Finał Ligi Mistrzów. Jerzy Dudek: Serce za Liverpoolem, rozum podpowiada, że zatriumfuje Real

- Piłkarze Liverpoolu wychodząc na murawę muszą wiedzieć, że kilka razy podczas tego meczu mogą umierać, ale innej drogi nie ma. Będą musieli wznieść się na wyżyny umiejętności. Ale czy to wystarczy? Po drugiej stronie boiska będą mieli najlepszą wersję Realu w tym sezonie - mówi Jerzy Dudek, były piłkarz obu finałowych drużyn i triumfator Ligi Mistrzów z 2005 r. Początek meczu o godz. 20.45. Relacja na Sport.pl - To jest Twój Live.

Relacja na żywo z finału Ligi Mistrzów

Damian Bąbol: Odebrał pan chyba setki połączeń od dziennikarzy przed
sobotnim finałem Ligi Mistrzów?

Jerzy Dudek: Dzwonią z całego świata. Przed chwilą rozmawiałem z
dziennikarzem z Kostaryki. Wszyscy proszą o opinię przed tym meczem. Wiedzą,
że mam bardzo dobre stosunki z Realem Madryt, jeszcze lepsze z Liverpoolem.
Ale to zainteresowanie jest bardzo miłe. Jestem w Kijowie od kilku dni i co
chwila spotykam się z oznakami sympatii.

I co pan im opowiada?


- Że to bez wątpienia mój wymarzony finał. Chciałem, aby właśnie te dwie
drużyny zmierzyły się w Kijowie. Tylko że teraz mam spory dylemat. W końcu
sporo czasu spędziłem w obu klubach. Ale jednego jestem pewien. Dla kibiców
obu ekip to będzie wspaniały wieczór. "Królewscy" darzą ogromnym
szacunkiem kibiców Liverpoolu oraz historię tego klubu. Wciąż dobrze
pamiętają wysoką porażkę w 1/8 turnieju w 2009 roku. W dwumeczu Real
przegrał aż 0:5, a na Anfield gospodarze rozjechali nas 4:0. W sobotę takiego
rezultatu nie będzie, ale nastawiam się na niezapomniane widowisko.

Co mówi serce, a co podpowiada rozum?

- Serce, że wygra Liverpool. Fani "The Reds" pragną tego trofeum. Ostatni raz
cieszyli się z niego w 13 lat temu. Drużyna na pewno będzie odpowiednio
zmotywowana. Większość piłkarzy prowadzonych przez Juergena Kloppa zdaje
sobie sprawę, że druga taka szansa w ich karierze może się już nie powtórzyć.
Poza tym wychodząc na murawę muszą mieć świadomość, że kilka razy podczas
tego meczu mogą umierać, ale innej drogi nie ma. Będą musieli wznieść się na
wyżyny umiejętności. Ale czy to wystarczy? Będzie ciężko. Rozum podpowiada,
że po raz trzeci z rzędu w Champions League zatriumfuje Real Madryt.

Dlaczego?


- Bo to najbardziej doświadczony zespół w meczach o najwyższą stawkę.
Ostatnie zwycięstwa przeciwko najlepszym zespołom w Europie, czyli Paris Saint
Germain w 1/8, Juventus Turyn w ćwierćfinale i Bayernem Monachium w
półfinale, nie były przypadkowe. Real w każdym meczu gra inaczej. Do każdego
rywala dobiera inną strategię. Oczywiście na jego wielkość składają się
fantastyczne umiejętności zawodników, którzy zdominowali Ligę Mistrzów w
ostatnich latach. Pamiętajmy, że zobaczymy też najlepszą wersję Realu w tym
sezonie. Wiem z doświadczenia, że w meczach w La Lidze czy pucharowych o
niższą stawkę, czasami trudno o odpowiednią mobilizację i maksymalny wysiłek.
Ale w finałach Real nie zawodzi i prezentuje futbol kosmiczny. Wieczorem w
Kijowie każdy zawodnik Realu będzie zaprogramowany na osiągnięcie kolejnego
sukcesu. Wydaję mi się, że Zinedine Zidane w szatni nie będzie musiał za dużo
mówić. On też jest wielką siłą tej drużyny. W razie jakiejś draki, problemów, nie
panikuje. Zawsze ma w zanadrzu kilka alternatyw.

A jednak często spotyka się z zarzutem, że jest słabym strategiem.

- Daj Boże każdemu trenerowi być takim kiepskim strategiem jak on i grać trzeci
raz z rzędu w finale Ligi Mistrzów. Jego osobowość w szatni Realu jest kluczowa,
ma niesłychany autorytet u piłkarzy, działaczy, kibiców. I to wystarczy.

Widzi pan przed tym meczem jakieś analogie do finału z 2005 roku? Wtedy
też większość ekspertów stawiała na gwiazdorski AC Milan.

