Bartosz Slisz - bez cienia zwątpienia. Udany debiut przeciwko Legii

Pakulski, Żyra, Slisz, a w kolejce jeszcze kilku zawodników z Akademii Piłkarskiej KGHM Zagłębie, którzy czekają na szansę od trenera Lewandowskiego. Wszystko stopniowo - tak, jak zostało to określone w celach klubu na lata 2018-2021. Lubinianie wygrali w Warszawie 1:0.
Trener Zagłębia Mariusz Lewandowski Trener Zagłębia Mariusz Lewandowski fot. MIECZYSŁAW MICHALAK

Jasna strategia

Bezpośrednio przed startem rundy finałowej na oficjalnym profilu Miedziowych na Twitterze opublikowana została grafika prezentująca długoterminową strategię zespołu. 10 punktów - 10 konkretnych celów. Założenia są przede wszystkim racjonalne i nie odbiegają od dotychczasowej wizji, której ściśle trzymają się w klubie. Niektóre z nich już w tym momencie wyglądają nieźle, inne wymagają poprawki, ale wszystkie są obecne tu i teraz - bez zakrzywiania rzeczywistości.

8 na 10 założeń jest bezpośrednio związanych z Akademią Piłkarską KGHM Zagłębie. Mowa m.in. o konsekwentnym wprowadzaniu młodych zawodników, nieustannej modernizacji i rozbudowy bazy treningowej oraz utrzymywaniu odpowiednich proporcji w ekipie (75/25 ze wskazaniem na Polaków). To wszystko i wiele więcej ma pomóc w obniżaniu średniej wieku pierwszej jedenastki, która w połowie ma się składać z piłkarzy wyszkolonych w AP. W Lubinie nie są gołosłowni. Wcale nie trzeba gruntownie analizować ostatnich kilkunastu miesięcy, żeby dostrzec, że  wyżej wymienione plany są faktycznie realizowane.

Plany a rzeczywistość

Filip Jagiełło (1997 r.) jest już w tym momencie podstawowym zawodnikiem Miedziowych, od którego wielokrotnie zaczyna się układanie składu. Od 17. kolejki ligowej (koniec listopada) miał tylko jeden mecz przerwy, dwa zaczynał z ławki rezerwowych, trzy skończył przed 70. minutą. Na jego przykładzie bardzo widoczny jest wpływ jasno określonych zadań na grę całego zespołu.

Szkoleniowiec stara się także odkurzyć Pawła Żyrę (1998 r.), który zadebiutował w sezonie 2015/16, a potem przepadł w rezerwach (jeden mecz w 16/17 przeciwko Lechii). Najpierw trzykrotnie wszedł po przerwie - stopniowo dostawał 10, 15 i 30 minut - by przeciwko Cracovii (2:2) zagrać 55 minut od początku.

Kolejnym na liście wydaje się być Dawid Pakulski (1998 r.). Na chwilę obecną ma za sobą typowe "ogony" (trzy mecze po dosłownie kilka minut), ale coraz częściej pojawia się w kadrze meczowej. Zameldował się na boisku m.in. w debiucie trenera Lewandowskiego (wyjazdowy mecz w Pucharze Polski przeciwko Koronie, 2:0).

Szkoleniowiec dał szansę także Dominikowi Hładunowi (1995 r.). Bramkarz świetnie przepracował okres przygotowawczy, wykorzystał uraz Leciejewskiego, który wydawał się być pewniakiem do wyjściowej jedenastki i wskoczył do składu w 23. kolejce. Wyrasta na najpewniejszy punkt zespołu.

Z tego całego zestawienia (poza "weteranem" Jagiełło) największe wrażenie zrobił Bartosz Slisz (1999 r.), który dał bardzo dobrą zmianę w spotkaniu z Jagiellonią (15 minut - niezłe podanie w kierunku Maresa, udana interwencja w obronie) i przeciwko Legii zadebiutował w pierwszym składzie (75 minut).

Adam Hlousek i Bartłomiej Slisz podczas meczu o mistrzostwo Ekstraklasy Legia Warszawa - Zagłębie Lubin . Adam Hlousek i Bartłomiej Slisz podczas meczu o mistrzostwo Ekstraklasy Legia Warszawa - Zagłębie Lubin . KUBA ATYS

Serce i płuca

W tym momencie trudno powiedzieć, jaką konkretnie pozycję na boisku ma ten młody zawodnik. Przede wszystkim zwraca uwagę przygotowaniem fizycznym. Slisz w obu meczach biegał od jednego pola karnego do drugiego. 

Te zadania pewnie z czasem się wyklarują tak samo, jak to miało miejsce w przypadku Jagiełły. Początkowo można było odnieść wrażenie, że lepiej czuje się bezpośrednio za napastnikiem, ale wówczas często wracał do rozegrania. Wydaje się, że na chwilę obecną trener Lewandowski wypracował kompromis. 19-latek może przejść podobną drogę.

Warto również zwrócić uwagę na samą kwestię wymienności pozycji na linii Slisz-Jagiełło. Funkcjonowała ona bez większych zarzutów. Jeden zawsze schodził niżej (nawet pod samą linię obrony), gdy drugi podłączał się bezpośrednio do ofensywy. Slisz w pierwszej połowie najczęściej poruszał się nie w samej środkowej strefie, a nieco bliżej bocznego sektora. Dzięki temu pozostawał w łączności ze środkiem pola i bocznym obrońcą. Można było odnieść wrażenie, że pomocnik już od dawna łapie się do pierwszego składu, bo bardzo dobrze "czuł grę".

