MŚ 2018. Bartosz Białkowski: Ja miałbym nie lecieć do Rosji? Nie chcę nawet o tym myśleć! [ROZMOWA]

- Sytuacja na naszej pozycji jest klarowna: jest nas czterech i jeden odpadnie. Ja albo Łukasz Skorupski - mówi Bartosz Białkowski, bramkarz reprezentacji Polski, który znalazł się w szerokiej kadrze na mistrzostwa świata.
Bartosz Białkowski Bartosz Białkowski Ispwich Town/Twitter

Bartłomiej Kubiak: Powołanie do szerokiej kadry było dla ciebie zaskoczeniem?

Bartosz Białkowski: Nie. Zaskoczyło mnie to wcześniejsze - na marcowe mecze towarzyskie z Nigerią i Koreą Południową. Ale skoro dostałem wtedy, to teraz też po cichu liczyłem, że Adam Nawałka się do mnie odezwie. No i się odezwał. Zadzwonił jakieś dwa, trzy tygodnie przed ogłoszeniem kadry.

Co wtedy od niego usłyszałeś?

- Że zabierze mnie na zgrupowanie do Juraty.

Tylko tyle?

- Tak. Żadnych deklaracji nie było, bo przecież nie mogło być. Tym bardziej że sytuacja na naszej pozycji jest klarowna: jest nas czterech i jeden odpadnie. Ja albo Łukasz Skorupski. Któryś z nas nie poleci do Rosji.

Jak oceniasz swoje szanse?

- Nie chciałbym o tym mówić, rozkładać na procenty, bo samemu trudno jest tak szacować. Wiadomo, że Łukasz jest świetnym bramkarzem. OK, może w tym sezonie nie pograł za wiele, ale wcześniej - w Empoli - udowodnił swoją wartość, trener Nawałka zna go dobrze jeszcze z pracy w Górniku.

Sam też potrafisz udowodnić swoją wartość. Trzeci raz z rzędu zostałeś wybrany przez kibiców Ipswich Town na piłkarza roku.

- To miłe, ale nie sądzę, by miało teraz jakiś wpływ. Zadecyduje obecna forma. Od środy zaczęliśmy treningi w Arłamowie i uważam, że to one będą kluczowe. Ja czuję się pewnie, walczę, a co będzie - zobaczymy. Przekonamy się na początku tygodnia, kiedy selekcjoner ogłosi listę 23 zawodników, których zabiera na mundial.

Będziesz rozczarowany, jeśli zabraknie cię na tej liście.

- No jasne, bardzo. Ale nawet o tym nie myślę. Dlatego nie gadajmy o tym.

Treningi bramkarskie w kadrze różnią od tych w klubie?

- W Anglii dużo nacisk kładzie się na chwyt i poruszanie w bramce. W kadrze jest inaczej: treningi są bardziej wszechstronne, ogólnorozwojowe. Jest na nich zdecydowanie więcej elementów techniki.

Na co stać Polskę na mundialu?

- Mamy swoje cele, rozmawiamy o nich, bo chcemy osiągnąć sukces, ale nie pompujmy tego balonika. Serio. Nasze poprzednie występy na MŚ pokazały, że lepiej tego nie robić. Ale nie patrzmy teraz ani w przeszłość, ani za bardzo w przyszłość.

Trafiliśmy do trudnej grupy?

- Tak. Nasi rywale są z różnych kontynentów. Prezentują odmienną kulturę, styl gry. Senegalczycy są silni, atletyczni. Kolumbijczycy - świetnie wyszkoleni technicznie. Japończycy - szybcy i wybiegani. 

A Polacy?

- Też mamy swoje atuty, ale nie rozmawiajmy o nich.

Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie dotyczące mundialu?

- Jako pierwszy wbił mi się w pamięć mecz Anglia - Argentyna. 1998 r., mistrzostwa świata we Francji. Czerwona kartka dla Davida Beckhama za kopnięcie Diego Simeone. Remis 2:2, a potem rzuty karne i płacz Anglików. A także moje łzy, bo od dziecka kibicowałem tej reprezentacji, byłem fanem Manchesteru United.

W Rosji możecie trafić na Anglię już w 1/8 finału.

- Tak, wiem o tym.

Chciałbyś?

- Pewnie, że bym chciał! Ale powtarzam: nie pompujmy. Anglicy też w tym roku pochodzą do MŚ bardzo spokojnie. Mają młody skład. Dlatego więcej pisze się o tym, że leci on do Rosji po naukę niż po medal. Co akurat jest dużą zmianą, wręcz kolosalną, bo patrząc na poprzednie wielkie turnieje, oczekiwania na Wyspach bywały dużo, dużo bardziej rozbudzone.

Anglia to twoja druga ojczyzna?

- Może nie całe, a 75 proc. mojego piłkarskiego życia spędziłem na Wyspach. I nie zanosi się, bym na razie się stamtąd ruszał. Dlatego tak, można ją nazwać drugą ojczyzną.

Zostajesz w Ipswich na przyszły sezon?

- Mam jeszcze rok ważnego kontraktu, ale nie jest powiedziane, że zostanę. Mam marzenia, jak każdy.

Jakie?

- W tej chwili jedno: polecieć na mistrzostwa. I na tym zakończmy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.