Kamil Glik swoją pechową przewrotką przywrócił odpowiednią hierarchię dylematów kadry. Pytanie, kto z rezerwowych pojedzie, a kto nie, przestało rozpalać emocje, gdy może trzeba będzie zasypywać dziurę przed bramką
Hiszpania na dwa tygodnie przed mundialem 2002 straciła podstawowego bramkarza, bo Santiago Canizares zranił się w łazience rozbitym szkłem. Brazylia na niecały tydzień przed pierwszym meczem w mundialu 2002 straciła najważniejszego defensywnego pomocnika, bo Emerson w gierce na koniec treningu bawił się w bramkarza i zwichnął bark. Czasami trafiają się cegły w drewnianym kościele, choć Kamil Glik znany był dotychczas raczej z tego, że - mówiąc Franciszkiem Smudą - nawet rzuconą cegłę by zagłówkował. Wielu od dawna by nie było w stanie grać, mając kolano w takim stanie jak on. Ostatnio doszły jeszcze problemy ze ścięgnem Achillesa. Ono było pod szczególnym nadzorem w Arłamowie. A na koniec los z tego wszystkiego zakpił. W poniedziałek miało ubyć znaków zapytania dotyczących kadry. A ich przybyło, mimo odchudzenia kadry do 24 piłkarzy, z rezerwowym Marcinem Kamińskim.
Po pechowej przewrotce Glika te skreślenia w kadrze zeszły na dalszy plan, choć Adam Nawałka zrezygnował z jednego z tych piłkarzy, których miał przy sobie od dawna i powoływał go nawet wtedy, gdy się wszyscy pukali w czoło. A teraz, gdy Krzysztof Mączyński już dawno przekonał większość niedowiarków, że jest ważny dla kadry, zatrzymały go problemy ze zdrowiem: kolano, mięsień dwugłowy. Wątpliwości, czy Mączyński zdąży dojść do pełni sił mimo straconego finiszu sezonu w ekstraklasie (nie grał od początku kwietnia), były od początku zgrupowania. Wydawało się w pewnym momencie, że Mączyńskiemu udało się je rozwiać. Ale w chwili podejmowania decyzji w sztabie nie chcieli jednak ryzykować. To można zresztą rozciągnąć na całość wyborów Adama Nawałki: trener wybrał kadrę bezpiecznie. Drzwi trzymał otwarte od jesieni do czerwca: przepuścił Rafała Kurzawę, który nie grał w eliminacjach w ogóle, przepuścił Dawida Kownackiego, też bez choćby minuty w grze o mundial, przepuścił Jana Bednarka, który zagrał tę symboliczną minutę. Więc nie jest tak, że się zamknął w świecie sprawdzonych pomysłów. Ale gdy miał wątpliwości, to rozstrzygał je na niekorzyść nowych twarzy.
Trener nie chciał odmładzania dla odmładzania. Wolał sprawdzonych, nawet jeśli ich trzeba było odbudować, jak Artura Jędrzejczyka, o którym mówią, że był jednym z największych wygranych Arłamowa. Czy podbudować, jak Sławomira Peszkę, który stał się dyżurnym "po co on go powołuje?" tej kadry, zmieniając w tej roli Mączyńskiego czy Thiago Cionka. Czy w wierze w Peszkę jest jakiś element trenerskiej przekory wobec podpowiadaczy, czy też zadań dla zadaniowca Peszki naprawdę nie jest w stanie wykonać nikt inny, to już tajemnica selekcjonera. W każdym razie przed poprzednim wielkim turniejem Nawałka potrafił wyłączyć sentymenty, gdy decydował o powołaniu choćby dla Sebastiana Mili, też ważnego dla atmosfery w kadrze. Potrafił też zrobić wiatr w podstawowym składzie, wystawiając Bartosza Kapustkę na mecz otwarcia, a Piotra Zielińskiego na mecz decydujący o wyjściu z grupy (Zieliński zagrał podczas Euro tylko 45 minut, ale to było i tak blisko dwa razy dłużej niż w całych eliminacjach). I przyzwyczaił do tego, że się przy wyborach nie kieruje widzimisię, samą intuicją, albo wiarą, że może się jakoś uda. Raczej woli dowód na przydatność zobaczyć w liczbach, podczas analizowania danych z klubów i treningów w kadrze.
Przyzwyczaił też do tego, że problemów nie nazywa problemami, tylko wyzwaniami, albo okazją, żeby więcej pogłówkować. Więc raczej nie usłyszymy z jego ust, że ewentualne wypadnięcie Glika to dramat, cios i pora przykroić ambicje. Nawałka jest z tych trenerów, którzy widzą szklanki do połowy pełne, i którzy wierzą, że czasem strata ważnego piłkarza nie tylko boli, ale też mobilizuje pozostałych do jeszcze lepszej gry.
A czasem zastępca chwyta szansę i zostaje bohaterem. Cztery lata temu nasi obecni grupowi rywale, Kolumbijczycy, jechali na mundial bez swojego Lewandowskiego: Radamel Falcao, klubowy kolega Glika, nie zdążył wrócić do formy po kontuzji. Wydawał się niezastąpiony w strzelaniu goli, aż się zaczął mundial i zaczęli szaleć James Rodriguez z Juanem Cuadrado. Hiszpanie w 2002 po stracie Canizaresa do bramki wstawili Ikera Casillasa. Brazylijczycy za Emersona - nieznanego zupełnie w Europie Gilberto Silvę, i pomknęli po mistrzostwo, a Silva do wielkiej kariery.
Co nie zmienia faktu, że byłoby lepiej dla kadry i wszystkim lżej na duchu, gdyby wariantów awaryjnych nie trzeba było sprawdzać, a Kamil Glik leciał do Moskwy na mecz z Senegalem gotowy do gry. Nastroje były w poniedziałek minorowe, a pytania o szanse Glika kwitowane: no jakieś są. Ale kto z polskiej kadry miałby się z takiego urazu wykaraskać na czas, jeśli nie on?