Arkadiusz Milik powinien mieć wywieszoną nad łóżkiem karteczkę z napisem "To jest ten moment" i przed jednym z najtrudniejszych meczów w sezonie bardzo utrwalić sobie to przesłanie. Ekipa z Amsterdamu zagra w ten weekend na wyjeździe z Feyenoordem. Sezon zaczęli, jak na swoje standardy, kiepsko. Sześć punktów w pierwszych czterech meczach w tym porażka w prestiżowym meczu z PSV (na własnym stadionie) sprawiły, że ekipa z Eindhoven rozsiadła się na fotelu lidera i jeśli Ajax nie zacznie szybko wygrywać, zwłaszcza w meczach z groźnymi rywalami, może już głównych rywali w walce o tytuł nie dogonić. W końcu poza wspomnianą trójką reszta zespołów w Eredivisie to zespoły z niższej półki tych średnich. Niemoc Ajaxu tydzień temu przełamał Arkadiusz Milik, którego dwa gole sprawiły, że jego zespół znów mógł sobie dopisać trzy punkty. Mimo to w Lidze Mistrzów zaczął mecz na ławce, ale jeśli w starciu z Feyenoordem znów dostanie szansę - nawet jeśli nie od pierwszych minut - to musi ją wykorzystać. W takim klubie jak Ajax albo zaliczasz wejście smoka, albo od czasu do czasu grywasz z przeciętniakami zadowalając się bramkami wynikającymi głównie z gapiostwa i przeciętniactwa obrony rywala.
Na duże pochwały zasłużył też Grzegorz Krychowiak, który w swoich pierwszych tygodniach w Sevilli imponuje kibicom, ekspertom, właściwie wszystkim. Już w Reims pokazywał - strzelając choćby bramki PSG - że jest nieco za mocny na przeciętniaka Ligue 1. W jednym z najpoważniejszych klubów w Hiszpanii od ręki wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, na dzień dobry z Realem Madryt popisał się twardą, agresywną grą i zebrał najlepsze opinie na boisku. W tym tygodniu udało mu się dodatkowo strzelić bramkę w Lidze Europejskiej i przez kilka godzin gościł na głównej stronie Marca.com. Hiszpańscy dziennikarze są przekonani, że Sevilla kupiła diament, który po oszlifowaniu może być jeszcze lepszy, niż w tej chwili się wydaje. W ten weekend rywal znów nie będzie należał do najsilniejszych. Sevilla, nawet na wyjeździe, bez większych problemów powinna rozprawić się z Cordobą, ale dzięki pewności w tego typu meczach Krychowiak może na stałe zadomowić się w wyjściowej jedenastce. Na poważne testy jeszcze przyjdzie czas, a jeśli dodamy, że za tydzień jego zespół jedzie zmierzyć się z broniącym tytułu Atletico, to możemy być pewni, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to o Krychowiaku niedługo będzie bardzo, bardzo głośno.
Mourinho przejmuje kontrolę nad ligą angielską, to już nie ulega wątpliwości. Jedynej drużynie, która dotychczas była w stanie równać się z jego Chelsea - Swansea - w zeszłym tygodniu dał tylko minuty złudzeń, że są w stanie nawiązać walkę. Hat-trick Diego Costy rozwiał wątpliwości i sprawił, że "The Blues" już samodzielnie prowadzą w wyścigu po mistrzostwo Anglii. Teraz przed nimi teoretycznie najtrudniejszy test w sezonie. Wyjazdowy mecz z broniącym tytułu Manchesterem City. Jeśli wygrają ich przewaga wzrośnie do ośmiu punktów i jeśli przyjmiemy, że ani Arsenal, ani Liverpool, ani Manchester United na dłuższą metę nie będą liczyć się w wyścigu o mistrzostwo, to może się okazać, że Chelsea już nie da się dogonić. Mourinho oczywiście tonuje nastroje, podkreśla, że to dopiero piąta kolejka i jak duża przewaga by nie była, nie można przedwcześnie wyciągać wniosków. Broni też Diego Costy, w stosunku do którego wymagania po pierwszych znakomitych występach niewyobrażalnie urosły. Portugalczyk oszczędzał go jednak w Lidze Mistrzów i zapewniał w wywiadach, że wie co robi, gdyż nie dałby rady on od teraz grać regularnie co trzy dni. Zwłaszcza, że już poprzedni, bardzo intensywny sezon kończył z poważnymi kłopotami zdrowotnymi. Jak może odpowiedzieć City? Porażka ze Stoke, potem bezradność w meczu z Bayernem Monachium, podopieczni Manuela Pellegriniego nie są w stanie odnaleźć mistrzowskiej formy z poprzedniego sezonu, ale może właśnie wizja ośmiu punktów straty sprawi, że będzie to mecz, w którym wewnętrzna rywalizacja o fotel lidera Premier League rzeczywiście ruszy z kopyta?
