Romeo skończył jak Romeo. Jego zwolnienie ma sprawić, że Legia nie skończy jak Julia

Romeo Jozak skończył jak Romeo. Pomógł w tym zdesperowany prezes Dariusz Mioduski, który nie chce, aby Legia Warszawa skończyła jak Julia. Tak oto dokonała żywota nie tylko trenerska przygoda Chorwata, ale i kolejna długofalowa wizja mistrzów Polski. 45-letni Jozak "na lata", lata nawet nie doczekał.
Dariusz Mioduski Dariusz Mioduski FOT. KUBA ATYS

Decyzja ma wstrzymać agonię

Koniec szekspirowskiego Romea był tragiczny. Przekonany o śmierci Julii postanowił do niej dołączyć i zażył truciznę. Chwilę później ukochana przebudziła się, ale było za późno. Romeo umiera, a ona z rozpaczy przebija się sztyletem. Finał scenariusza dramatu autorstwa Dariusza Mioduskiego może być nieco inny. Wydaje się, że na trenerskiej śmierci Romea skorzystają wszyscy. Bo od początku opowieść z nim w roli głównej zapowiadała katastrofę. Prezes zdał sobie w końcu sprawę, że odejście Jozaka nie sprawi, że Legia sięgnie po sztylet. Wręcz przeciwnie - decyzja ta ma wstrzymać postępującą agonię.

11 porażek

Lepiej późno, niż wcale. W piłce nożnej ta maksyma sprawdza się częściej, niż jakakolwiek inna. Dlatego też grubo po północy napisałem prezesowi Mioduskiemu krótką wiadomość "Lepiej zareagować późno, niż stać sparaliżowanym". Mioduski musiał to zrozumieć już wcześniej, bo zaraz po przegranym 0:1 meczu z Zagłębiem Lubin postanowił pożegnać się z chorwackim krasomówcą. Sobotni blamaż - gdy dla Legii zagrała i Jagiellonia Białystok, i Lech Poznań, a przeciwko - tylko sama Legia - to ledwie symbol. Wcześniej były przecież mecze z Arką Gdynia (0:1) czy Wisłą Kraków (0:2).

To cud, że mimo jedenastu ligowych porażek mistrzowie Polski wciąż mają nadzieję na obronę tytułu. Ten wynik obnaża jednak to, co dał Legii Jozak. W dwóch ostatnich sezonach stołeczni także miewali kłopoty, ale wtedy zgromadzili "tylko" sześć (2015/16) i sześć (2016/17) porażek. Po zmarnowanej szansie w meczu z Zagłębiem miarka się przebrała. Każdy kolejny stracony punkt może kosztować Legię mistrzostwo. A te dosłownie leży na ulicy. I nie ma ani jednego kandydata, który dziś z pewnością może powiedzieć "będzie moje!". Z Jozakiem Legia przypominała co najwyżej głupca, który przed tytułem zasłaniał oczy.

Och, Romeo

Jozak zaczął w Warszawie najgorzej jak się da. Gdy po przegranym meczu z Lechem Poznań kibole stołecznego klubu zaatakowali pod stadionem piłkarzy, debiutujący Romeo całe zamieszanie bezczynnie obserwował z boku. I jak kpina brzmiały późniejsze tłumaczenia, że bierność była spowodowana komunikatem chuliganów, że "to trenera nie dotyczy". Jak słoń w składzie porcelany zachował się także wyrzucając niedawno do rezerw Michała Kucharczyka, a później robiąc piękne oczy na kolejnych konferencjach i zapewniając, że niecierpliwie czeka na powrót krnąbrnego Polaka (którego sam odsunął od drużyny).

Złe były nie tylko wyniki, ale i atmosfera. Zwieńczeniem była impreza integracyjna, która zamiast zintegrować - podzieliła. Przy tym wszystkim nie brakowało pięknych słów i wypowiedzianej z jozakowatą butą gwarancji: "podziękujecie prezesowi, że mnie zatrudnił".

Besnik Hasi na treningu przed meczem Legia Warszawa - Borussia Dortmund w Lidze Mistrzów Besnik Hasi na treningu przed meczem Legia Warszawa - Borussia Dortmund w Lidze Mistrzów FOT. KUBA ATYS

Trenerzy "na" czy "do" lata?

Zwolnienie Jozaka to porażka nie tylko tego trenera, ale i Dariusza Mioduskiego. Prezes dość szybko przyznał się do kolejnego niepowodzenia. I znów zakończył "długofalową wizję" o której tak chętnie opowiada. Już Jacek Magiera, który miał być "na lata", nie przepracował nawet roku będąc zresztą latem zwolnionym. Jozak potrenował Legię 213 dni. Krócej, niż Maciej Skorża, Jan Urban, Henning Berg, Stanisław Czerczesow i Magiera. Dłuższym stażem Chorwat może poszczycić się jedynie w towarzystwie Besnika Hasiego, który w Warszawie wytrzymał ledwie 109 dni. Ale to akurat 45-latka nie powinno pocieszać.

Obu panów łączy nie tylko krótki czas pracy w stolicy. Równie wielkie jest także ich ego. Albańczykowi zdarzało się podśmiewać z piłkarzy sugerując, że daleko im jeszcze do klasy jaką Hasi osiągnął w latach zawodowej kariery. Jozak momentami zachowywał się natomiast tak, jakby lada dzień miał zostać trenerem reprezentacji Chorwacji. Może i nim zostanie, ale o ile praca w Polsce od razu wywindowała na selekcjonerski stołek Czerczesowa, o tyle Jozak najbliższe mecze Chorwatów obejrzy co najwyżej w telewizorze kupionym za niezłą, bo wynoszącą 20 tys. euro miesięcznie, warszawską pensję.

Klamrą - i znów raczej tragiczną, niż zabawną - zamyka przygodę Jozaka z Legią jego następca. Trenera, który nie miał żadnego szkoleniowego doświadczenia zastąpił taki, który mignął tylko przez drugoligową Goricę (pracował też w trzeciej lidze). No, chyba że policzymy epizod Deana Klafuricia w chorwackiej reprezentacji kobiet. A więc oto jest kolejny trener nie "na", ale "do" lata.

Nikt nie sięgnie po sztylet

Co dalej z warszawskim klubem? Właściciel mistrzów Polski postanowił zareagować, aby nie dać Legii szansy obudzenia się przy konającym Romeo. Tego już w stolicy nie ma i na pewno nikt z tego powodu nie sięgnie - tak jak Julia Kapulet - po sztylet. Na chwilę wstrzymana została za to postępująca od jakiegoś czasu agonia (teoretycznie).

Smutne jest w tym wszystkim to, iż nie wydaje się, aby stołeczni mieli jakikolwiek plan B. Bo zgodnie z rycerskim etosem asystent Klafurić powinien iść ramię w ramie ze swoim szefem. Zamiast tego został. Na jak długo? Pewnie do lata. A co wtedy? Pewnie znów rozpocznie się kolejny, długofalowy projekt.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.