Angielskie ścieżki Białkowskiego. Spełnić marzenie ojca i zagrać w Premier League

Wojciech Szczęsny, Łukasz Fabiański, Łukasz Skorupski, Przemysław Tytoń - to bramkarze brani pod uwagę przez Adama Nawałkę przy wysyłaniu powołań. Do niedawna wydawało się, że to czwórka, której nie da się ruszyć. Teraz - w obliczu braku gry Skorupskiego i Tytonia - swoją grą coraz mocniej o miejsce wśród najlepszych dopomina się Bartosz Białkowski, "piłkarz stulecia" w Notts County, dwukrotnie najlepszy zawodnik sezonu w Ipswich Town, który niebawem może spełnić wielkie marzenie swojego zmarłego ojca - trafić do Premier League.

Bramkarz za 4 miliony

O Białkowskim głośno zrobiło się latem ubiegłego roku. Polski bramkarz drugi raz z rzędu został wówczas wybrany zawodnikiem sezonu grającego w Championship Ipswich Town, i znalazł się w kręgu zainteresowań klubów z Premier League.

Wówczas 30-latek ostatecznie nie zmienił jednak otoczenia, mimo, że na transfer mocno naciskali przedstawiciele Burnley. - Było naprawdę blisko, ale kluby się nie dogadały. Z jednej strony ciągle marzę, by tam występować, z drugiej: nie mam czego żałować, bo jest mi dobrze w Ipswich - mówił Białkowski w rozmowie z portalem "sport.tvp.pl"

Jak widać po transferowym niewypale bramkarz długo nie rozpaczał, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę jego charakter. To człowiek, który lubi stabilizację, nie szuka rozgłosu i na pierwszym miejscu stawia przede wszystkim rodzinę, być może właśnie dlatego od niemal 10 lat nie ruszył z miejsca i nie zebrał w sobie sił na wyściubienie nosa poza zaplecze angielskiej ekstraklasy.

- Moja córka Nadia coraz lepiej rozumie futbol. Pewnego dnia zapytała mnie, co będzie dalej: gdzie pojedziemy, by kontynuować moją karierę. Stwierdziłem, że nie wiem, że to nie jest łatwe. Zaczęła płakać. Ona kocha to miasto, znakomicie się tutaj czuje. Te kilka lat w Ipswich sprawiło, że bardzo przywiązaliśmy się do tego miejsca. Chciałbym spróbować swoich sił w Premier League, ale póki co mam tutaj ważny kontrakt i jestem szczęśliwy z gry dla tego klubu - mówił w jednym z wywiadów.

Okazję do sprawdzenia sił w Premier League być może będzie miał już niedługo. Mocno zabiega o niego bowiem Crystal Palace, którego trener, Roy Hodgson, pozyskanie nowego bramkarza w zimowym oknie traktuje jako priorytet. Na liście życzeń szkoleniowca Orłów Białkowski zajmuje pierwsze miejsce, dopiero w przypadku niepowodzenia jego transferu klub ma wziąć pod uwagę kandydaturę Kevina Trappa z Paris Saint-Germain.

Problemem uniemożliwiającym przeprowadzenie transakcji mogą stać się jednak pieniądze. Władze Ipswich Town oczekują bowiem za swojego najlepszego golkipera aż 4 mln funtów, co jest dość sporą kwotą, biorąc pod uwagę wiek i brak doświadczenia Białkowskiego w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Sądzę, że to nieco za dużo, realnie patrząc powinno to być jakieś 2,5 mln - komentował w czerwcu Białkowski. Już wtedy mówiło się bowiem o tym, że może kosztować 4 mln.

Kandydat na następcę Boruca

Dopóki w kadrze biało-czerwonych był Artur Boruc, wiadomo było, że żaden golkiper nie będzie w stanie odebrać mu miejsca w zespole. Teraz, kiedy doświadczonego zawodnika w reprezentacji już nie ma i nie będzie, walka o pozycję trzeciego golkipera w drużynie Nawałki rozgorzała na nowo.