W piłkarskim narodzie panuje przekonanie, że co klasyk w Ekstraklasie, to możemy spodziewać się nerwów, niedokładności, braku jakości i ostatecznie nudnego remisu lub nieciekawego minimalnego zwycięstwa jednej z drużyn. Jednak wobec Wisły Kraków i Legii Warszawa nadzieje na wspaniałe spotkanie, kilka bramek oraz radosną twórczość najlepszych piłkarzy są jak najbardziej uzasadnione. Wystarczy spojrzeć na ostatnie ligowe potyczki obydwu drużyn - każda strzeliła cztery gole - oraz formę liderów (Stilicia, Brożka, Radovicia), by w niedzielne późne popołudnie przełączyć się na Ekstraklasę. Zwłaszcza, że stadion w Krakowie wreszcie będzie pękał w szwach. Najbardziej na tej sytuacji korzysta Franciszek Smuda - niedawnemu selekcjonerowi jakby odwróciła się karta po przykrym "epizodzie" z reprezentacją Polski. Teraz znów błyszczy, znów żartuje i żyje przy linii bocznej. Jest też kompletnym przeciwieństwem spokojnego, ostrożnie dobierającego słowa Henninga Berga. Także ich niedzielny pojedynek zapowiada się niezwykle interesująco.
Od trzech lat niezmiennie triumfujący, bijący rekordy i niepokonany na własnym stadionie Juventus przeszedł latem przez istną burzę. Antonio Conte, zawiedziony brakiem ambicji swoich szefów, zrezygnował z pracy i wziął się za reprezentację Włoch. Zastąpił go Massimiliano Allegri, którego zimą wyrzucono z Milanu. Tak nieprzekonujące zastępstwo rozbudziło wątpliwości kibiców "Starej Damy", ale też nadzieje fanów innych drużyn z Serie A - że wreszcie rywalizacja w lidze się wyrówna. Może nie do końca takie ambicje mieli ludzie w Mediolanie, gdzie Milan budowany był za darmo, dzięki wypożyczeniom i do tego przez trenerskiego żółtodzioba, Filippo Inzaghiego. Tymczasem zaskoczenie - każdemu z tych szkoleniowców w nowych rolach układa się całkiem nieźle. Allegri latem rozbudowywał system, który odziedziczył po Conte, a jego zespół dominuje jeszcze bardziej. Buffon nie wpuścił gola od siedmiu meczów, choć w Juventusie gra coraz więcej młodzieży. Inzaghi może ma problemy w obronie, idealnie podsumowane przez niedawny dziewięcio-bramkowy thriller w Parmie, ale za to świetnie ułożył zespół w ofensywie. Brak napastnika? Błyszczy w roli "fałszywej dziewiątki" Jeremy Menez. Do tego coraz lepiej gra Honda, powoli do zdrowia przywracany jest El Shaarawy, wkrótce może gole strzelać będzie Fernando Torres. W sobotni wieczór dynamiczny, różnorodny w ofensywie Milan podejmie solidny, dominujący Juventus i naprawdę będzie warto spojrzeć w tym czasie na Serie A.
Latem znacznie trudniejsze zadanie od Laurenta Blanca miał Hubert Fournier - Olympique Lyon udało się zająć szóste miejsce w lidze, ale gdy on przejął drużynę, to walczył o utrzymanie najważniejszych graczy. Ostatecznie Alexandre Lacazette i Maxime Gonalons zostali we Francji, ale początek pracy Fourniera był mocno rozczarowujący. Jak na klub, który jeszcze niedawno siedem razy z rzędu wygrywał mistrzostwo kraju i grał w półfinale europejskich rozgrywek, odpadnięcie z rumuńską Astrą w eliminacjach do Ligi Europy było kompromitacją. W Ligue 1 nie było lepiej, bo chociaż pierwszy mecz z Rennes udało się wygrać, to kolejne trzy Olympique przegrał, dopiero odbijając się od dna tabeli dzięki trzem punktom z równie kryzysowym Monaco. Można zaryzykować twierdzenie, że póki co na swoim ramionach ciężar za wyniki utrzymuje Lacazette, nie Fournier. Z kolei w Paryżu też nie jest znakomicie - owszem, PSG pozostaje niepokonane w nowym sezonie, ale i nie imponuje. Remisy z Evian czy Rennes, a nawet Ajaksem w Lidze Mistrzów są rozczarowujące dla klubu o takim składzie, budżecie i aspiracjach. Co gorsze, Blanc nie potrafi narzucić bardziej atrakcyjnego stylu swojej drużynie. PSG gra cierpliwie, lubi dominować i opierać się na geniuszu Ibrahimovicia czy Cavaniego, ale daleko im do kompletnej drużyny. Czy więc w niedzielny wieczór ujrzymy po raz pierwszy rozpędzonych mistrzów kraju, czy może niespodziewanie to goście nawiążą do sukcesów z tak niedawnej przeszłości? Chociaż to dopiero początek sezonu, wydaje się, że obydwaj trenerzy po prostu tego zwycięstwa potrzebują.