Ekstraklasa. Liga taka słaba czy taka ciekawa? Symbolami zakończonego sezonu: strażak Klaf, Marcin Wskrzesiciel i Jerzy Odnowiciel

W Ekstraklasie dawno nie było takiego oporu przed mistrzostwem Polski. Bo niby chętnych nie brakowało, a jednak nikt nie umiał przekuć nieśmiałych pragnień w czyny. Mimo to finisz ligi, który należał do Legii Warszawa, przyniósł nam odpowiedzi na wiele niełatwych pytań. Największym zwycięzcą sezonu jest bezsprzecznie Marcin Brosz.
Dariusz Mioduski Dariusz Mioduski FOT. KUBA ATYS

Ekstraklasa to nadwiślański matriks. Na progu zakończonego właśnie sezonu 2017/2018 wieszczono kłopoty Jagiellonii Białystok, którą opuszczał uwielbiany na Podlasiu Michał Probierz, a przejmował - debiutujący na najwyższym poziomie Ireneusz Mamrot; kibice Legii Warszawa mieli dziękować Dariuszowi Mioduskiemu za zatrudnienie Romeo Jozaka; w Poznaniu otworzono sejf i zrobiono wszystko, aby upragnione mistrzostwo wróciło na Bułgarską po blisko trzyletniej przerwie. I co? Jaga Mamrota poradziła sobie równie dobrze, co Jaga Probierza, kibice dziękowali Mioduskiemu, ale za zwolnienie Jozaka, a kilka milionów na transfery Nenada Bjelicy przyniosły wyłącznie wyrzucenie Chorwata na finiszu rozgrywek. Jednocześnie kibiców zachwycił pełen młodzieży Górnik Zabrze, który znów zagra w europejskich pucharach i wyszlifowana przez Jerzego Brzęczka Wisła Płock. A przecież nikt tym zespołom rok temu nie wieszczył nawet miejsca w górnej części tabeli.

Trzy z czterech niedzielnych meczów były o coś. W Poznaniu Legia walczyła o mistrzostwo, a Lech - o honorowe zwycięstwo. W Zabrzu Górnik bił się o europejskie puchary, podobnie zresztą jak krakowska Wisła. O grze w Europie marzyła także Wisła Płock mierząca się w Białymstoku z Jagiellonią. Zwolennicy reformy Ekstraklasy z formułą play-off triumfowali, bo - przynajmniej w grupie mistrzowskiej - niemal wszyscy bili się na całego. I choć zakończony sezon nie był idealny, to poznaliśmy odpowiedzi na kilka nieoczywistych pytań.

Bramki, typy, wyniki, najszybsze newsy. Nowa aplikacja Football LIVE - POBIERZ TUTAJ

Zły prorok Romeo

- Będziecie jeszcze dziękować Dariuszowi Mioduskiemu za to, że mnie zatrudnił - zapewniał na konferencji prasowej Romeo Jozak. Przyszłość przewidział jednak tylko w połowie. Bo kibice prezesowi faktycznie dziękowali, ale za zwolnienie chorwackiego krasomówcy. W jego buty wsadzony został niespodziewanie mający równie małe doświadczenie szkoleniowe Dean Klafurić i. zrobił wszystko to, czego oczekiwano od jego pryncypała. Klaf wygrał nie tylko Puchar, ale zdobył też mistrzostwo Polski i to ogrywając Lecha Poznań na Bułgarskiej. Tym samym dał właścicielowi Legii olbrzymi dylemat: czy wciąż kontynuować rozmowy z kilkoma potencjalnymi trenerami, czy dać kolejną szansę niedawnemu asystentowi Jozaka.

Niezależnie jednak od tego kto i jak zakończył dla mistrzów Polski sezon, na Łazienkowskiej nie są zadowoleni z ostatnich miesięcy. I trudno im się dziwić. Bezbarwna, niemająca niczego wspólnego ze stylem gra to jedno. Boleśniejsza jest matematyka. Na liczniku Legii pojawiło się aż jedenaście porażek!

Mistrzowskie transfery

Warszawiacy i tak mają solidne podstawy do tego, aby zbudować silny zespół. Okazałe było szczególnie zimowe okno transferowe - niemal wszyscy piłkarze okazali się wzmocnieniami. W Poznaniu w podstawowym składzie Legii pojawiło się aż pięciu z nich: Cafu (zdobył gola w finale Pucharu Polski), William Rémy, Marko Vešović, Chris Philipps i strzelec bramki Domagoj Antolić. Dokładając do tego niewątpliwe atuty, jakimi są Polacy Arkadiusz Malarz, Sebastian Szymański i Jarosław Niezgoda, aż trudno uwierzyć, że stołeczni do ostatnich chwil musieli drżeć o tytuł. Według informacji płynących z Łazienkowskiej największym kłopotem była komunikacja z przekonanym o swojej wielkości Jozakiem. Gdy zastąpił go otwarty na sugestie Klafurić, piłkarzom ulżyło. I odpalili, na finiszu ligi zdobywając mistrzowski tytuł.

