Puchar Polski. Finał, który skończył się sensacją, ale rozczarował

Arka Gdynia po dogrywce pokonała Lecha Poznań 2:1 i po raz drugi w historii zdobyła Puchar Polski. Gole dla drużyny Leszka Ojrzyńskiego strzelili Rafał Siemaszko i Luka Zarandia, honorowe trafienie dla "Kolejorza" zanotował Łukasz Trałka.
Lech - Arka Lech - Arka KUBA ATYS

Ociężała lokomotywa

Arka Gdynia po dogrywce pokonała Lecha Poznań 2:1 i po raz drugi w historii zdobyła Puchar Polski. Gole dla drużyny Leszka Ojrzyńskiego strzelili Rafał Siemaszko i Luka Zarandia, honorowe trafienie dla "Kolejorza" zanotował Łukasz Trałka.

Przed meczem wszyscy eksperci zgodnie podkreślali, że na Stadionie Narodowym od początku zdecydowaną przewagę mieć będzie Lech. Na korzyść poznaniaków przemawiać miała nie tylko piłkarska jakość, ale też doświadczenie wyniesione z dwóch poprzednich finałów, które "Kolejorz" przegrywał z Legią. Tymczasem w pierwszym kwadransie lepsze wrażenie sprawiała Arka. Piłkarze Leszka Ojrzyńskiego rozpoczęli spokojnie, podejmowali odważne próby rozgrywania piłki. Gdynianie mieli też kilka okazji do oddania strzału, zwłaszcza po stałych fragmentach gry. Lech rozkręcał się zaś wolno, w pierwszych minutach w niczym nie przypominał zespołu, który wiosną imponuje w ekstraklasie. Momentami wyglądało to nawet tak, jakby poprzednie dwa finały poznaniakom bardziej przeszkadzały niż pomagały.

Finał Pucharu Polski Lech Poznań - Arka Gdynia Finał Pucharu Polski Lech Poznań - Arka Gdynia Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Szybciej, ale niechlujnie

Wraz z upływem czasu finał Pucharu Polski zaczął jednak wyglądać tak, jak przewidywali eksperci i kibice. Po niemrawym początku Lech złapał luz, co chwila zagrażał bramce Pavelsa Steinborsa. W drużynie Nenada Bjelicy imponowali zwłaszcza Darko Jevtić i Radosław Majewski, którzy przyspieszyli ofensywne poczynania "Kolejorza". Jednak o ile Lech zaczął grać szybciej, o tyle na połowie Arki był niechlujny. Poznaniacy często marnowali okazje do szybkiego skontrowania rywala poprzez niedokładne podanie. Gdy piłkarze Bjelicy dostawali się już pod pole karne Steinborsa, to tam brakowało im spokoju, czasem też jakości. Chociaż okazji do strzelenia gola w pierwszej połowie Lech miał kilka, to na przerwę zespoły schodziły z bezbramkowym remisem.

PGE Narodowy PGE Narodowy Sport.pl

Steinbors, czyli bohater

O ile Lechowi za grę w ofensywie należy się nagana, o tyle na słowa pochwały za postawę w finale zasłużył Steinbors. Bramkarz Arki, który zasłynął z fatalnych błędów w półfinałowym meczu z Wigrami Suwałki, w Warszawie zagrał bardzo dobrze. To właśnie Łotysz swoimi interwencjami długo utrzymywał drużynę Leszka Ojrzyńskiego bez straty gola. Mimo, że gole strzelili Siemaszko i Zarandia, to 32-latek zasłużył na największe słowa pochwały. Można nawet zaryzykować tezę, że w Arce to Steinbors najdłużej wyglądał na zawodnika, który "dorósł" do rangi wtorkowego widowiska. Tego samego często nie można było powiedzieć o jego kolegach z zespołu, którzy po niezłym początku, zaczęli grać nerwowo, niedokładnie, popełniali wiele prostych, szkolnych błędów w rozegraniu. A błysnęli dopiero w dogrywce.

Finał Pucharu Polski Lech Poznań - Arka Gdynia Finał Pucharu Polski Lech Poznań - Arka Gdynia Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Boisko rozczarowało

Kilkanaście niezłych minut w wykonaniu Lecha w pierwszej połowie dało nadzieję, że po przerwie obejrzymy mecz godny finału Pucharu Polski. Można było wierzyć, że jeden gol poznaniaków zmusi Arkę do ataku, że spotkanie stanie się otwarte, ofensywne. Nie stało się. W drugiej części Lech stworzył sobie tylko dwie bardzo dobre okazje - strzał Marcina Robaka odbił się od słupka, a Radosław Majewski w sytuacji sam na sam ze Steinborsem uderzył obok bramki. Poznaniacy zagrali zaskakująco słabo, presja związana ze stawką rywalizacji miała spory wpływ na postawę zespołu Bjelicy. Arka swoich szans nieudolnie szukała w kontratakach i stałych fragmentach. Niestety, mimo efektownej dogrywki, poziom spotkania nie dorósł do jego rangi.

PGE Narodowy PGE Narodowy Sport.pl

Oprawa godna finału

Chociaż zeszłoroczny finał zakończył się skandalem (kibice Lecha przerwali spotkanie rzucając na murawę race), to ostatnie dwa decydujące spotkania między poznaniakami i Legią wzbudziły wiele pozytywnych emocji. Na trybunach były barwne oprawy i głośny doping. W tym roku obaw o poziom otoczki wokół spotkania było sporo. Kibice i eksperci zastanawiali się ilu widzów przyciągnie mecz Lecha z Arką (zwłaszcza, że nad poznaniakami długo wisiał zakaz wyjazdowy). Ostatecznie na trybunach pojawiło się blisko 44 tys. fanów, a kibice obu zespołów zaprezentowali duże kartoniady. Nie obyło się też bez pirotechniki, której gdynianie odpalili co niemiara, jednak na szczęście, tym razem jej obecność w żaden sposób nie utrudniła przeprowadzenia widowiska. Finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym znów był świętem polskiej piłki. Przynajmniej na trybunach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.