Primera Division. Barcelona - Atletico to nie pierwszy bezpośredni mecz o mistrzostwo

W miarę trwania sezonu hiszpańskiej La liga coraz więcej ludzi zaczęło zastanawiać się, czy mecz ostatniej kolejki pomiędzy FC Barceloną a Atletico Madryt może zadecydować o mistrzostwie kraju. Tak też się stanie. Historia zna już przypadki, gdy lider z wiceliderem walczyli o tytuł mistrzowski w ostatnim meczu. Oto przegląd kilku takich spotkań na przestrzeni lat w czołowych ligach europejskich.

Najlepszy finisz w historii?

Bodaj najsłynniejsze takie starcie miało miejsce w Anglii. W 1989 roku Liverpool podejmował na Anfield Road Arsenal. "The Reds" byli na fali, w tamtym roku jeszcze w lidze nie przegrali, a kilka dni wcześniej zdobyli Puchar Anglii. W dodatku mieli trzy punkty przewagi nad "The Gunners", co pozwalało im na porażkę jedną bramką (przy równej liczbie punktów decydowała różnica goli, a następnie liczba bramek strzelonych). W 91. minucie kibice Liverpoolu świętowali mistrzostwo - ich podopieczni co prawda przegrywali 0-1, lecz nikt nie spodziewał się, by coś miało się zmienić na ich niekorzyść. Nie mogli być w większym błędzie. To wtedy Michael Thomas strzelił ponad Bruce'm Grobbelaarem, sensacyjnie zapewniając londyńczykom mistrzostwo.

Dwa historyczne sezony w Bundeslidze

W Bundeslidze taka sytuacja miała miejsce dwukrotnie, w sezonach 1971/72 oraz 1983/84. W 1972 roku Bayern Monachium podejmował u siebie Schalke 04 Gelsenkirchen, mając przewagę dwóch punktów. Bawarczycy nie pozostawili rywalom żadnych złudzeń, pewnie wygrywając 5-1. Bramki strzelali tacy piłkarze jak Paul Breitner, Uli Hoeness czy Franz Beckenbauer. To spotkanie przeszło do historii - było pierwszym meczem piłkarskim na stadionie olimpijskim w Monachium, w dodatku po raz pierwszy przeprowadzono telewizyjną relację na żywo z meczu Bundesligi. W tym sezonie Bayern ustanowił kilka rekordów, takich jak liczba zdobytych punktów czy bramek strzelonych.

W 1984 roku liderujący po 33 kolejkach VFB Stuttgart miał dwa punkty przewagi nad Hamburgerem SV oraz obrońcą tytułu, Borussią Monchengladbach. W ostatnim meczu Stuttgart podjął u siebie HSV i przegrał 0-1, lecz mimo to zdobył mistrzostwo. By je stracić, musiał przegrać co najmniej 0-5 ze względu na różnicę bramek dzielącą oba zespoły. W końcowej tabeli wszystkie trzy ekipy miały po 48 punktów, czwarty Bayern ustąpił im o jedno oczko, a piąty Werder Brema o trzy - to musiał być jeden z najbardziej wyrównanych sezonów w historii Bundesligi.

Czasem potrzebny jest baraż

We Włoszech tego typu sytuacja nie zdarzyła się nigdy, choć raz konieczne było rozegranie dodatkowego meczu, którego stawką było mistrzostwo. Stało się to w 1964 roku, gdy zarówno Bologna jak i Inter zgromadziły po 54 punkty. Gdyby decydował bilans bramek, tytuł powędrowałby do Bolonii - jeśli jednak decydujące miałyby być bezpośrednie spotkania, lepsi okazali się "Nerazzurri". Dodatkowy mecz rozegrany w Rzymie Bologna wygrała 2-0. Jedną z bramek zdobył ówczesny król strzelców, Duńczyk Harald Nielsen, który po kilku latach wzmocnił Inter.

W Ekstraklasie będzie jak w Turcji?

W ostatnich latach bezpośrednie mecze o mistrzostwo zdarzały się wyłącznie w nieco słabszych ligach. W sezonie 2010/11 czekający siedem lat na zwycięstwo w Eredivsie Ajax Amsterdam podejmował Twente Enschede, do którego traciło dwa punkty. Ajax wygrał 3-1 i odzyskał mistrzostwo, którego nie oddało aż do dzisiaj.

Derby Stambułu zawsze są ogniste i przynoszą wiele emocji, niezależnie od tego, jakie dwie drużyny spośród Besiktasu, Fenerbahce i Galatasarayu akurat grają między sobą. W sezonie 2011/12 w tureckiej Superlidze wprowadzono format podobny do tego z Ekstraklasy w obecnym roku, mianowicie po sezonie zasadniczym punkty podzielono na pół. W Turcji w grupie walczącej o mistrzostwo kraju znalazły się cztery drużyny. Najbardziej na tym skorzystało Fenerbahce - po podzieleniu punktów strata do Galatasarayu stopniała z dziewięciu punktów do pięciu (przy podziale zaokrąglano je w górę). W kolejnych pięciu meczach odrobili cztery oczka - brakujące punkt mieli zabrać swoim rywalom w ostatniej kolejce na własnym boisku. Emocji nie zabrakło, sędzia miał sporo pracy (12 żółtych kartek, dwie czerwone w konsekwencji dwóch żółtych), jednak Galatasaray nie dał sobie wyrwać mistrzostwa, remisując 0-0.

Trzecie takie spotkanie w Hiszpanii

Co ciekawe, zarówno Barcelona jak i Atletico grały już w takich meczach.

W 1946 roku Barcelona przystępowała do meczu z Sevillą tracąc do niej punkt. W 13. kolejce zwyciężyła z Andaluzyjczykami na wyjeździe 3-2, więc Katalończycy mogli być dobrej myśli przed starciem w 26. kolejce (liga hiszpańska liczyła wówczas 14 drużyn). Stało się jednak inaczej. Sevilla już w 7. minucie objęła prowadzenie, które straciła dopiero w 63. minucie. Goście nie dali sobie wbić drugiej bramki i po raz jedyny w swojej historii zostali mistrzami.

Sytuacja powtórzyła się pięć lat później. Tym razem to Sevilla potrzebowała wygranej z Atletico Madryt. Gospodarze wyszli na prowadzenie w 20. minucie, lecz tuż przed przerwą stracili gola na 1-1 i nie zdołali przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Te mecze wykazują pewne podobieństwa - lider grał na wyjeździe i potrzebował remisu do zdobycia mistrzostwa, a w obu przypadkach padał remis 1-1. Czy tak będzie i tym razem? Przekonaj się śledząc relację Z Czuba i na żywo w Sport.pl w sobotę o 18.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.