Legia - Górnik. Znikający piłkarze, uciekający kibice i mecz w oparach dymu, który dobrze się oglądało [SPOSTRZEŻENIA]

Hity ekstraklasy mają to do siebie, że zwykle zawodzą. Tym razem było jednak inaczej. Bo choć padła w tym meczu tylko jedna bramka, to oglądało się go dobrze. Naprawdę dobrze. I dłużej niż zwykle, o co akurat "zadbali" warszawscy kibice, którzy dwukrotnie zadymili boisko tak, że nie tylko wypędzili z trybun niektórych gości VIP, ale też przerwali grę, przedłużając tym samym o kilkanaście minut ten pasjonujący wieczór z ekstraklasą - spostrzeżeniami po spotkaniu Legii z Górnikiem (1:0) dzielą się Bartłomiej Kubiak i Konrad Ferszter ze Sport.pl.
22667756 22667756 FOT. KUBA ATYS

Legia - Górnik. Znikający piłkarze, uciekający kibice i mecz w oparach dymu, który dobrze się oglądało [SPOSTRZEŻENIA]

Hity ekstraklasy mają to do siebie, że zwykle zawodzą. Tym razem jednak było inaczej. Bo choć padła w tym meczu tylko jedna bramka, to oglądało się go dobrze. Naprawdę dobrze. I dłużej niż zwykle, o co akurat "zadbali" warszawscy kibice, którzy dwukrotnie zadymili boisko tak, że nie tylko wypędzili z trybun niektórych gości VIP, ale też przerwali grę, przedłużając tym samym o kilkanaście minut ten pasjonujący wieczór z ekstraklasą - spostrzeżeniami po spotkaniu Legii z Górnikiem (1:0) dzielą się Bartłomiej Kubiak i Konrad Ferszter ze Sport.pl.

Trener o dwóch twarzach, czyli nerwy Brosza i spokój Brosza

"Ej, no co jest! Ruszcie d... trochę do przodu" - gdyby słowami opisać gesty Marcina Brosza, to wyglądałoby to mniej więcej tak. Trener Górnika przez całe spotkanie wyrażał się bardzo ekspresyjnie. Nie tylko krzyczał, machał rękami, ale też bardzo często wybiegał za wyznaczoną strefę.

Ale chyba nikomu to specjalnie nie przeszkadzało. A na pewno nie sędziemu technicznemu, który w pierwszej połowie ani razu nie zwrócił uwagi trenerowi Górnika.

A zwrócić mógł, bo Brosz momentami aż kipiał ze złości - po raz pierwszy już w 7. minucie, kiedy Michał Kucharczyk oddał strzał z dystansu. Ale były też momenty, w których był nadzwyczaj spokojny. Np., kiedy kibice Górnika po anulowanym golu krzyczeli w kierunku sędziów: "złodzieje, złodzieje!" Brosz akurat, choć po raz kolejny wybiegł za swoją strefę, nie błaznował - był opanowany, pozytywnie motywował swoich piłkarzy. 

Legia Warszawa - Górnik Zabrze (1:0) Legia Warszawa - Górnik Zabrze (1:0) FOT. KUBA ATYS

Dym, fajerwerki i ucieczka kibiców z trybuny VIP

Była 31. minuta. Górnik rozgrywał akcję pod bramką Legii, ale wzrok większości kibiców (przynajmniej tych siedzących na lożach VIP pod trybuną prasową) skierowana była na bramkę Górnika. A w zasadzie za bramkę Górnika, gdzie na dole "żylety" najpierw zapłonęły świece dymne, a po chwili na górze odpalono... fajerwerki.

Tak, fajerwerki:

Mecz został przerwany, piłkarze zniknęli w tunelu, a kibicie (znowu ci siedzący pod nami, czyli VIP-y) szybko wstali ze swoich miejsc i zaczęli uciekać przed dymem do pomieszczeń, które przylegają do ich lóż. My nie uciekliśmy, bo nie za bardzo mieliśmy gdzie. Ale też okazało się, że nie za bardzo było przed czym, bo choć dym był gęsty - zasłonił całe boisko - to nie przyduszał.

Co nie zmienia faktu, że naszym zdaniem ta kilkuminutowa przerwa w grze - a w sumie to kilkunastominutowa, bo kibice zadymili boisko też w drugiej połowie - była zupełnie niepotrzebna. Dobrze patrzyło się na ten mecz.

Legia Warszawa - Górnik Zabrze (1:0) Legia Warszawa - Górnik Zabrze (1:0) FOT. KUBA ATYS

Legia - Górnik, czyli hit, który nie zawiódł

Na mecz patrzyło się dobrze, bo stał na wysokim poziomie. W ekstraklasie często bywa tak, że szumnie zapowiadane hity ostatecznie okazują się być kitami. Spotkanie, które podgrzewane były w mediach przez tydzień rozczarowywały. Na boisku więcej było walki wręcz, wślizgów, fauli niż dobrej i płynnej gry.

W niedzielę było inaczej, obie drużyny za wszelką cenę chciały wygrać. Legia nie starała się na siłę utrzymywać przy piłce na połowie rywali. Zamiast tego próbowała zaskoczyć zabrzan ich własną bronią - grać szybko, nawet za cenę straty przy długim podaniu za plecy obrońców.

A Górnik? Górnik na trudnym terenie nie szukał kwadratury koła, tradycyjnie starał się łapać rywali w pressingu na ich połowie lub zamknąć własne pole karne przy dłuższej akcji pozycyjnej rywali.

Górnik, który był sobą i nie szukał kwadratury koła

Zespół Marcina Brosza w Warszawie po prostu był sobą. Zabrzanie dotrzymali obietnicy, którą przed spotkaniem na łamach Sport.pl złożył ich kapitan, Szymon Matuszek. - Nie mamy zamiaru zmieniać się na jeden mecz. Do Warszawy jedziemy z takim samym nastawieniem jak na każde inne spotkanie - mówił nam pomocnik.

Górnik jak zawsze był agresywny, grał pressingiem, starał się szybko doskakiwać do rywali. Nie cofał się pod własne pole karne, nie czekał na Legię i jej akcje ofensywne, tylko atakował - wykorzystywał dziury w środku pola i obronie mistrza Polski.

Brakowało mu jednak skuteczności albo, jak w przypadku nieuznanej przez VAR bramki, szybszych i lepszych decyzji.

Legia, która sobą nie była. Ale to dobrze, że nie była

Legia w tym meczu sobą nie była. Ale to dobrze. Bo choć ostatnio wygrywała, to jednak na jej mecze patrzyło się z trudem. W niedzielę w końcu można było ją oglądać z wielką przyjemnością. A na dodatek w gorącej atmosferze.

Jeszcze kilka miesięcy temu nikt by nie przypuszczał, że to będzie spotkanie takiej rangi. A że ranga była wysoka, najlepiej świadczy liczba sprzedanych biletów. W niedzielę na stadion przyszło prawie 25 tys. kibiców. To sytuacja w Warszawie dawno niespotykana. W tym sezonie na meczu ligowym ani razu.

Oby więcej takich meczów!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.