Bayern 2-1 Borussia. Wkurzający Robben decyduje o zwycięstwie, czyli co wiemy po meczu

Lewandowski strzela w wyjątkowym dla siebie dniu, a wkurzający Holender decyduje o zwycięstwie Bayernu Monachium (2-1). Jednak w niemieckim klasyku znalazły się powody, by i Juergen Klopp z optymizmem spojrzał w przyszłość Borussii Dortmund, choć ta znalazła się w strefie spadkowej Bundesligi.
Głową uderza Mehdi Benatia Głową uderza Mehdi Benatia MATTHIAS SCHRADER/AP

Jak zatrzymać... obrońców?

Sporo było dyskusji na temat tego, co Borussia musi zrobić, by zatrzymać ofensywę Bayernu, ale już po kilku minutach hitu Bundesligi było widać, że głównym celem piłkarzy Juergena Kloppa jest zablokowanie... obrońców. To właśnie agresywne, dynamiczne wejścia w strefę środkową Alaby czy grającego głęboko Alonso zwykle decydowały o obliczu gry mistrzów Niemiec. Tymczasem pierwsza linia pressingu - Aubameyang, Kagawa, Reus - nie pozwalała rywalom na zbyt wiele. W pierwszej połowie Boateng raz mógł zagrać prostopadłą piłkę do Muellera, później Alaba w swoim stylu wyszedł wyżej, ale na końcu akcji brakowało skuteczności. Bezsilność Bayernu było widać w okolicach dwudziestej minuty, gdy Alonso zmuszony był podać do Neuera, bramkarz przyjął piłkę i... wszyscy na boisku stanęli. Piłkarze Borussii perfekcyjnie zablokowali wszystkie możliwe opcje gry, żaden z nich nie zamierzał się ruszyć. Dopiero po kilku sekundach Benatia zrobił trzy kroki do linii bocznej i Neuer mógł przerzucić pierwszą linię ataku gości, choć ci szybko dostosowali się do sytuacji i gospodarze znów grali między sobą w obronie. Ten moment równowagi, bezruchu i... ciszy, gdy piłka jest w grze jest zjawiskiem niemal niespotykanym. I każdy kto wie, jak ważna dla Guardioli jest nieustanna wymiana piłki i pozycji ten zrozumie, że świadczyło to o świetnej grze Borussii. Do czasu...

Japonia - Kolumbia 1:4 Japonia - Kolumbia 1:4 Fot. DYLAN MARTINEZ / REUTERS

Wrócił mózg

Szybko okazuje się, że najlepszym letnim transferem Borussii było uratowanie marniejącego w Manchesterze i w lidze angielskiej Shinjiego Kagawy. Chociaż Japończyk strzelił gola w swoim pierwszym meczu po zmianie barw na stare, to późniejsze jego spotkania nie były tak udane - widać było braki w przygotowaniu fizycznym, a nawet, gdy udawały mu się pojedyncze zagrania czy całe mecze, to i tak gubiły się w ligowym kryzysie Borussii. Dziś, gdy zespół podniósł swój poziom, to i popisy Kagawy nabrały wyjątkowości. Ustawiony na środku ataku Japończyk prowadził pressing, kapitalnie współpracował z wybiegającym na wolne pole na boku Aubameyangiem. Niektórzy uznają to za ironię, że taki mecz przyszedł przeciwko Guardioli - szkoleniowcowi, który "przywrócił" piłkarskiemu światu rolę "fałszywego napastnika", który też przyznał, że przy fizyczności Bundesligi taki zawodnik nie ma większej racji bytu. Ma i to w najważniejszych spotkaniach - jakby podkreśleniem jego znaczenia było to, że Borussia straciła gola w kilkadziesiąt sekund po jego zejściu z boiska.

Robert Lewandowski Robert Lewandowski MATTHIAS SCHRADER/AP

Oto ten dzień

- W Superpucharze Niemiec udało się nam go zatrzymać, ale Robert jest zbyt dobrym napastnikiem, by był na niego jeden sposób - mówił przed dzisiejszym spotkaniem Łukasz Piszczek. Przez nieco ponad godzinę gry udawało im się ponownie, bo polski napastnik mógł pokazać się tylko pojedynczymi zagraniami, czasem niezłym utrzymaniem piłki, ale, po prawdzie, kibice gości nawet nie mieli okazji zacząć gwizdać na swojego byłego ulubieńca. Ale później, choć jeszcze pierwszą sytuację jeszcze zmarnował, to przy drugiej nie dał Weidenfellerowi żadnych szans pięknym, mierzonym uderzeniem z dystansu. Ten moment był nieunikniony. Dla Roberta Lewandowskiego nie mógł przyjść w dniu bardziej wyjątkowym - we Wszystkich Świętych, gdy wspominał swojego zmarłego ojca, jemu też dedykując swojego gola. Bo czasem są ważniejsze sprawy niż futbol.

Arjen Robben po strzeleniu gola z karnego Arjen Robben po strzeleniu gola z karnego MICHAELA REHLE/REUTERS

Kto ma cierpliwość do Holendra?

Jeśli uznamy, że w każdej drużynie zdarzają się relacje, których nie można nazwać wielką przyjaźnią, to w Bayernie Robben nie wpuszcza Lewandowskiego do swojego auta. Mniejsza o słynną reklamę z udziałem średnio lubiącego się i już rozbitego trio Polaków w Dortmundzie, ale frustrację napastnika mistrzów Niemiec było widać doskonale, gdy Holender zamiast podawać szukał kolejnej kiwki. Jego upór dawał mu przewagę nad rywalami, ale zmieniał się w nieskuteczność Bayernu. Czy po wykorzystanym rzucie karnym zostanie mu to wybaczone? Chociaż Robben w tym wieku wciąż jest świetny, pomaga w defensywie, to można zrozumieć, dlaczego Bayern szuka jego następcy. Czyżby był nim Reus o którym przed spotkaniem prezes Borussii, Hans-Joachim Watzke powiedział, że może nie zostać w Dortmundzie na kolejny sezon?

Trener Klopp obserwował rozgrzewkę obu zespołów Trener Klopp obserwował rozgrzewkę obu zespołów MICHAELA REHLE/REUTERS

Klopp też tu wygrał

Może Borussia - przy niekorzystnych dla siebie wynikach swoich bezpośrednich rywali w tabeli - pogrążyła się w dolnej strefie Bundesligi, to Juergen Klopp może mieć powody do satysfakcji. Przede wszystkim "naprawił" Weidenfellera, który w ostatnich tygodniach zebrał sporo krytyki nawet od swoich klubowych kolegów, a dziś był wprost fenomenalny w naprawianiu tylu ich błędów, ile tylko był w stanie. Także Klopp pokazał, że jego Borussia może być zespołem grającym płynnie i łączącym najlepsze cechy z poprzednich sezonów. Na Allianz Arena jego zespół znów błyskawicznie przechodził z obrony do ataku i jeszcze przed przerwą Borussii udawało się wracać. Z jednym nie udało mu się wygrać - różnicą w jakości. Gdy on musiał w przerwie zmienić Hummelsa, to wpuścił słabego w tym sezonie Suboticia, a widząc wyczerpanie Kagawy i Aubameyanga mógł posłać w bój jedynie Grosskreutza i Ramosa. Dla porównania, Guardiola mógł pozwolić sobie na posłanie na murawę Ribery'ego, którego szybkość i drybling stworzyły przewagę. Dla Hiszpana to zwycięstwo ważniejsze jest w kwestii pokonania zespołu, który mógłby stać się kompleksem jego Bayernu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.