3 i 8 - tyle dni przed startem sezonu Lotto Ekstraklasy drużynę Wisły Płock obejmowali kolejno Jerzy Brzęczek i Dariusz Dźwigała. Pierwszy przed rokiem przychodził gasić pożar po zwolnieniu Marcina Kaczmarka, drugi do Płocka zawitał kilka dni temu mijając się po drodze ze swoim poprzednikiem. Ten bowiem zaczął pracę w PZPN, z którego Dźwigała odszedł, by trenować Wisłę. Mimo, że w zespole "Nafciarzy" latem działo się bardzo dużo, klub przed startem rozgrywek cechuje spokój i opanowanie.
Brzęczek latem był rozchwytywany, bo chciała go nie tylko reprezentacja - ta zgłosiła się na końcu, długo nie wiedząc, że w ogóle będzie się musiała w kolejce ustawić. Zmusiła ją, a w zasadzie Zbigniewa Bońka, słaba postawa kadry Adama Nawałki na mistrzostwach świata w Rosji. Wcześniej 47-letniego trenera chciała m.in. Legia Warszawa, chciał też Lech Poznań. Zgody na odejście do tych klubów szkoleniowiec nie otrzymał, a możliwość jego wykupienia weszłaby w życie dopiero po sezonie 2018/19, wówczas - zgodnie z klauzulą zapisaną w kontrakcie - potencjalny zainteresowany musiałby zapłacić milion złotych.
Żaden klub miliona jednak nie zapłacił, bo po byłego kapitana reprezentacji Polski przyszedł PZPN. Związek zabrał jednego z najbardziej utalentowanych szkoleniowców w kraju, w zamian godząc się na podebranie przez Wisłę trenera młodzieży. Dariusz Dźwigała ostatnio prowadził bowiem drużyny juniorskie, teraz miał się zająć rocznikiem 2000, bo jak sam wiele razy mówił, praca z młodzieżą zawsze sprawiała mu wielką przyjemność. Zresztą kiedyś on planował tylko trenowanie młodzieży, a do zrobienia licencji profesjonalnego szkoleniowca namówiła go kierowniczka Startu Otwock.
Prezes Wisły, Jacek Kruszewski, na oficjalnej konferencji prasowej z udziałem trenera, swojego zastępcy, a także prezydenta miasta Płock, szczegółów umowy z PZPN nie chciał zdradzić. - Jesteśmy zadowoleni - powiedział krótko, podkreślając, że chodzi też o zadowolenie ze względów wizerunkowych. Każdy klub powinien być w końcu dumny, że dostarczył trenera kadrze, najważniejszej drużynie w kraju.
Podczas gdy Brzęczek wykonuje pierwsze telefony do swoich przyszłych zawodników i szykuje się do pierwszej konferencji prasowej w roli selekcjonera, Dariusz Dźwigała poznaje płocki klub od środka. Bo kilka dni przed objęciem drużyny, osobiście zawodników znał niewielu. Na pewno znał jednego - Adama Dźwigałę, swojego syna, w ubiegłym sezonie podstawowego piłkarza Wisły, z którym rozmawiał i którego pytał o to, czy poradzi sobie z presją gry w drużynie ojca. "Jak będzie wyglądał słabo, to wypadnie z kadry" - u Dźwigały seniora sentymentów ma nie być. Są natomiast inne rodzinne powiązania, bo spod Płocka pochodzi babcia i mama trenera, a on sam w dzieciństwie wychowywał się w mieście, do którego wrócił po latach. To ważne, szczególnie biorąc pod uwagę słowa Andrzeja Nowakowskiego, prezydenta miasta Płock, który z naciskiem mówił o tym, że Wisła to klub rodzinny, a Płock to miejsce familijne. Czy to się komuś podoba, czy nie.
Patrząc więc na podejście osób odpowiedzialnych za prowadzenie klubu, i podejście Dźwigały, można stwierdzić, że to trener idealny dla Wisły, skrojony na miarę "Nafciarzy". Taki "swój".
Dźwigała do "Nafciarzy" pasuje też pod innym względem - chęci stawiania na młodzież pochodzącą z Polski. W tym aspekcie Wisła Płock w lidze znajduje się chyba tylko za Górnikiem Zabrze. Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy klubu, już w ubiegłym sezonie podkreślał, że mając do wyboru utalentowanego Polaka z 3. ligi i zawodnika zagranicznego, wybierze tego pierwszego. Tak samo działa też nowy trener drużyny, któremu PZPN powierzył rolę opiekuna młodzieży, mającego objąć rocznik 2000 (zanim pojawiła się propozycja z Płocka). To przecież on dał w Dolcanie Ząbki szansę Damianowi Kądziorowi, który teraz coraz odważniej szturmuje bramy reprezentacji, a niedawno zamienił Górnik na Dinamo Zagrzeb.
