Niekiedy kosztowali niemałe pieniądze, a oczekiwania wobec nich były naprawdę duże. Ostatecznie kończyło się na zawodzie i szyderze kibiców. Oto największe transferowe pomyłki klubów ekstraklasy.
Do Legii przychodził w lutym 2012 roku. Przy Łazienkowskiej wiązali z nim duże nadzieje, doświadczony napastnik miał być czołowym strzelcem ligi. Według niektórych prasowych doniesień Argentyńczyk w Warszawie miał zarabiać rekordowe wtedy 600 tys. euro rocznie. Z dwuletniego kontraktu wypełnił jednak zaledwie sześć miesięcy. Jego pobyt w Legii zakończył się na 10 meczach i dwóch golach.
Do Lecha trafił w 2009 roku za 200 tys. euro. Zawodnik miał być wzmocnieniem drugiej linii "Kolejorza", ale przez półtora roku rozegrał raptem 13 meczów. Na półtora roku przed wygaśnięciem umowy Słowak rozstał się z poznańskim klubem za porozumieniem stron.
Do ekstraklasy, a konkretnie do Korony Kielce, trafiał jako dwukrotny mistrz Kazachstanu oraz reprezentant tego kraju. Miał być piłkarzem wyróżniającym się w Polsce, a tymczasem przez 12 miesięcy zagrał w 26 meczach i strzelił zaledwie jednego gola. Po roku pobytu w Kielcach klub nie zdecydował się na przedłużenie umowy z napastnikiem.
Symbol transferowej wtopy w ekstraklasie. 2008 rok, Legia nie decyduje się pozyskanie młodego Roberta Lewandowskiego. Na Łazienkowską trafia za to Hiszpan Mikel Arruabarrena. Nie będziemy pastwić się nad napastnikiem. Przypomnimy tylko liczby: sześć miesięcy w Polsce, 15 meczów, 1 gol.
W ataku Lecha miał zastąpić Zaura Sadajewa i pomóc "Kolejorzowi" w walce o awans do Ligi Mistrzów. Napastnik, za którego w Poznaniu zapłacono 400 tys. euro, kompletnie rozczarował. W ekstraklasie grał pół roku, wystąpił w 13 spotkaniach i nie zdobył ani jednej bramki.
Do Pogoni trafił jako doświadczony bramkarz, który miał za sobą regularne występy w słowackiej i szkockiej ekstraklasie. W Polsce szału jednak nie zrobił. Najpierw przegrał rywalizację z Radosławem Janukiewiczem, a gdy swoją szansę otrzymał, to mówiąc delikatnie nie zachwycał. Po roku odszedł do słowackiej FC Nitry.
Chociaż do Legii trafiał z ligi hiszpańskiej, to najlepszy czas przeżywał w Szkocji, gdzie uwielbiany był przez kibiców Glasgow Rangers, z którym w 2008 roku grał nawet w finale Pucharu UEFA. Przy Łazienkowskiej pograł jednak tylko sześć miesięcy, w 15 meczach zdobył raptem jedną bramkę.
150 tys. euro - to największy wydatek w historii Podbeskidzia Bielsko-Biała. Pieniądze te klub wydał na Roberta Mazana. Słowacki obrońca uchodził za największy talent w swoim kraju, jednak w ekstraklasie zagrał tylko w dwóch meczach i po zaledwie sześciu miesiącach pobytu w Polsce został wypożyczony na półtora roku do Żyliny.
Piłkarz, który z APOEL-em grał w Lidze Mistrzów miał być rozwiązaniem problemów Legii na skrzydłach. Przy Łazienkowskiej pograł jednak tylko przez pół roku, wystąpił w 17 meczach i strzelił tylko jednego gola.
Wg nieoficjalnych informacji Lech zapłacił za tego napastnika 600 tys. euro. Duńczyk szału w Ekstraklasie jednak nie robi. Przez rok wystąpił łącznie w 19 spotkaniach, zdobył raptem pięć bramek. Zamiast ze strzelaniem goli kibicom może bardziej kojarzyć się z nocną jazdą autem, imprezami i obrażaniem Legii.