WiceJaga

Dumni mogą być ze swojego klubu kibice Jagiellonii, którzy - choć znów nie będą mieć okazji na świętowanie tytułu - udowodnili, że są liczącą się siłą polskiej piłki. Piłkarze Ireneusza Mamrota obronili wicemistrzostwo, co jest wielkim sukcesem. Szczególnie, że przecież na początku sezonu wielu ekspertów przewidywało problemy z jakimi miał się zderzyć debiutujący w Ekstraklasie szkoleniowiec. Odchodzący Michał Probierz żadnych czarów jednak nie rzucił i Mamrot poradził sobie wzorowo zdobywając cztery punkty mniej, niż rok temu bohater Podlasia. Jako wielką zasługę trenera z Trzebnicy należy też uznać styl, który niewątpliwie miała Jaga. A w Ekstraklasie nawet w czubie tabeli nie jest to oczywiste. Teraz przed Mamrotem i jego piłkarzami kolejny wielki test: eliminacje Ligi Europy.

Grobowa atmosfera

W ostatnim ligowym meczu Lecha poprowadził szefujący na co dzień Akademii klubu Rafał Ulatowski. Na stadionie nie pojawił się ostatecznie trener Nenad Bjelica, który tuż po zwolnieniu otrzymał pracę w Dinamie Zagrzeb. Co po nim zostanie? Na pewno miliony euro na poznańskim koncie, bo to za kadencji tego trenera Kolejorz sprzedał do Anglii Jana Bednarka, a do Włoch - Dawida Kownackiego. Tuż, tuż był też rekordowy transfer Roberta Gumnego do Borussii Mönchengladbach, który wysypał się na ostatniej prostej. Chorwat odbudował m.in. Macieja Makuszewskiego i Radosława Majewskiego, a na Bułgarskiej odnaleźli się ściągnięci przez niego: Christian Gytkj?r, Emir Dilaver czy Nicklas Bärkroth.

Zabrakło jednak tego, co w futbolu najważniejsze - trofeów. Według naszych informacji zwolnienie Bjelicy było tylko przyśpieszeniem wyroku, który w gabinetach szefów Kolejorza zapadł dużo wcześniej. Ich zdaniem szkoleniowiec nie dawał już gwarancji progresu, który ma zapewnić ogłoszony nowym trenerem Ivan Durdević. Mimo to przez kolejne tygodnie w Poznaniu panować będzie "grobowa atmosfera", którą na trybunach podczas meczu z Legią ogłosili kibice. Bo dla Lecha czwarte miejsce to kolejna w ostatnich latach bolesna lekcja. Inną historią jest skandaliczne zachowanie kiboli, którzy nie pozwolili dokończyć spotkania kompromitując siebie - i klub - na oczach milionów nie tylko w Polsce, ale i w Europie.

Marcin Wskrzesiciel.

Największym zwycięzcą sezonu jest bezsprzecznie Marcin Brosz. Trener, który wprowadził Górnik Zabrze do Ekstraklasy, a później wraz z beniaminkiem stał się postrachem całej ligi, zaskoczył chyba nawet sam siebie! Młodociana Banda Brosza to żywy dowód na to, że do walki o sukces nie potrzeba ani piętnastu ligowych wyjadaczy, ani tabunu rzeźników. 21-letni Mateusz Wieteska, 22-letni Tomasz Loska, Paweł Bochniewicz czy Marcin Urynowicz oraz - przede wszystkim - 19-letni Szymon Żurkowski też są odkryciami zakończonych w niedzielę rozgrywek. A nie wolno zapominać, że poza Żurkowskim do reprezentacji Polski trafili jeszcze inni piłkarze spod ręki 45-letniego szkoleniowca: Rafał Kurzawa i Damian Kądzior. Zwieńczeniem cudownych dla zabrzan miesięcy jest awans do pucharów, które na Roosevelta obudzą ducha drużyny, która jako jedyny polski klub grała w finale europejskiego pucharu.

. Jerzy Odnowiciel

Za olbrzymi sukces należy uznać także wyniki, jakie osiągnął ze swoim zespołem Jerzy Brzęczek. Podpisując kontrakt z Wisłą Płock zmierzył się z klątwą naftowego miasta, które od dawna próbowało zakochać się w piłce, ale bez powodzenia. Nie pomagało w tym nawet wsparcie Orlenu, który teraz może nieco bardziej rozkręcić kurek z pieniędzmi. Bo Brzęczek w Płocku nie tylko otarł się o najlepszy wynik klubu w historii, ale i wykreował kilku graczy, którzy latem będą łakomymi kąskami. A mowa tu nie tylko o obserwowanych przez sztab szkoleniowy reprezentacji Damianie Szymańskim, Konradzie Michalaku i Arkadiuszu Recy. Wisłę na jeszcze silniejszy klub może zmienić też Dominik Furman, a niemal na pewno zrobi to José Kanté, strzelec bramki w Białymstoku, który nie chce przedłużyć wygasającej umowy. Pozostałych do pozostania w Płocku przekonać może atmosfera, którą stworzył w klubie medalista olimpijski. Bo Wisła to dziś zespół niemający żadnych kompleksów nawet przed najlepszymi i nawet, gdy presja jest ogromna, co mimo wszystko potwierdziła w niedzielę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.