Liga Mistrzów. Wilkowicz: Co gryzie Messiego

W sobotę został rekordzistą w lidze hiszpańskiej, we wtorek może pobić rekord goli w Lidze Mistrzów. Tylko czy zbieranie rekordów w Barcelonie to jeszcze jest to, co Leo Messiego cieszy najbardziej? Relacja Z Czuba i na żywo z meczu Apoel - Barcelona w Sport.pl od 20.45.

Szansa na pobicie rekordu Raula

Granica, którą Messi przekroczył w sobotę, była dość abstrakcyjna: mało kto pamięta, kim był i jak wyglądał Telmo Zarra, jaka była w jego czasach liga hiszpańska, co tak naprawdę te 251 goli strzelonych dla Athleticu Bilbao oznaczało. Zachwycamy się zestawieniem liczb: rekord przetrwał aż 59 lat, Zarra ustanowił go mając 34 lata, Leo jest o siedem lat młodszy.

Rekord w Lidze Mistrzów, od którego dzieli Messiego tylko krok, jest namacalny. Raul ciągle gra w piłkę, zwiedzając świat (teraz, po Niemczech i Katarze, wybrał USA). Uzbierał 71 goli w LM na naszych oczach. Pamiętamy, kim był dla Realu. Ale też - jak się z Realem rozstawał. Czyli jak się stało to, co wcześniej było niewyobrażalne. Raul odszedł po cichu, dla dobra obu stron, gdy już zaczął zawadzać w szatni. Po 16 latach w klubie. Messi jest w Barcelonie od 14.

Dziś w meczu z APOEL-em Nikozja Messi, na razie dzielący rekord Ligi Mistrzów z Raulem, ma wielką szansę wyjścia na samotne prowadzenie. Jeśli jej nie wykorzysta, to jutro w Bazylei na ten rekord zapoluje Cristiano Ronaldo, który ma o bramkę mniej od Raula i Leo. Zresztą, jeśli Messi zostanie rekordzistą, to Cristiano zapoluje zapewne jeszcze chętniej. A gdy mu się uda, to Messi tego tak nie zostawi. I tak się będą nakręcać, jak przez ostatnie pięć lat. Pytanie, jak długo się jeszcze da? I czy kiedyś w przypadku Leo też może się stać niewyobrażalne i Argentyńczyk zacznie strzelać gole dla innego klubu.

Chciałbym tu zostać na zawsze, ale...

Niedawny wywiad Messiego dla 'Ole', z fragmentem: "powiedziałem, że chcę zostać tam (w Barcelonie - red.) na zawsze, ale czasem nie wszystko idzie jak chcesz?", pewnie nie wywołałby aż takiej medialnej burzy gdyby to nie był czas przerwy reprezentacyjnej, gdy katalońskie gazety najbardziej się nudzą. Ale to nie zmienia faktu, że problem z Messim jest i bicie rekordów go nie rozwiąże. Ramon Besa z 'El Pais' napisał, że by przekonać Messiego do ostatniego przedłużenia kontraktu - ostatecznie udało się to zrobić pół roku temu, przedłużając umowę do 2018 roku - klub poprosił o wsparcie nawet Tito Vilanovę, niedługo przed śmiercią trenera.

Ci, którzy są blisko szatni Barcelony mówią, że wypowiedź dla 'Ole' to nie była gra o podwyżkę, ani sugerowanie, że jest inny klub, który kusi i jest przekonujący. Tylko raczej szczera skarga (w rozmowach z dziennikarzami z Argentyny Messi odżywa, mówi wtedy swobodniej i odważniej niż zwykle) chłopaka, który tęskni za niedawnymi czasami świętego spokoju, strzelania goli, zbierania Złotych Piłek. A nie widzi szans, by ten czas szybko wrócił.

Odeszli przyjaciele

Nie chodzi tylko o spokój w klubie. Choć o to również: od odejścia Pepa Guardioli w Barcelonie cały czas zmieniają się - z różnych powodów, losowych też - koncepcje, strategie, szefowie, trenerzy. Nowy trener, Luis Enrique, jeszcze nie przekonał do siebie piłkarzy, zwłaszcza tych z grupy starszych. Odeszli piłkarze, z którymi Messi się przyjaźnił. Nie przedłużono kontraktu z jego najlepszym kompanem, bramkarzem Pinto. Przeniósł się do Chelsea Cesc Fabregas, którego kiedyś Sandro Rosell sprowadził z Arsenalu m.in. na prośbę Leo.

