Superpuchar Polski. Legia Warszawa - Arka Gdynia. Dean Klafurić przeciera swoją ścieżkę. Wybrał ewolucję zamiast rewolucji

Dwóch nowych zawodników zamiast kilkunastu, nowa formacja zamiast nowych twarzy, praca nad atmosferą i nową taktyką. Dean Klafurić w przeciwieństwie do swoich poprzedników, mając do dyspozycji cały okres przygotowawczy i okno transferowe, nie przeprowadził rewolucji, zamiast tego zdecydował się poskładać wszystkie elementy, dopasować te niepasujące i sprawić, by piłkarze zrozumieli jego założenia. Legia wstępny test zdała, bo wygrała z Cork City (1:0) w pierwszym meczu I rundy el. Ligi Mistrzów. Teraz czas na kolejny sprawdzian, mecz o Superpuchar Polski z Arką Gdynia.

Został Dean Klafurić, został Ivan Kepcija i zostały największe gwiazdy drużyny. Drużyny, do której dołączyło zaledwie dwóch nowych piłkarzy: Carlitos z Wisły Kraków i Jose Kante z jej płockiej imienniczki. Zawodnicy teoretycznie nowi, ale ograni już w ekstraklasie, znający jej realia i prawa. Przede wszystkim znający Legię, jej wartość i miejsce w hierarchii polskiej piłki klubowej. Zawodnicy, którzy mają być wzmocnieniem, a nie tylko uzupełnieniem. Bo za wzmocnienie należy traktować dwóch urodzonych w Hiszpanii napastników, którzy w ubiegłym sezonie strzelili łącznie 33 gole i zaliczyli 8 asyst.

Oczywiście warszawski zespół będzie bogatszy nie tylko w dwójkę wspomnianych snajperów, ale również w zawodników, którzy wracają z pobytów w innych klubach. Do Legii wrócili bowiem: Hildeberto (z Northampton), Mateusz Hołownia (Ruch Chorzów), Sandro Kulenović (Juventus), Konrad Michalak (Wisła Płock), Radosław Majecki (Stal Mielec), Dominik Nagy (Ferencvarosi), Mateusz Wieteska (Górnik Zabrze) i Mateusz Żyro (Wigry Suwałki). Z całej tej grupy w przyszłym sezonie na pewno w drużynie mistrzów Polski nie zobaczymy jedynie Hildeberto, reszta może otrzymać szansę. Bo reszta w drużynie nie musi być gościem, jak skrzydłowy z ciągłymi problemami z nadwagą. Reszta może być stałym bywalcem.

Zmienia się sporo, ale nie tak wiele jak ostatnio. Porównując letnie okno transferowe do poprzednich należy stwierdzić, że Legia po raz pierwszy od dawna postawiła na ewolucję, zamiast rewolucji.

Atmosfera na początek

Kiedy Klafurić w końcówce ubiegłego sezonu przejmował Legię po Romeo Jozaku, przejmował wówczas drużynę rozbitą, bez chęci i motywacji, podzieloną na grupki, będącą daleko od przeciętnej atmosfery. Zadanie na początek miał więc jedno - poskładać rozbite elementy w całość i sprawić, by indywidualności znowu stały się zespołem. A to potrafi doskonale, co potwierdzali jego byli współpracownicy i zawodnicy z Chorwacji. - Dean dba o zawodników, jest trenerem i przyjacielem, otwarcie mówi o tym, czego oczekuje od każdego piłkarza. Najważniejsze jednak jest to, że dla niego ważni są wszyscy, nie pierwsza jedenastka, nie kadra meczowa - każdy czuje się doceniony. Potrafi zbudować atmosferę i o nią dbać - mówił nam kilka tygodni temu Hrvoje Jancetić, piłkarz HNK Gorica.

37-latek miał racje, bo już sami zawodnicy Legii zgodnie podkreślają, że po objęciu roli pierwszego trenera przez Klafuricia, atmosfera bardzo się poprawiła. Piłkarzom zaimponowało również podkreślanie przez nowego szkoleniowca tego, że odpowiedzialność za wyniki leży po jego stronie. Chorwat odciążył głowy swoich graczy, zrzucił z nich presję, a to dało efekty - Legia do końca ostatniego sezonu nie przegrała, a w tym, o stawkę zagrała raz i wygrała 1:0 (w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z Cork City).

Krzysztof Mączyński, Carlitos, Inaki Astiz i Jose Kante w barwach Legii Krzysztof Mączyński, Carlitos, Inaki Astiz i Jose Kante w barwach Legii FOT. KUBA ATYS

Ewolucja zamiast rewolucji

Klafurić po zakończeniu ubiegłego sezonu długo czekał na ostateczną decyzję dotyczącą swojej przyszłości. Bo Legia chciała Brzęczka (na jego odejście nie zgodziła się Wisła Płock, a w czwartek 12 lipca został ogłoszony nowym selekcjonerem reprezentacji Polski), bo Legia chciała Nawałkę, bo Legia kandydatów miała wielu, ale nie jego. Ostatecznie nowego szkoleniowca znaleźć się jednak nie udało, więc Klafuriciowi zaufano po raz drugi. A on, w przeciwieństwie do Jacka Magiery, Stanisława Czerczesowa, Besnika Hasiego czy Heninga Berga, bałaganu po swoim poprzedniku nie zamierzał sprzątać wyrzucając połowę gratów, tylko układając je w odpowiedni sposób, odkurzając i ulepszając. Do całokształtu dołączając tylko dwie nowe części.