Nieźle było to widoczne na przykładzie współpracy z jeszcze dwoma piłkarzami: Czerwińskim i Starzyńskim. Jedno świetne długie podanie do bocznego obrońcy w pierwszej połowie, po którym akcja rozwinęła się na tyle, że Jagiełło znalazł się w dobrej sytuacji. Slisz dołożył jeszcze kilka krótkich piłek oraz ogólne wyczucie z wypuszczaniem na pozycję. W związku ze Starzyńskim pojawił się ciekawy manewr - wymiennie wychodzili do pressingu.

19-latek nie stronił od powrotów do obrony. W pierwszej połowie zanotował dwie kluczowe interwencje i jeden odbiór przy linii bocznej, w drugiej dołożył jeszcze jeden (60. minuta, powstrzymał Hlouska). Zwracał uwagę ustawieniem we własnym polu karnym - przy dośrodkowaniach z bocznego sektora znajdował się w ostatniej linii obrony, bezpośrednio przed Hładunem.

Michał Pazdan i Jakub Mares podczas meczu o mistrzostwo Ekstraklasy Legia Warszawa - Zagłębie Lubin Michał Pazdan i Jakub Mares podczas meczu o mistrzostwo Ekstraklasy Legia Warszawa - Zagłębie Lubin KUBA ATYS

Spokój weterana

Przemieszczanie się od jednego pola karnego do drugiego nie było w jego przypadku bezproduktywne. Pomocnik bardzo dużo pracował w odbiorze w okolicach linii środkowej boiska. W tym obszarze był dwukrotnie faulowany - najpierw przez Szymańskiego, następnie przez Pazdana.

W jego grze widoczne było spore wyluzowanie. W 39. minucie bardzo dobrze przejął piłkę w środku pola, napędził akcję, ale strzał Filipa Starzyńskiego był mocno niecelny. Całkiem nieźle radził sobie pod presją, nawet w obliczu dwóch rywali, którzy próbowali go wziąć w kleszcze.

Zamiast rzucać się bezpośrednio do futbolówki i jak najszybciej się jej pozbywać, czekał na odpowiedni moment. Nie podpalał się w kluczowych momentach nawet, gdy dostał na około 25. metrze od własnej bramki podanie, które z powodzeniem mógł przeciąć legionista i zacząć groźną kontrę.

Sliszowi nie brakuje boiskowego sprytu. Nie tylko w kontekście regulacji tempa, ale i w bardziej stykowych sytuacjach. W pierwszej połowie wywalczył dwa rzuty rożne (nabił Hlouska i Pazdana) w praktycznie tym samym miejscu. W drugiej natomiast, trzykrotnie powstrzymał Hlouska (50., 53., 60. minuta) w sektorze przy linii bocznej. Interwencja z 60. minuty powstrzymała groźny atak w polu karnym, natomiast ta z 50. dała początek dobrej akcji jego drużyny. Ostatecznie spaliła na panewce, bo Mares ze Starzyńskim trochę przekombinowali.

Młody zawodnik miał także swój udział przy akcji bramkowej. Rozpoczął ją Filip Jagiełło, a potem to on dobrze wypatrzył Starzyńskiego na prawej stronie.

Bez pompowania

Nie można mieć wątpliwości, że Bartosz Slisz ma spory potencjał, ale warto zwrócić uwagę na samą kwestię racjonalnego wprowadzania piłkarzy do pierwszego składu Zagłębia Lubin. Cały proces jest bardzo złożony, krok po kroku, najpierw kilka minut, a dopiero później coś więcej.

Głównie z tego powodu wszyscy młodzieżowcy, którzy dostają nawet te kilka-kilkanaście minut, nie czują się oderwani od rzeczywistości. Są w mniejszym bądź większym stopniu przygotowani na to, co ich czeka. - Bartosz Slisz zagrał dobre zawody i ma duży potencjał. Ale są też kolejni. Trenerzy Akademii bardzo dobrze pracują z młodymi zawodnikami, którzy też będą dostawać swoje szanse - chwalił 19-latka szkoleniowiec Miedziowych.

Slisz tydzień wcześniej grał w III-ligowych rezerwach przeciwko Gwarkowi Tarnowskie Góry razem z m.in. Serafinem Szotą (1999 r.), Maćkiem Spychałą (1998 r.) i Konradem Andrzejczakiem (1996 r.). Dwóch pierwszych, którzy przyszli do Zagłębia z Lecha Poznań, wciąż czeka na swój debiut, a ostatni ma go już za sobą - zagrał niezłe 65 minut przeciwko Koronie Kielce (0:0, 16. kolejka). Całkiem dobrze radził sobie w roli wahadłowego, zwracał uwagę grą bez piłki.

To wszystko działa na korzyść drużyny - jeszcze niedawno brakowało kreatywności, teraz może się okazać, że jest na wyciągnięcie ręki. A zupełnie "przy okazji" takie kroki idealnie wpisują się w długoterminową strategię klubu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.