Wisła, nie wiedząc jeszcze o tym, że potrzebny jej będzie nowy trener, letni okres przygotowawczy przeprowadziła jakby pod niego. Bo z klubu odeszli głównie zawodnicy doświadczeni, z którymi nie przedłużono kontraktów, m.in. Kamil Biliński, Seweryn Kiełpin, Kamil Sylwestrzak czy Maksymilian Rogalski, który zakończył karierę. Najbardziej odczuwalna w Płocku będzie strata dwóch zawodników: napastnika Jose Kante, który odszedł do Legii, i bocznego obrońcy Arkadiusza Recy, sprzedanego za 4 mln euro do Atalanty Bergamo.
Masłowski i jego współpracownicy na każdy transfer z klubu reagowali jednak bardzo szybko, sprowadzając następców wspomnianych wyżej piłkarzy. "Nowym Recą" ma być 22-letni Krystian Miś kupiony z Korony Kielce za 100 tys. zł. Rolę strzelca po Kante przejąć ma natomiast Karol Angielski, rówieśnik Misia ściągnięty z Piasta Gliwice. Zamiast niepewnego Kiełpina, uczyć się będzie trójka młodych bramkarzy: 20-letni Bartłomiej Żynel (przyszedł latem z austriackiego FC Liefering), 19-letni Bartłomiej Gradecki i 18-letni Marceli Zapytowski. Ich nauczycielem zostanie natomiast 24-latek, Thomas Dahne, który poza słabym początkiem, w Wiśle radzi sobie bardzo dobrze.
Do tego wszystkiego dochodzi zagraniczna dwójka: Carlos Miguel Tavares de Oliveira znany jako "Carlitos". Portugalczyk, w przeciwieństwie do imiennika z Legii, nie jest jednak napastnikiem, a skrzydłowym. On odpowiadać będzie za napędzanie akcji i współpracę z Misiem w lewym sektorze boiska. Po drugiej stronie biegać może Brazylijczyk Ricardinho, który wrócił do Wisły po sześciu latach. Ostatnio grał w rosyjskim Tosno. 29-latek w swojej karierze zdobył już dziewięć różnych trofeów, dwukrotnie zostając królem strzelców ligi mołdawskiej.
W Wiśle sytuacja wygląda na stabilną nie tylko pod względem sportowym, ale również finansowym, bilans zysków jest w tej chwili - zdaniem prezesa - znakomity. Klub niedawno podpisał trzecią, najwyższą umowę z koncernem paliwowo-energetycznym Orlen. Wcześniej sprzedał wspomnianego Recę, za którego otrzymał aż 16 mln zł, to wszystko przyniosło rekordowy budżet na ten sezon, wynoszący 20 mln, o 5 więcej niż rok temu. Wpływy z biletów również mogą być spore, bo płoccy fani rozbudzeni 5. miejscem w ostatnim sezonie ligowym, czekają na coś więcej, np. walkę o europejskie puchary.
- Dla mnie nie jest tłumaczeniem, że mamy wakacje. W meczu z Lechem w ubiegłym sezonie na trybunach było 10 tys. osób, teraz sprzedaliśmy 4 tys. biletów (stan dwa dni przed meczem - red.), ale ja nie wyobrażam sobie, by kogoś w niedzielę na stadionie zabrakło. To będzie wielkie święto, które razem z nami obejrzy m.in. selekcjoner Jerzy Brzęczek, a także ktoś, kto pojawi się tu po raz pierwszy od 1977 roku - Zbigniew Boniek, który 41 lat temu w meczu towarzyskim biało-czerwonych rozgrywanym w Płocku zmieniał Kazimierza Deynę [Polska wygrała wówczas 2:0, a gole strzelili Deyna i Adam Nawałka - red.]. Przed nami wielkie wydarzenie - podkreślał w piątek Jacek Kruszewski.
Wielkie święto zepsuć może tylko jedno - przegrana, ale tej do myśli nie dopuszcza trener Dźwigała. Trener, który uwielbia grę kombinacyjną, konstruowanie ataków pozycyjnych i akcje przyjemne dla oka. Nie będzie ograniczania się do kontrataków i wybijania piłek, a słaba forma Lecha z europejskich pucharów pozwala stwierdzić, że gospodarze na straconej pozycji na pewno nie będą.
Spotkanie Wisła Płock - Lech Poznań w niedzielę o 18:00. Relacja LIVE w Sport.pl.