W ostatnich trzech sezonach (letnie i zimowe okna transferowe łącznie) do Legii trafiało kolejno 16, 13 i 14 zawodników. Teraz przyszło dwóch, a wątpliwe, by zimą sprowadzono aż 11 nowych graczy, by chociaż w pewnej części dorównać liczbom z ostatnich lat. Zredukowana liczba zakupów pokazała, że w Warszawie wreszcie znalazł się ktoś, kto rozumie, że nie trzeba trzęsienia ziemi do zbudowania nowych fundamentów, wystarczy natomiast kilka poprawek.

Taktyka, taktyka i jeszcze raz taktyka

"Legioniści odbyli krótki rozruch, po czym rozpoczęli pracę nad taktyką", "piłkarze kilkanaście minut ćwiczyli na siłowni, a później zaczęli trening taktyczny" - czytając sprawozdania z treningów Legii na obozie w Warce można było odnieść wrażenie, że niemal cały czas, poświęca się tam na dopracowanie elementów taktycznych. I tak rzeczywiście było, przede wszystkim dlatego, że Klafurić zamiast nowych zawodników, wymyślił nową formację. A może nie tyle wymyślił, ile uznał, że czas dostosować się do europejskich trendów, a te jasno sugerują, że teraz warto grać ustawieniem 3-5-2. Chorwacki trener przyznawał zresztą, że razem ze swoimi współpracownikami opracował profile zawodników i uznał, że do gry z trójką środkowych obrońców pasują idealnie. Jose Kante, który w takim systemie pierwszy raz w życiu grał w niedawnym sparingu z Viitorulem (5:2), był zachwycony tym, jak skuteczna jest ta formacja. Chwalił współpracę z Cafu i Kasprem Hamalainenem, narzekając jedynie na role skrzydłowych, ale te da się jeszcze dopracować. Bo z tym nie kryje się również trener mistrzów Polski, który nacisk kładł na 3-5-2, mówiąc jednocześnie, że na przyswojenie nowego sposobu gry potrzeba czasu, cierpliwości i spokoju. Z drugiej strony kwitując to krótkim "Futbol to mimo wszystko prosta gra".

Na zmianie formacji przejechało się jednak już wiele drużyn, w tym reprezentacja Polski, gdzie piłkarze sami mówili o tym, że trudno jest znać dobrze dwa ustawienia i nie pogubić się między ich założeniami. Chorwacki trener nie zamierza się tym jednak przejmować, bo przecież "w piłkę nie grają systemy, tylko ludzie". Jego zdaniem najważniejsze jest przygotowanie mentalne i akceptacja nowych zadań, tu leży klucz do sukcesu. Bo niech ktoś powie Anglikom, którzy otarli się o finał mistrzostw świata, że grając w 4-4-2 w klubach, nie mają prawa dobrze odnajdywać się w tak lubianym przez Garetha Southgate'a 3-5-2. Albo Belgom, którzy będąc w takim samym ustawieniu, mieli trójkę rosłych, mało zwrotnych obrońców, a również dotarli do strefy medalowej mundialu. Porównania piłkarskie może nieco przesadzone, ale idealnie pokazujące prawdziwość słów trenera Legii, tych o tym, że psychologia to połowa sukcesu, a piłkarzy trzeba przede wszystkim pozytywnie nastawić do nowych zadań.

Dean Klafurić, Inaki Astiz, podczas sparingu Legia Warszawa - Radomiak Radom Dean Klafurić, Inaki Astiz, podczas sparingu Legia Warszawa - Radomiak Radom FOT. KUBA ATYS

"Najważniejsze są połączenia i drużyna"

Zgranie i atmosfera, to czynniki najważniejsze dla Klafuricia. Bo według niego "najważniejsze są połączenia". Pytany przez dziennikarzy portalu Legia.com o to, kogo najbardziej wyróżniłby za końcówkę ubiegłego sezonu odpowiedział "mógłbym wymienić każdego: Malarza, Kucharczyka, Pasquato, Niezgodę". Jego zdaniem postawa na boisku nie zależy jednak od indywidualności, a od tego jak te indywidualności ze sobą kooperują, Bo przecież nie zawsze mając gwiazdy da się osiągnąć sukces. Najbliższy przykład? Niech będzie dalej mundialowy: reprezentacja Argentyny. Leo Messi, Paulo Dybala, Gonzalo Higuain, Angel Di Maria, Kun Aguero - jedna z najsilniejszych formacji ofensywnych na świecie. A w domu został przecież jeszcze Mauro Icardi. I co ta formacja robi w Rosji? Z trudem remisuje z Islandią, zbiera potężne lanie od Chorwacji, i dopiero z Nigerią wygrywa, a i to przecież z wielkim trudem. Z grupy wychodzi, i w fazie pucharowej na dzień dobry traci 4 bramki w meczu z Francją, nie nadążą za Kylianem Mbappe i zanim się obejrzy, zanim minie 90 minut, pakuje się do domu.

Bo to nie poszczególni zawodnicy grają, gra i wygrywa kolektyw. - Jeśli masz dobry zespół, jesteś w stanie osiągnąć wiele. Futbol to sport zespołowy, pełen odpowiednich połączeń - mówi Klafurić. I te połączenia było widać w meczu towarzyskim z Viitorulem, a także - wbrew pozorom - w spotkaniu z Cork City. Tam gol był tylko jeden (Legia wygrała 1:0), ale najważniejsze było to, jak warszawiacy współpracowali i to jak wyglądali w defensywie. Sami stworzyli sobie niemal 20 sytuacji podbramkowych, jednocześnie rywalom pozwalając na oddanie jednego celnego uderzenia.

I jeżeli to wszystko lepiej dopracują, to to wszystko może wypalić i przynieść oczekiwane efekty. Najbliższy sprawdzian w sobotę o 20:00. Legia zagra o Superpuchar Polski z Arką Gdynia. Relacja LIVE na Sport.pl.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.