Jeszcze do niedawna wydawało się, że dni Alexisa Sancheza w Arsenalu są policzone. Chilijczyk nie ukrywał, że chce odejść. Dużo wskazuje jednak na to, że zaraz może zmienić zdanie. Kanonierzy oferują mu bowiem ogromne pieniądze. Według brytyjskich mediów - aż 330 tys. funtów tygodniowo, czyli ponad dwa razy więcej, niż płacą mu teraz (obecnie tygodniówka Sancheza wynosi 140 tys. funtów, jego kontrakt jest ważny do czerwca 2018 r.).
28-letni piłkarz ma spory ból głowy. A może i nie ma, bo jeśli nie dogada się z Arsenalem, to w kolejce czekają już inni. Lista klubów, które chcą - bądź w ostatnich miesiącach chciały - Sancheza jest naprawdę długa.
W tej chwili właśnie Bayern Monachium wydaje się najmocniejszym graczem. Działacze mistrza Niemiec nawet tego nie ukrywają - mówią wprost, że chcą Chilijczyka u siebie. Co więcej, pozytywnie wypowiada się też Robert Lewandowski. Polak co prawda jest bardziej tajemniczy - nie rzuca na prawo i lewo nazwiskami nowych graczy - ale stanowczo domaga się dopływu świeżej krwi do drużyny. - Sprowadzanie zawodników nie należy do moich zadań, ale oczywiste jest, że potrzebujemy nowych graczy. Wzmocnień na dwóch, może trzech pozycjach - stwierdza Lewy.
Tak samo jak o Bayernie, brytyjskie media rozpisują się się o Atletico. Zwolennikiem talentu Chilijczyka jest Diego Simeone, który również chciałby go od lata w swoim zespole.
Właścicieli francuskiego klubu stać praktycznie na wszystko i wszystkich. Na pewno też na Sancheza, który podobno na liście ich życzeń figuruje bardzo wysoko, i to już od początku roku.
"The Blues" mają za sobą bardzo udany sezon. Ani jednak myślą, by spocząć na laurach. Chelsea już planuje potencjalne wzmocnienia, które pomogą w rywalizacji także na europejskich froncie. Według informacji podawanych przez "The Independent", priorytetem Antonio Conte ma być właśnie sprowadzenie Sancheza.
Pep Guardiola z kolei aż tak mocno o Sancheza nie zabiega, ale nie musi, bo Chilijczyk sam podobno bardzo mocno rozważa transfer właśnie do jego drużyny.
O tym, że Inter chce pozyskać Sancheza rozpisywano się głównie zimą. Na razie temat ucichł, ale przecież wiadomo, że chińscy inwestorzy "Nerazzurrich" nie lubią się krępować przy wydawaniu sporych sum na transfery.
Zimą działacze "Starej Damy" chcieli Arsenalowi zapłacić za niego 30 mln euro. Oferta została jednak odrzucona, wręcz wyśmiana. Na nową się nie zanosi (tym bardziej, że właśnie kontrakt z Juventusem przedłużył Mario Mandżukić), ale w tym biznesie nigdy nic nie wiadomo.
Na ten transfer nastawiony był nie tyle Real, ile sam Sanchez, dla którego przeszłość w Barcelonie nie jest żadnym, ale to absolutnie żadnym problemem. Chilijczyk już zimą miał chodzić do gabinetu Arsene'a Wengera i prosić go o zgodę na przenosiny do Madrytu. Nie wyprosił. Ale może do akcji zaraz wkroczy sam Real, który zapewne zaraz straci Alvaro Moratę.