- To prawda, mało kto na nas liczył. Szczerze mówiąc, to poza rywalizacją z
Bayerem Leverkusen w 1/8, w żadnym meczu w fazie pucharowej nie byliśmy
faworytem. Ani w starciu z Juventusem, ani w półfinale z Chelsea. Ale taka rola
nas tylko napędzała. Podobnie jest przed nadchodzącym pojedynkiem. Myślę,
że brak tej presji może być tylko dodatkowym atutem Liverpoolu.

Jaka panuje atmosfera w Kijowie? Dużo się mówi, że to miasto nie jest do
końca przygotowane na takie wydarzenie.

- To ludzie tworzą atmosferę wokół meczu, gdziekolwiek by nie był
organizowany. Absolutnie nie dostrzegam jakichkolwiek problemów. Widzę
mnóstwo kibiców na ulicach, szczególnie Liverpoolu, którzy po prostu dobrze się
bawią i cieszą się chwilą, bo nie wiadomo kiedy się powtórzy. W Kijowie jest
wspaniały stadion, atmosferę kreują kibice, a ta na pewno będzie wspaniała.

Piłkarską karierę zakończył pan siedem lat temu, ale wciąż utrzymuje pan
dobrą formę.

- Można powiedzieć, że wchodzę w sezon. W piątek w Kijowie zagraliśmy w
turnieju legend Realu i Liverpoolu, przyjaciół Andrija Szewczenki i Champions
League. W niedzielę lecę na benefis Erica Cantony. W przyszłą niedzielę będę w
Madrycie, gdzie zagrają legendy Realu z Arsenalem Londyn. Wiadomo, że
wypełniony będzie cały stadion. Znów odżyją wspomnienia. Bardzo lubię te
imprezy.

Jerzy Dudek i Andrij Szewczenko Jerzy Dudek i Andrij Szewczenko DUSAN VRANIC (AP Photo/Dusan Vranic)

Szewczenko w żartach jeszcze wraca do koszmaru, jaki mu pan
zafundował 13 lat temu w Stambule?

- To było tak dawno temu, że chyba pomału to się rozlało po moich i jego
kościach. Albo inaczej, tamten finał przybliżył nas jeszcze bardziej. Od wielu lat
jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Mamy podobne hobby, bo Andrij gra w
golfa na bardzo wysokim poziomie. Jego handicap wynosi prawie 0, ja mam
dopiero 3,8. Widać, że tak jak ja, bardzo kocha tę dyscyplinę.

Które życie jest fajniejsze? Obecne, kiedy jest pan zapraszany na mecze
legend, wszyscy proszą o podzielenie się choćby krótkim wspomnieniem, czy
wcześniejsze, kiedy walczył pan o najwyższe cele?

- Dwa światy, dwie różne rzeczywistości. W tym poprzednim piłkarskim życiu
było dużo adrenaliny, stresu, ale też robiłem to co kochałem. Z drugiej strony
16-letnia zagraniczna kariera była mocno ograniczona. Człowiek czasami żył jak
w klasztorze, a oczekiwania były ogromne. Dziś to wygląda inaczej. Korzystam z
tego co mi życie zafundowało i sprawia mi to ogromną radość. Korzystam z
zaproszeń, bo lubię ten świat, lubię tu przyjeżdżać. Znowu czuję tę atmosferę
szatni. Oczywiście już trochę luźniejszą, bo nie ma takiej adrenaliny jak wtedy,
ale i tak ciśnienie wzrasta. Po takich meczach wchodzi w grę jakieś małe piwko i
zaczynają się długie, czasem niekończące się rozmowy z kolegami z boiska.

Oprócz pokazowych meczów, startuje pan także w ekstremalnych ultramaratonach. Niedawno ukończył Runmageddon na Saharze. 

- Pokonałem kilka własnych słabości. Ja specjalnie nie lubię biegać, nie jestem maratończykiem. W Maroko mogłem się sprawdzić w nieco innych warunkach. Świetna atmosfera, mnóstwo fajnych ludzi, którzy cały czas wspierali się podczas biegu. To dodawało energii i motywowało do jeszcze większego wysiłku. 

Jerzy Dudek na mecie Runmageddonu na Saharze
materiały prasowe

Kto wygra dzisiaj w Kijowie?

- Gdybym miał typować, to Real jest bardzo ofensywnie nastawiony, Liverpool
Kloopa też wyznaje futbolową filozofię na "tak". Obstawiam wysoki remis
bramkowy, czyli np. 2:2, a potem dogrywka i rzuty karne.

A w karnych?

- Niech się dzieje wola nieba. "Hala Madrid!" dla kibiców Realu, "You will never
walk alone" dla fanów Liverpoolu. To będzie fantastyczny mecz.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.