Oficjalnie walczy o nią dwóch bramkarzy - Łukasz Skorupski i Przemysław Tytoń. Żaden z nich w tym sezonie jednak nie gra zbyt wiele. Skorupski w Romie rozegrał zaledwie jedno spotkanie na 26 możliwych, w dodatku było to spotkanie przegrane (1-2 z Torino w Pucharze Włoch), natomiast Tytoń w Deportivo La Coruna wystąpił w dwóch meczach na 19 możliwych (obydwa przegrane, 2:4; 1:4).

Co w tym czasie robił Białkowski? Grał, grał i spisywał się bardzo dobrze. Wystąpił w 26 starciach swojego zespołu, siedmiokrotnie zachował czyste konto i kilka razy był wybierany do najlepszej drużyny kolejki.

- Zdaję sobie sprawę, że w Polsce mało ludzi mnie zna, ale myślę, że jestem w piątce najlepszych polskich bramkarzy [.] Szczęsny, Fabiański, Skorupski, Boruc i ja - 30-latek mówił kilka miesięcy temu w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

Od Kanady po Rosję?

26. minuta spotkania, Alexandre Pato przyjmuje piłkę przed polem karnym, z łatwością ogrywa kilku polskich obrońców i wpada w pole karne, oddaje groźny strzał, ale bardzo dobrze radzi sobie z nim Bartosz Białkowski, który wybija piłkę na rzut rożny. Brazylijczycy są wściekli, kompletnie nie radzą sobie z biało-czerwonymi, którzy od kilku minut prowadzą po przepięknym trafieniu Grzegorza Krychowiaka z rzutu wolnego. Tak jest przez cały mecz, Polska wygrywa z Brazylią.

Wbrew pozorom to nie sci-fi, ale krótkie streszczenie meczu Polski z Brazylią (1:0) na mistrzostwach świata U-20 w Kanadzie. Na mistrzostwach, na których drużyna prowadzona przez trenera Globisza poradziła sobie całkiem nieźle, remisując jeszcze z Koreą, przegrywając ze Stanami i wychodząc z grupy.

W fazie pucharowej biało-czerwoni trafili jednak na bardzo trudnego rywala - Argentynę, w której brylowali już Angel Di Maria (strzelił nam jednego gola) i Sergio Aguero (strzelił dwa). Na trafienia gwiazd obecnie występujących w Paris Saint-German i Manchesterze City, odpowiedział jedynie Dawid Janczyk, od roku pozostający na piłkarskim bezrobociu.
Po mistrzostwach Białkowski rozegrał jeszcze pięć spotkań w eliminacjach do mistrzostw Europy U-21, i na tym jego przygoda reprezentacyjna stanęła, w seniorach dotychczas nie zadebiutował.

Teraz może być jednak inaczej, ponieważ selekcjoner Nawałka - szczególnie jeśli chodzi o pozycję bramkarza - lubi stawiać na piłkarzy, który są ograni i mają pewne pozycje w swoich zespołach, dokładnie takie jak Białkowski. I być może weźmie go pod uwagę przy powołaniach na mecze towarzyskie przed mundialem w Rosji.

- W ostatnich latach nikt się mną nie interesował [.] Cały czas marzę, że ktoś mnie zauważy. Bronię tylko w Championship, ale z drugiej strony: Kamil Grosicki i Paweł Wszołek grają w tej samej lidze. Ich trener widzi w kadrze, więc da się stąd wskoczyć do reprezentacji - mówił jakiś czas temu wychowanek Olimpii Elbląg.

Wyjątkowy "zawodnik stulecia"

Mało jest polskich piłkarzy za granicą, którzy w swoich klubach znaczą tak wiele, jak Białkowski w Ipswich Town, a wcześniej w Notts County, gdzie ochrzczono go mianem "piłkarza stulecia".

W Ipswich, w którym występuje od przeszło trzech lat, dwa razy z rzędu - jako pierwszy w historii klubu - wybierany był na zawodnika sezonu. - Czułem się dobrze i pewnie, wiele razy byłem piłkarzem meczu, przeczuwałem, że mogę zostać wybrany, w dodatku wszyscy mówili mi, że na to zasługuję - mówił po wiadomości o wyróżnieniu.

