Ekstraklasa. Dwa przegrane mecze Arki. Derby Trójmiasta dla Lechii Gdańsk

Indywidualne błędy, rozluźnione ustawienie i ogromna niedokładność. Arkowcy w derbach z Lechią najpierw ponieśli porażkę w głowach, a dopiero później na boisku (2:4).
Derby Trójmiasta. Lechia - Arka 4:2 Derby Trójmiasta. Lechia - Arka 4:2 RENATA DĄBROWSKA

Naganne zachowanie

Sił na utrzymanie w ryzach formacji starczyło na raptem kilka minut. Podopieczni trenera Ojrzyńskiego zaczęli ten mecz ustawieni dość ciasno, ale szybko okazało się, że jest to bardzo niestabilny układ. Zawężaniu bocznych sektorów nie towarzyszyła jednoczesna reakcja linii ataku. Tak naprawdę Arka przegrała to spotkanie zanim wyszła na boisko - nic nie pozostało z drużyny, która dała popis konsekwentnej gry i ciężkiej pracy w starciu z Legią.

Chociaż personalnie zmieniło się niewiele, to jedna zmiana miała ogromny wpływ na układ arkowców na boisku. Siemaszko pauzował za kartki, do składu wskoczył Zarandia, więc doszło do pewnego przesunięcia. Szkoleniowiec nie zrezygnował jednak z ustawienia na dwójkę napastników, tylko że "na papierze" u boku Jankowskiego zameldował się Szwoch.
Było to o tyle istotne, że częściej to właśnie pomocnik był najbardziej wysuniętym zawodnikiem. Brakowało kogoś, kto utrzyma środek pola, wskaże kierunek rozwoju akcji, czy po prostu - przytrzyma przez chwilę piłkę.

Między linią obrony a środkową strefą wytworzyła się spora wyrwa. Bohdanow był ustawiony za daleko od obrońców przez co dość łatwo można go było odciąć od gry. Nalepa, który w pierwszej połowie okazał się najbardziej dynamicznym piłkarzem Arki, nie otrzymywał żadnego wsparcia. Praca tego duetu stanowiła zaprzeczenie postawy ze spotkania z Legią. Odległości między zawodnikami były za duże, co przekładało się na współpracę z bocznymi sektorami boiska.

Lechia tak naprawdę nie postawiła trudnych warunków. Większą część roboty wykonywali Sławczew i Lipski, którzy wychodząc do wysokiego pressingu odcinali możliwości zagrania. Arka nie potrafiła wyjść spod presji. Niezależnie od tego, czy chodziło o wprowadzenie piłki do gry, czy próbę zawiązania jakiegoś ataku na flance. W poprzednim meczu ligowym dominację w centralnej strefie udało się osiągnąć równowagą między elementem fizycznym i psychologicznym. Tym razem zawiodły oba.

Derby Trójmiasta. Lechia - Arka 4:2. Z lewej Lukas Haraslin Derby Trójmiasta. Lechia - Arka 4:2. Z lewej Lukas Haraslin RENATA DĄBROWSKA

Piesio razy trzy

Szczególnie ciekawa jest kwestia nastawienia do derbów. Nie pierwszy raz arkowcy sprawiają wrażenie, jakby w jednej chwili zapominali o wszystkim, co pokazywali w poprzednich kolejkach. Trudno zrzucić wszystko na karb przygotowania mentalnego, ale ponownie Arka jest przemotywowana i tym samym niedokładna, bez pomysłu.

Najwyraźniej było to widoczna na przykładzie Grzegorza Piesio, który bez cienia wątpliwości zasłużył na "wędkę" po maksymalnie 25 minutach meczu. Pomocnik miał bezpośredni wpływ na trzy bramki dla Lechii Gdańsk. Dwukrotnie (14. i 27. minuta - dwa gole) stracił piłkę w środkowej strefie umożliwiając przeciwnikowi kontratak, a przy bramce Peszki (2:0) nie uczestniczył w działaniach obronnych. Jego błędy były powtarzalne, dlatego trudno powiedzieć, że znalazł się nieodpowiednim miejscu i czasie.

