Dominik Wardzichowski: Ograć Legię i przejąć Legię?
Leszek Ojrzyński, trener Arki Gdynia: O, to by było ciekawe, bardzo ciekawe.
Zabrzmiało tajemniczo. Podtrzymuje pan, że praca w Legii byłaby dla pana spełnieniem marzeń?
- Moim marzeniem jest mistrzostwo Polski i gra w europejskich pucharach. Wierzę, że można to osiągnąć z każdym klubem, który jest poukładany i daje odpowiednie warunki do pracy. Pamiętam, jak w swoim kontrakcie z Koroną Kielce zażądałem premii za mistrzostwo Polski. To był mój warunek. Uważam, że mniejsze i biedniejsze kluby też mogą walczyć. Nie tylko Legia i Lech.
Odważnie.
- Wierzę w swoją pracę i wiem, że w piłce można osiągnąć wszystko. Trzeba tylko pamiętać o granicach przyzwoitości. Podstawowe rzeczy muszą być zapewnione. Ja czekam. Mam nadzieję, że kiedyś będę pracował w takim klubie.
Jest pan gotowy?
- W rok wygrałem Puchar i Superpuchar Polski. Tylko mistrzostwa brakuje, ale do tego trzeba mieć odpowiednie warunki. Nie pracowałem nigdy w klubie z takimi aspiracjami. Wszędzie było biednie, z problemami i trzeba było kombinować. Nie ukrywam, że chciałbym spróbować swoich sił w walce o mistrzostwo Polski.
Finałowy mecz Pucharu Polski z Legią będzie dla pana wyjątkowy?
- Każdy mecz z Legią jest dla mnie wyjątkowy. To był mój pierwszy klub, gdzie pracowałem z trampkarzami. Mój syn gra w Legii. Żona mieszkała i dalej mieszka w Warszawie. Studiowałem w tym mieście, więc moja historia jest związana z tym klubem.
Kibicował pan Legii?
- Pamiętam, jak jeździłem na mecze Legii. Grała wtedy w pucharach z Interem, Barceloną, a ja obserwowałem to z trybun. Fajna przygoda i nauka. Urodziłem się w Ciechanowie, Legia była największym klubem w pobliżu. Sentyment jest.
Legia Deana Klafuricia wygrała wszystkie mecze. Żałuje pan, że Dariusz Mioduski zwolnił Romeo Jozaka?
- Nie. Takie życie trenera. Kiedyś to mnie ktoś zwolni, a później zatrudni. Jasne, teraz może się wydawać, że gdyby Jozak prowadził Legię w finale, to byłoby łatwiej. A jak jest Klafurić to trudniej. Ja nie patrzę tak na Legię. Chcę ją pokonać i nieważne, kto jest jej trenerem.
Zauważył pan wyraźną zmianę w grze Legii?
- Nie chcę się wypowiadać o wewnętrznych sprawach Legii, ale większą różnicę w grze widziałem jak Jacek Magiera zastąpił Besnika Hasiego. Przed finałem skupiam się na Arce, nie na Legii.
Kto będzie faworytem finału Pucharu Polski?
- Patrząc na siłę i możliwości obu klubów, wygrana Arki z Legią będzie sensacją. Umówmy się, Legia to klub, który regularnie walczy o mistrzostwo Polski, Arka o utrzymanie. Tak było w poprzednim sezonie, tak jest teraz. Jeżeli taki klub jak Arka jest drugi rok z rzędu w finale, to trzeba na to spojrzeć z podziwem. To już jest sukces, a gdyby udało się ograć Legię, byłoby pięknie. Smak zwycięstwa w finale Pucharu Polski już znam.
Jaki to smak?
- Słodki, ale z tyłu głowy wszyscy mieliśmy walkę o utrzymanie w ekstraklasie. Gdybym miał wtedy wybierać, to wolałbym przegrać finał Pucharu Polski, a utrzymać się w lidze. Spadek do 1. ligi byłby dla całego klubu katastrofą. Teraz nasza sytuacja jest zdecydowanie lepsza. Możemy inaczej podejść do rywalizacji z Legią.
Inaczej, czyli jak?
- Pierwszy finał dodał nam pewności i doświadczenia. Piłkarze zapoznali się z atmosferą Stadionu Narodowego. Nie mamy nic do stracenia. Jedziemy po swoje i chcemy sprawić niespodziankę.
Nie martwi pana słaba seria w ekstraklasie?
- Ekstraklasa to zupełnie inna historia. Gdybyśmy nie mieli w głowie walki o finał Pucharu Polski, inaczej podchodzilibyśmy do spotkań ligowych. W innym składzie. Z innym nastawieniem. Połączenie ligi i pucharu to w naszej sytuacji duże wyzwanie. Bogate kluby, takie jak Legia i Lech, mają łatwiej. Są skazane na walkę na dwóch, a czasem trzech frontach. Budują szeroką, wyrównaną kadrę i muszą sobie radzić. My nie mamy takich możliwości, a przypomnę, że przecież na początku sezonu graliśmy na trzech frontach.
Krótka, ale emocjonująca przygoda z Ligą Europy. Będzie chciał ją pan powtórzyć?
- Jasne, a co ja jestem? Niedołężny? Proszę zobaczyć na tych, co zdobywali mistrzostwo Polski z bogatymi klubami, a później prowadzili biedniejsze. Nie mają pracy. Łatwiej pracować z najlepszymi, w poukładanym i stabilnym klubie, ale prawdziwa robota jest w biedniejszych klubach. Tam się poznaje prawdziwe życie.
W czerwcu wygasa pana kontrakt z Arką Gdynia. Na Stadionie Narodowym będzie pan walczył o swoją przyszłość?
- Trener w każdym meczu gra o przyszłość. Nieważne czy w finale Pucharu Polski czy w lidze. Każde zwycięstwo buduje wartość, a każda porażka niepokój. W tym zawodzie trzeba być przygotowanym na utratę pracy.
Program 'Dogrywka' przed finałem Pucharu Polski