Polski bramkarz bardzo szybko stał się ulubieńcem kibiców The Tractor Boys, a także ich trenera, Micka McCarthy`ego.

- Przez cały sezon był niesamowity. Jest wspaniały, naprawdę. Jest jednym z najlepszych, albo najlepszym bramkarzem w Championship - mówi o Polaku szkoleniowiec Ipswich.

Liga Mistrzów na wyciągnięcie ręki

Pomimo tego, że Białkowski większość swojej kariery spędził na zapleczu angielskiej ekstraklasy, kilka lat temu było blisko, aby zagrał w Lidze Mistrzów. W 2010 roku, w czasie gdy był jeszcze zawodnikiem Southampton (wypożyczonym do Barnsley), mocno zainteresowali się nim przedstawiciele Bragi.

Portugalska drużyna, która wówczas wzmacniała kadrę przed udziałem w Lidze Mistrzów, była zdecydowana na jego pozyskanie. Mimo tego transfer nie wypalił na ostatniej prostej. - Poleciałem do Portugalii podpisać umowę, ale sprawa zaczęła się przeciągać. Spędziłem kilkanaście dni bezczynnie w hotelu. Wróciłem do Polski, by za chwilę z powrotem polecieć do Bragi. I czekałem znów kilka dni. W końcu dowiedziałem się, że nic z tego nie będzie, bo mam jakiś ubytek w nadgarstku. Tłumaczyłem, że nigdy nie miałem z nim żadnych problemów, ale nie dali się przekonać - mówił wówczas zawodnik cytowany przez "Przegląd Sportowy".

Dwa lata później Polak znów otarł się o wielką piłkę. Southampton zawitało do Premier League, a on po cichu liczył na spełnienie marzeń. Niestety w szeregach Świętych na pozycji bramkarza początkowo królowali Kelvin Davis i Paulo Gazzaniga, a w drugiej części sezonu trener Mauricio Pocchetino postawił na. Artura Boruca.

Zanim jednak Boruc zasilił klub z St Mary`s Stadium, Białkowski odszedł do wspomnianego wcześniej Notts County.

Spełnić marzenie ojca

W Notts County Białkowski zyskał pewność siebie, której wcześniej mu brakowało. Zaczął grać regularnie i po dwóch latach zdecydował się na kolejny krok, przenosiny do Ipswich Town. Tam na swoją szansę czekał jednak dość długo, bo niemal trzy miesiące. Pierwsze 14 spotkań w lidze obejrzał z ławki rezerwowych, a do pierwszego składu wskoczył dopiero w 15. kolejce, kiedy zastąpił kontuzjowanego Deana Gerkena.

W drugim sezonie ponownie usiadł jednak na ławce, a na swoją szansę czekał od sierpnia 2015 do lutego 2016. Wówczas stało się tak jednak nie przez dyspozycję sportową, a przez rodzinną tragedię. Jesienią zmarł bowiem jego ojciec. - Dzień przed meczem z Preston [od tego spotkania nie grał przez kilka miesięcy - red.], stan zdrowia mojego taty, który od półtora roku chorował na złośliwego raka płuc, znacznie się pogorszył. Poszedłem do trenera i powiedziałem, że muszę lecieć do Polski. Chciałem zdążyć się z nim pożegnać. Tata na mnie poczekał. Ale zdążyłem wejść tylko do szpitala, zamieniłem z nim dosłownie trzy słowa i zapadł w śpiączkę - komentował tragiczne wydarzenia bramkarz w rozmowie z portalem "futbolnews.pl".

Po kilku miesiącach od śmierci ojca, Białkowski wrócił do gry, i z meczu na mecz w Ipswich prezentował się coraz lepiej, aż doszedł do momentu, w którym może przenieść się do Crystal Palace i tym samym spełnić marzenie zmarłego taty, który chciał, aby jego syn zagrał w Premier League, najlepszej lidze świata.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.