Piesio tak naprawdę nawet nie próbował ich naprawić. Po pierwszym golu owszem, pobiegł w pole karne, ale następnie nie krył ani Peszki, ani Haraslina, a już na pewno nie kontrolował wbiegającego w pole karne Flavio Paixao. Przy drugim zachował się podobnie - ustawiony na linii pola karnego był wolnym elektronem, który jedynie zerkał w kierunku strzelca.

Popełnił jeszcze szereg błędów (poza jednym całkiem udanym strzałem), które obeszły się bez konsekwencji, ale rzutowały na obraz gry Arki. Bardzo często ścinał do środka, teoretycznie dublując zadania Nalepy i Bohdanowa. W praktyce jednak wyglądał na zagubionego i każde podanie do niego było obarczone ryzykiem straty.

Za późno na zryw

Po przerwie gra gości nieco się poprawiła, ale nie był to rezultat jakiegoś gwałtownego przełomu, a wyniku (do przerwy 4:0) i postawy Lechii. Gospodarze naturalnie oddali inicjatywę i jedynie skoncentrowali się na w miarę konsekwentnym ustawieniu. Wyszło im to połowicznie. Arkowcy stworzyli sobie kilka dogodnych sytuacji.

Trener Ojrzyński dokonał dwóch korekt w składzie (Piesio-Marcus, Bohdanow-Esqueda), które sprawiły, że jego drużyna zagrała na trójkę napastników. Jeden z nich miał za zadanie schodzić nieco niżej. Najczęściej był to Marcus, który pomagał w zawiązaniu akcji. W środku pola zrobiło się nieco ciaśniej, łatwiej było o dokładne podania. Dzięki tym wszystkim elementom Szwoch i Zarandia mieli znacznie więcej miejsca.

Wpływ roszad był najwyraźniej widoczny na przykładzie Gruzina, który swoimi rajdami kilkakrotnie wystawił na próbę defensywę Lechii (jeden gol). Kilkakrotnie pograł na jeden kontakt ze Zbozieniem, który wypuszczał go na obieg. Tylko że na jakikolwiek zryw było o co najmniej kilkanaście minut za późno.

Arka zapomniała o wszystkich swoich atutach zanim mecz tak naprawdę się zaczął. Brakowało prostych środków, które przynosiły korzyści w spotkaniu z Legią, mniej oczywiste rozwiązania stałych fragmentów gry również były rzadkością. Jedynie w 75. minucie po rzucie wolnym, Szwoch nie bił bezpośrednio na bramkę, a podał do nieźle ustawionego Nalepy, który prawie zaskoczył Kuciaka.

Przygotowanie mentalne do derbów jest w tym kontekście o tyle interesującą kwestią, że w piątek odbędą się kolejne - tym razem w Gdyni. Błędy związane z ustawieniem można w dość prosty sposób skorygować, ale z odblokowaniem głowy sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Arkowcy najpierw muszą wygrać sami ze sobą, żeby w ogóle mogli myśleć o korzystnym wyniku.

Lechia Gdańsk - Arka Gdynia 4:2 (4:0)

Bramki: F. Paixao (14., 28., 39.), Peszko (25.) - Zarandia (67.), Esqueda (90.)

Lechia: Kuciak - Wawrzyniak (64. Milos), Stolarski, Vitoria, Sławczew - Lipski, Haraslin (78. Nunes), Łukasik Ż, Peszko Ż (67. Krasić) - Nalepa, F. Paixao

Arka: Steinbors - Zbozień, Marcjanik, Helstrup, Marciniak - Zarandia, Nalepa (84. Kun), Bogdanow Ż (46. Esqueda), Piesio (46. Vinicius) - Szwoch, Jankowski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.