Dziś brakuje mu w szatni takich powierników jakimi byli oni dwaj. Ma świetny kontakt z Javierem Mascherano, ale to nie to samo. Z Pique też już nie. Lubią się z Neymarem, co widać i na boisku i poza nim. Ale już np. między Leo i Luisem Suarezem jest chłodniej. Bo przez ostatnich kilka lat wielkości Messiego okazywało się, że jest wokół niego za mało miejsca dla wielkich napastników: Zlatana, Samuela Eto'o. A mimo wszystko Barcelona zdecydowała się sprowadzić następną 'dziewiątkę', z którą trzeba się będzie dzielić okazjami do zdobywania bramek. Bo Suarezowi pewnie w końcu przestanie wystarczać tylko asystowanie przy golach.

Za asysty nie ma Złotych Piłek

- Messiemu bycie znakomitym asystentem, jak od początku tego sezonu, daje dużo satysfakcji. Ale za asysty nie dają Złotych Piłek. Zresztą, on już cztery ma. Można mieć wrażenie, że to nie wyzwania w Barcelonie go najbardziej nakręcają, tylko te z reprezentacją: przyszłoroczne Copa America, kolejny mundial, skoro nie udało się w Brazylii. Jemu trudno było w ostatnim czasie żyć Barceloną, nie rozumiał wielu rzeczy, które się działy w klubie - mówi mi jeden z katalońskich dziennikarzy. Messi nie czuje się już pępkiem świata Barcelony, jak było w czasach Guardioli. Nie czuje takiego wsparcia jakie ma teraz w Realu Cristiano Ronaldo, też przecież swego czasu skarżący się, że przestał być szczęśliwy.

Fiskus nie wybacza

Ale jeszcze trudniej jest Messiemu zrozumieć to, co się wokół niego dzieje w sprawach niezwiązanych z klubem. Nie widać końca sprawy oszustw podatkowych Jorge Messiego. Leo, choć jego prawnicy przekonują że nie wiedział o sztuczkach ojca i jego doradców, o przenoszeniu dochodów do rajów podatkowych, będzie musiał stanąć przed sądem. Ale to nie on, a jego ojciec będzie miał tam naprawdę poważne problemy. Hiszpański fiskus ostatnio nie pobłaża tym, którzy próbowali oszustw. Sława ani bogactwo nie chronią przed pójściem za kratki. Właśnie zaczął odsiadkę - za próbę przekupienia inspektorów podatkowych - Josep Luis Nunez, sławny prezes Barcelony z czasów Dream Teamu Johana Cruyffa. Poszła za kratki Isabel Pantoja, śpiewaczka oskarżona o współudział w oszustwach narzeczonego. Do niedawna Messi miał tego samego prawnika co Nunez, Cristobala Martella. Ale miał poczucie, że adwokat bardziej jest pochłonięty sprawą byłego prezesa. I wynajął prawnika z Argentyny, Enrique Bacigalupo.

Żal do Hiszpanii

Messi czuje się ofiarą nagonki. Ma żal, że choć problemy z fiskusem dosięgły tylu innych sławnych piłkarzy z ligi hiszpańskiej - choćby Ikera Casillasa - to o nim jest cały czas najgłośniej. Inni dostali szansę ułożenia się z fiskusem po cichu, a w jego sprawie cały czas są przecieki (tyle że w przypadku Casillasa chodziło tylko o naciąganą interpretację przepisów, a nie oszustwo). Argentyńczyk za błędy ojca zapłacił już fiskusowi, według różnych źródeł, od 53 do 60 mln euro. Najwięcej w Hiszpanii. Można powiedzieć, że przez podatkową wpadkę ostatnie dwa sezony grał za darmo. Zacisnął zęby, ale skazania ojca może już Hiszpanii nie wybaczyć. I wtedy Barcelona rzeczywiście będzie miała problem. Ale i Messi też. Bo dziś jedyne miejsce, w którym by czuł się naprawdę dobrze, to rodzinne Rosario. Ale tam znajdzie szczęście, a sportowego wyzwania - nie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.