kolejny przykład, że grać można długo i dobrze. Gdy wieczorem siedzimy w Turynie w jednej z setek gwarnych knajpek, Artur obchodzi 38 urodziny. Dla reprezentacji jest jednak przeszłością, bo po meczu z Urugwajem definitywnie pożegnał się z kadrą. Przyszłością jest za to Szczęsny. Wydaje się, że drużyna narodowa skazana jest na niego w bramce tak, jak na Lewandowskiego w ataku. A nasz bramkarz ma dopiero 27 lat. I choć tak jak zapowiedział po ślubie, pielęgnuje w sobie coś z hultaja, to piłkarsko jest na ostatnim etapie dojrzewania. Bo za kilka miesięcy książę Wojtek ma zostać przecież królem Wojciechem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.