Bieszczadzki ośrodek kolejny raz przeżywa oblężenie. Inne, niż dwa lata temu, bo bardziej kontrolowane, ale mimo wszystko - oblężenie. Przed Euro 2016 setki kibiców ganiało za meleksami przewożącymi zawodników, więc w tym roku zrezygnowano z tego - jak się okazało - ekstremalnego środka transportu. Piłkarzy wysłano za to do tunelu prowadzącego z Rezydencji Arłamów do hotelowej recepcji. - Pamiętając tamte wydarzenia postanowiliśmy wprowadzić zmiany po to, aby było sprawniej - mówi rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski.
Nie udało się jednak uniknąć incydentów, bo jeden z oczekujących kibiców we wtorek dostał ataku padaczki. Dzięki udzielonej pomocy i szybkiemu transportowi do szpitala skończyło się tylko na strachu. Dużej grupie kibiców udało się jednak zdobyć wymarzone autografy i selfie, bo Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny, Grzegorz Krychowiak i Łukasz Teodorczyk, którzy do Arłamowa dolecieli jako ostatni, długo podpisywali kartki i pozowali do zdjęć. Wraz z ostatnim podpisem skończyło się jednak show, a zaczęła ciężka praca.
Pobyt w Bieszczadach Nawałka zaprogramował wyjątkowo intensywnie. Nie będzie tu mowy o luzie i zabawie, jak w Juracie. Od środy do piątku kadrowicze mają w planach dwa treningi dziennie. W sobotę rozegrany zostanie natomiast wewnętrzny sparing z udziałem VAR-u, który poprowadzi Szymon Marciniak. - To pomysł trenera, który dba o detale. Nie będziemy mieli systemu na miarę Ekstraklasy, ale na pewno pojawi się wóz z kilkoma kamerami, które pomogą nam przećwiczyć kluczowe sytuacje - wyjaśnił Sport.pl najlepszy polski arbiter.
Nie tylko podczas sobotniej gierki, ale i w trakcie treningów selekcjoner planuje kontynuować eksperyment z trzema obrońcami, który obiecujące efekty dał podczas meczów z Urugwajem, Nigerią i Koreą Południową. Dla zawodników każde zajęcia będą na wagę złota, bo do ogłoszenia nazwisk, które znajdą się na 23-osobowej kadrze, pozostało tylko pięć dni. Wybrańców selekcjoner przedstawi na konferencji prasowej w poniedziałek. Tego samego dnia hotel opuszczą zawodnicy, którzy ostatecznie nie znajdą się na liście Nawałki. Pozostali piłkarze w Arłamowie pozostaną do czwartku, gdy o 11:15 wylecą z Rzeszowa do Poznania.
Na zgrupowaniu nie pojawił się wciąż Marcin Kamiński, który we wtorek samolotem miał polecieć z Poznania do Rzeszowa, a stamtąd dojechać do Arłamowa. W ostatniej chwili reprezentacyjny lekarz dr Jacek Jaroszewski zalecił pozostanie zawodnika w Wielkopolsce. Powodem tej decyzji okazała się infekcja z którą zmaga się stoper VfB Stuttgart i obawa, że w samolocie mógłby zarazić kilku innych lecących z nim piłkarzy. Kamiński otrzymał silne leki przeciwwirusowe i już wieczorem zgłosił lekarzom poprawę stanu gardła. Według ostatnich doniesień z obozu kadry obrońca w Arłamowie zamelduje się dziś ok. godz. 12.
Przez ostatnie 10 dni leczenie zachowawcze przechodził inny defensor, Kamil Glik. Lider AS Monaco zmaga się z przeciążeniowym urazem ścięgna Achillesa. W środę ma rozpocząć się wprowadzanie Glika do zajęć. Według naszych ustaleń 30-latek nie weźmie jednak udziału w środowych zajęciach ani rano, ani wieczorem. Zamiast tego czekają go zajęcia indywidulane.
Pod obserwacją przebywają także Karol Linetty i Bartosz Bereszyński, którzy - podobnie jak Kamiński - narzekają na drobne infekcje. W pełni zdrowi są za to Krzysztof Mączyński i Artur Jędrzejczyk, którzy jeszcze niedawno zmagali się z drobnymi urazami m.in. kolana.
W tym tygodniu kibice będą mogli obejrzeć na własne oczy dwa treningi reprezentacji Polski. Pierwszy z nich zostanie otwarty w całości w środę, drugi - w niedzielę. Na obu zjawi się po 800 kibiców, którzy specjalne bilety otrzymali od przedstawicieli Podkarpackiego ZPN-u. Jak poinformował prezes Mieczysław Golba związek otrzymał aż kilkanaście tysięcy próśb o bilety. Ostatecznie wejściówki rozdysponowano pomiędzy podkarpackie szkoły i kluby piłkarskie.
Drobne zmiany PZPN wprowadził we współpracy z dziennikarzami. Na zgrupowanie w Arłamowie akredytowało się ich ok. 150, znacznie więcej, niż przed mistrzostwami Europy. Na drzwiach hotelu mogli oni zobaczyć informację o zakazie zbierania autografów i robienia sobie zdjęć z reprezentantami pod groźbą utraty akredytacji. Ostrzeżenie nie przekonało jednak jednego z pracowników rzeszowskiego oddziału Telewizji Polskiej, któremu udało się co prawda zebrać podpis trenera Adama Nawałki, ale i jednocześnie stracić wstęp do hotelu.